Mateusz Grzesiak: Jesteśmy nacją, która przez ponad 200 lat była gwałcona przez inne | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 10.04.2015

Mateusz Grzesiak: Jesteśmy nacją, która przez ponad 200 lat była gwałcona przez inne

2 lat studiów wyższych, 7 napisanych książek, tyle samo języków opanowanych w stopniu biegłym i komunikatywnym, 150 tys. fanów w mediach społecznościowych. Liczby mówią same za siebie. Mateusz Grzesiak jest obecnie najpopularniejszym trenerem rozwoju osobistego w Polsce. O polskim pesymizmie, programowaniu się na sukces i dziennikarskiej odpowiedzialności opowiadał w rozmowie z Dominiką Prais.

mateusz-grzesiakKiedy odwiedza się Pana stronę internetową, uwagę przykuwają statystyki. Czy to one są kluczem do sukcesu?

Mateusz Grzesiak: Nie, one są raczej miarą tego sukcesu. Nie są drogą do czegoś, a wynikiem wszelkiego rodzaju działań, które ktoś podjął w swoim życiu. Czasami łapiemy się na tym, że jeśli te liczby są duże, to wydaje nam się, że ktoś osiągnął sukces. Ja mam jedno dziecko i uważam to za największy sukces mojego życia. Mam jedną żonę i to dzięki Bogu mi wystarczy. Nie patrzę na to w kategoriach liczbowych. Statystyki są po to, żeby zachęcić ludzi do poznania mnie na żywo. Mają pokazać kim tak naprawdę jestem.

A jest Pan obecnie najpopularniejszym coachem w kraju, magistrem prawa i psychologii, doktorem w zakresie zarządzania i finansów. Ludzi z kilkoma fakultetami w dłoni jest dzisiaj w Polsce bardzo wielu. Większość z nich narzeka na brak perspektyw. To wina systemu czy ich samych?

M.G. Myślę, że jednego i drugiego. Patrząc na to od strony obwiniania, chociaż słowo wina jest mi trochę obce, zamieniłbym je na odpowiedzialność, bo bardziej mi się podoba, można wyróżnić cztery czynniki. Po pierwsze jestem ja i to ja mam odpowiedzialność, żeby kreować swoje życie. Jest też system, w którym się urodziłem. W moim przypadku był to ustrój komunistyczny. Musiałem uciekać od poczucia gorszości, braku zaufania do sąsiadów i tak dalej.
Odpowiedzialność ponosi także szeroko pojęta rzeczywistość. Dla przykładu: rozmawiamy sobie w tym miejscu i jeden Pan Bóg raczy wiedzieć, z jakiego powodu się tu spotykamy. Pozostaje jeszcze kwestia determinantów środowiskowych. Ja bym to więc podzielił na kilka worków z odpowiedzialnością. Z całą pewnością chwytam za ten, który jest mój, bo jestem kowalem własnego losu. Idę do innych i mówię co robię. Jak im się spodoba, to stworzymy dużą grupę, która zacznie wywierać coraz większy wpływ na daną społeczność.

W swojej ostatniej książce „Succes and change” wspominał Pan o możliwości wykreowania siebie, zaprogramowania do pełnienia określonych ról społecznych. Czy takie podejście nie grozi przemianą człowieka w roboty?

M.G. Każde zachowanie, które ja mam, opiera się albo o podstawowe potrzeby typu: jeść, oddychać, spać i tak dalej, albo o mentalne, które generują określonego rodzaju sytuacje w rzeczywistości. Więc ja tak czy inaczej się zaprogramuję. I z tego punktu widzenia jestem robotem. Pytanie czy jestem robotem szczęśliwym czy nieszczęśliwym. Mogę rano wstawać z chęcią do biegania i być skutecznym oraz szczęśliwym robotem, ale mogę być też nieszczęśliwym robotem, chodząc do roboty, której nienawidzę.
Na szczęście nie możemy być tylko robotami, bo mamy rzeczywistość, która jest nieprzewidywalna. I niezależnie od tego czy wierzymy w karmę, w Boga, Allacha, w wyższe ja czy w energię kosmosu, świat podsyła nam niespodzianki, dzięki którym musimy reagować spontanicznie. Nie ma więc problemu w tym, że ktoś się stanie robotem, bo świat i tak zapuka do jego drzwi i zrobi coś niespodziewanego.

W Polsce funkcjonuje powiedzenie im wyżej wejdziesz z tym większym
hukiem spadniesz. Na ile odzwierciedla ono stosunek Polaków do sukcesu i w jakim stopniu może wpłynąć na rzeczywiste osiągnięcie celu?

M.G. Jesteśmy nacją, która przez ponad 200 lat była gwałcona przez inne. Nasze poczucie własnej wartości po zaborach, po dwóch wojnach, komunizmie jest tak wyprane, że to się w głowie nie mieści. Permanentne doszukiwanie się pesymistycznych scenariuszy w każdych mediach R1; to są demony przeszłości, których wcześniej czy później będziemy musieli się pozbyć, żeby nie doprowadzać do sytuacji, w której Polak ma problem, nawet jeśli nie ma problemu, więc musi go znaleźć.
Z całą pewnością, od strony potencjału mentalnego, który mamy, odbieramy sobie możliwości, jakie posiadamy, bo nie wiemy, w jaki sposób można zacząć myśleć. Jesteśmy nacją ekstremalnie pesymistyczną, w przeciwieństwie do na przykład ekstremalnie optymistycznych Amerykanów. I nie chodzi o to, żebyśmy przechodzili z jednego ekstremum na drugie, bo to też nie działa, ale żeby urealnić, oprzeć na faktach i zdrowym rozsądku nasze życie. Tego Polakom z całą pewnością brakuje. Rozwijamy się, jesteśmy coraz bardziej optymistyczni, ale wciąż jeszcze nie patrzymy na fakty. Przykład: 6% osób w Polsce jest przekonanych, że inni ludzie są dobrzy. To fatalny wynik, który musimy ulepszyć. Musimy bardziej sobie ufać, bo to jest fundament cywilizacji przedsiębiorczości i relacji międzyludzkich.

Zwraca Pan uwagę na pesymizm Polaków. Trudno się z nim nie zgodzić, biorąc chociażby pod uwagę fakt, jak dużą „klikalnością” cieszą się w internecie wiadomości o tragicznych zdarzeniach. Zastanawiam się jaką rolę odgrywają media w kształtowaniu negatywnej postawy polskiego społeczeństwa?

M.G. Odpowiedzialność dziennikarzy polega na tym, aby dawać ludziom nie to co im się podoba, ale to co chcieliby usłyszeć, w sposób, który im się spodoba. I to jest połączenie dwóch różnych światów. Edukacyjna wartość dziennikarstwa jest ogromna. To, że ludzie czegoś chcą, nie będąc na odpowiednim poziomie świadomości, żeby zdać sobie sprawę, że robią sobie krzywdę, wcale nie zwalnia z obowiązku, aby im powiedzieć: mylicie się! Dam wam coś lepszego. Wychodząc od konsumpcjonizmu mogliby wejść w kontekst edukacji: nie musimy kupować wszystkiego, żeby być szczęśliwymi, ale możemy się uczyć, jak bym szczęśliwymi.
To, że jest jakaś karma, jakaś era, jakiś poziom ewolucji świata, w którym ja się urodziłem, to wcale nie oznacza, że jeżeli wszyscy coś robią, to nie popełniają błędu. Cofnijmy się o 500 lat. Jesteśmy w Polsce. Widzimy jakiegoś człowieka, który goni za kobietą, krzycząc: ona ma czarnego kota, wbiję ją na pal i wtedy Pan Bóg ją ukarze. I to był jego poziom świadomości. Przecież my mamy tego typu czarownice i tego typu gości ciągle biegających dookoła, bo człowiek, który mówi, że dobre wiadomości to są złe wiadomości biegnie za swoją czarownicą. On jest nieświadomy. Musimy mu powiedzieć: hej, ile razy w ciągu dnia spotyka cię nieszczęście? I nagle się okazuje, że w oparciu o fakty prawie w ogóle.
Szukanie na siłę czegoś co nie działa, bo to się sprzedaje, jest rodzajem właśnie sprzedawania się, a nie tworzenia kultury docelowej, w której ja chcę żyć. Moim obowiązkiem, jako psychologa jest pomagać ludziom. Waszym obowiązkiem, jako dziennikarzy jest tworzyć świat w oparciu o prawdę i fakty. Istnieje cała masa ludzi, którym nic się dzisiaj nie wydarzyło i o tym trzeba mówić. Ale to jest znowu kwestia pewnego sposobu myślenia, z którym ja walczę i który staram się zmienić. Nie pozostaje zatem nic innego jak życzyć powodzenia i wytrwałości w tej walce.

Dziękuję za rozmowę.

Autor

- pasjonatka literatury i sztuki, miłośniczka kultury francuskiej.

Wyświetlono 2 komentarze
Napisano
  1. Jesteśmy nacją, która przez ponad 20 lat : chyba zabrakło zera, niestety ?

    Fakt, tabloidowe media promują głównie negatywy, tragedie. Specjalnie lub nieświadomie, „pompują” w ten sposób tzw pain body społeczeństwa.
    Optymizmu nam trza, zgadzam się bo martyrologia w PL nadal kwitnie niestety.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika