Rząd Mateusza Morawieckiego wycofał się z ustawy o IPN, która umożliwiała skuteczną ochronę dobrego imienia naszego kraju zwłaszcza w kontekście historii II wojny światowej. Tym samym ugiął się pod naciskiem środowisk żydowskich, którym najbardziej zależało na możliwości dowolnego i bezkarnego opisywania historii Polski. Teraz znów ma taką możliwość.

Wczoraj w trybie błyskawicznym wykreślono z ustawy o IPN najważniejsze zapisy, które umożliwiały ściganie z urzędu osób i instytucji, które prezentują nieprawdziwe treści opisujące historię. Zgodnie z zapisami w ustawie, mogło za to grozić nawet pozbawienie wolności. Po zmianach wszystko wraca do stanu poprzedniego, co oznacza, że za szkalowanie Polski pseudohistorycznymi publikacjami – nie będą groziły już żadne konsekwencje.

Deklaracje wypowiadane ustami premiera, który tłumacząc zmiany w ustawie sugeruje, że wprowadzone zostały po to, „aby jeszcze lepiej chronić prawdę historyczną” są całkowicie nieprawdziwe.

Z kolei dopisanie do ustawy zapisu o możliwości wytaczania pozwów cywilnych wobec tych, którzy fałszują historię – należy traktować jako legislacyjną kompromitację, ponieważ taka możliwość istnieje zawsze, niezależnie od jakiejkolwiek ustawy (każdy może w sposób dowolny prowadzić cywilne spory sądowe).

O tym jak trudno jest w sądach walczyć o prawdę historyczną i jak długa i kosztowna jest to droga najlepiej przekonał się 96-letni Karol Tendera, były więzień KL Auschwitz, który dopiero po wielu latach sporów w niemieckich sądach ostatecznie wygrał proces z telewizją ZDF.

Nowa ustawa o IPN miało takie i podobne procesy zastąpić postępowaniami prokuratorskimi prowadzonymi z urzędu. Tak jednak nie będzie, bo właśnie z takiej możliwości zrezygnował premier Morawiecki.

W ten sposób upada mit o godnej Polsce, która broni swojego dobrego imienia i skutecznie chroni ich bohaterskich czynów w czasie II wojny światowej.

Co ważne, spora część elektoratu PiS z entuzjazmem przyjęła pierwszą wersję ustawy o IPN. Wielu Polaków publicznie jej broniło. Wczoraj nieoczekiwanie otrzymało od rządu jasny sygnał, że nie warto robić tego w przyszłości, bo Mateusz Morawiecki w każdej chwili może zmienić zdanie, chcąc realizować własne, być może partykularne interesy, niezależnie od woli elektoratu. Tyle tylko, że Morawiecki nie ma własnego elektoratu, jest człowiekiem „z zewnątrz” środowiska partii rządzącej, co dziś widać lepiej niż kiedykolwiek.

Warto zatem zadać publicznie pytanie obecnemu premierowi o to, jakie interesy łączą go ze środowiskiem żydowskim, że tak łatwo poddał się jego woli? Być może odpowiedź znajdziemy w doniesieniach o tym, że posyłał swoje dzieci do prywatnej szkoły prowadzonej przez żydowską fundację Ronalda S. Laudera?

Ronald Steven Lauder to przedsiębiorca, dyplomata, filantrop, żydowski działacz społeczny. Od 2007 roku przewodniczący Światowego Kongresu Żydów. Syn Josepha i Estée Lauder, założycieli marki kosmetyków Estée Lauder.

Fundacja Laudera prowadzi w Warszawie prywatne przedszkole, szkołę podstawową i gimnazjum. W programie edukacji jest m.in. nauka języka hebrajskiego, kultury żydowskiej, a w stołówce obowiązuje koszerny, bezmięsny jadłospis…

Bilans „zamieszania” wokół” ustawy o IPN jest dla Polski ze wszech miar negatywny. Bardzo dużo straciliśmy wizerunkowo na jej wprowadzeniu, ale można było tłumaczyć to ceną, jaką trzeba zapłacić za ochronę polskiego dobrego imienia. Wycofując się tracimy po raz kolejny pokazując światu, że polski rząd jest słaby, podatny na wpływy i odpowiednimi naciskami można uzyskać, albo wręcz wymusić wszystko, co się chce.