Czy Polska jest normalnym krajem? "Do tego długa droga" | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 9.12.2016

Czy Polska jest normalnym krajem? „Do tego długa droga”

Z głębokim zdumieniem, a nawet pewnym zaniepokojeniem przeczytałem ostatnio w prasie „komunikat”, powtórzony później chyba przez wszystkie portale internetowe, że w wyniku działania programu „Rodzina 500 +” ok. 150 tysięcy kobiet zrezygnowało z pracy. Konsekwencją tego ma być: po pierwsze – trwałe wypadnięcie z rynku pracy i praktycznie niemożliwy do tej pracy powrót; po drugie – wyjątkowo niskie, zapewne głodowe emerytury, jakie w przyszłości owe panie będą mogły otrzymać.

Moje zdumienie i zaniepokojenie budzi nie to, że w tego typu prasowych anonsach podawane są bzdury. Do tego już przywykłem. Mój sprzeciw budzi fakt, że tak „sprzedana” informacja niejako z definicji zakłada, że stan „normalny” to taki, gdy oboje rodzice (ciągle uważam, że normalna rodzina to dwoje rodziców (różnej płci) i ich dzieci) pracują, a trud wychowania dzieci wzięło na siebie państwo, udostępniając stosunkowo tanie żłobki i przedszkola. Otóż przypominam, a młode pokolenie informuję, bo może nawet o tym nie wie, że w tak zwanym normalnym świecie, w jakim i ja się wychowałem, mężczyzna pracuje i zapewnia rodzinie finansowe bezpieczeństwo, a kobieta zajmuje się tym, co literatura nazywa podtrzymywaniem ciepła domowego ogniska i wychowaniem dzieci. I nie zmienią tego ani wojujące feministki, ani kolejne liberalne rządy, które tworzą warunki do coraz większego wyzysku ludzi pracy najemnej.

W ostatnich miesiącach miałem okazję kilkakrotnie rozmawiać z młodymi ludźmi, którzy od kilku lat przebywają na zachodzie Europy i w Kanadzie. Chętnie słuchałem ich opowieści o tym, jak żyje się w tych krajach. Prawie za nieprawdopodobne uważałem informacje o tym, jak bardzo urzędnicy różnych szczebli mogą być przyjaźni mieszkańcom. Okazuje się, że naprawdę pomyłkę w odczycie ilości zużytej wody można skorygować telefonicznie, a kwotę pieniędzy, które z powodu owej pomyłki nie zostały zapłacone, uregulować przy następnym przelewie. I wszystko to na zasadzie wzajemnego zaufania i życzliwości. Bo okazuje się, że w kraju, z którego ów przykład pochodzi, zarówno urzędnik jak i zwykły obywatel, nawet pochodzący z Polski, zakładają wzajemną dobrą wolę.

Jakże różne jest to od żądania, jakie zgłosił mi pisemnie urzędnik spółdzielni mieszkaniowej w Polsce. Pod groźbą odpowiedzialności karnej miałem na piśmie podać, ile osób w tym lokalu zamieszkuje i zobowiązać się do tego, że o każdej zmianie tego stanu poinformuję władze spółdzielni. Przekazałem taką informację i złożyłem oświadczenie o przyjęciu tego wszystkiego do wiadomości. I z początkiem kolejnego roku otrzymałem od tego samego urzędnika identyczne jak poprzednio żądanie. Bo „władza” z nowym rokiem musi mieć nowe oświadczenie obywatela. Czy aby na pewno?

Takich absurdów w polskim życiu można znaleźć bez liku. We wspomnianych rozmowach z młodymi ludźmi niezmiennie zadawałem pytanie: co musiałoby się stać, żeby wrócili do Polski? Odpowiedź była w zasadzie zawsze jednakowa: Polska musiałaby stać się normalnym krajem. Przyznaję, że próbowałem uściślić to bardzo ogólnikowe stwierdzenie. Ale i tu odpowiedzi były wprawdzie nie identyczne (jak w gruncie rzeczy poprzednio), ale bardzo podobne. „Praca – i to za w miarę godziwe pieniądze”. A godziwe to takie, gdy jedna osoba może utrzymać rodzinę. Na takim poziomie, że starcza od pierwszego do pierwszego. Na zakup zimowych butów czy kurtki nie trzeba odkładać przez cały rok. Gdy ta jedna pensja pozwoli na wyjście raz czy dwa razy w tygodniu na obiad do restauracji (bez potrzeby „pichcenia” w domu). Gdy raz czy dwa razy w roku można wyjechać na krótkie wakacje. Zdaniem moich rozmówców druga osoba może pracować w rodzinie, gdy zamierza się kupić dom bez zaciągania kredytu na trzydzieści lat, gdy nie wystarcza samochód Ford Focus, a marzy się coś znacznie bardziej luksusowego. Gdy rodzina zamierza w wakacje odbyć podróż dookoła świata.

Doszedłem do wniosku, że w gruncie rzeczy oczekiwania moich rozmówców są bardzo normalne, niemal codzienne. I mam wrażenie, że realizacja programu „Rodzina 500+” jest pierwszym krokiem w kierunku budowy takiego, normalnego państwa. Ale jednocześnie zrozumiałem, jak długa droga do tej normalności przed nami. I zrozumiałem, że ci, którzy już wyjechali, zapewne nie wrócą. W naszym, zaledwie teoretycznym państwie, normalności nie da się przywrócić w ciągu jednego pokolenia. Zwłaszcza, gdy nie wiedzieć z czyjej inspiracji, zamiast budować narodową jedność, dzielimy się w każdej sprawie, na każdy temat, zawsze mniej więcej po połowie.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.

Wyświetlono 1 Komentarz
Napisano
  1. Starsza pisze:

    Całe moje dzieciństwo i dorosłe życie to strach z powodu braku poczucia bezpieczeństwa. Rodzice w więzieniu z powodów politycznych, brak domu, studia stacjonarne i dorabianie jako sprzątaczka, jako czyściciela palników acetylenowych. Doktorat poza granicami kraju i dorabianie w międzynarodowej księgarni, gdy moje dzieci przyszły na świat, system kartkowy na zakup żywności, strach przed brakiem jedzenia, brak ubrań…Praca i nieustające wali polityczne, teraz nieustająca walka medialna a obywatel? Obywatel jest ciągle jak śmieć o którego władcy wycierają nogi podczas nieustającej wojniy między sobą aby zawalczyć o kasę. Kto z obywateli ma poczucie bezpieczeństwa? Kto ich o to pyta? Co to znaczy podmiotowe poczucie bezpieczeństwa? Zabija nas obywateli styl komunikacji, brak szacunku wzajemnego, i brak obywatelowi nadziei na to że może być lepiej.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>