"Tu wszyscy jesteśmy emigrantami", czyli Franki, klapki i polski clown - cz. 1 | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 6.02.2015

„Tu wszyscy jesteśmy emigrantami”, czyli Franki, klapki i polski clown – cz. 1

2600 lat historii! Upojne koncerty cykad i około 300 dni słonecznych rocznie. Idiotyczne arabskie disco dudniące z samochodów, policjanci zamieszani w afery korupcyjne w dzielnicy blokowisk Quartier Nord, dzikie papugi fruwające – mimo powyższej korupcji – miejskim parku i nad ulicami, ochroniarze przed butikami, a w nich zegarki za 10-30 tys euro.

francja-reportaz-1

To miasto, nazywane celnie przez anglosaską prasę: Rio-sur-mer… jest trochę jak egzotyczny czatnej (potrawa znana mi z kuchni Hare Kryszna), za ostra by tu wytrzymać i za słodka by przestać za nią tęsknić…

Stada Romów koczujących przy dworcu w namiotach i grzebiących w śmietnikach, największy port śródziemnomorski, mewy, uliczne katarynki, tarot marsylski, szczury w ilości statystycznej ponad dwa na mieszkańca, co widać gołym okiem…

– Chcesz się zaprzyjaźnić z Francuzami? To może być trudne – śmieje się znajomy Albańczyk z kursu językowego dla emigrantów – bo tu niewielu Francuzów zostało! Nie bez przyczyny krąży tutaj kawał: Przez jakie pierwsze miasto afrykańskie przejeżdżał rajd Paryż – Dakar? – Marsylia!

– Wszyscy tu jesteśmy emigrantami – uśmiecha się sympatycznie Marokańczyk Said, właściciel wegetariańskiej knajpki Le cours en Vert.

francja-reportaz-2

Pobliska wyspa If znana z powieści o Hrabim Monte Christo.

Tu wszyscy tęsknią z rodzimą walutą

Dominika pracuje na stanowisku, które – co oczywiste – nijak się ma do jej polskiego wykształcenia. Sprząta… Ma już dosyć tego zasuwania. W międzyczasie uczy się pisać francusku, bo do tej pory nie miała na to czasu. W kraju Franków od 9 lat, poznaję ją w szkole językowej.

– Zastanawialiśmy się razem z mężem (niegdyś właściciel świetnie prosperującej firmy budowlanej), jakie by tu znaleźć słowo– na tutejsza ludność, no wiesz, tę emigrację z Południa… „Klapki” – to był strzał w dziesiątkę! Bo oni ciągle w tych klapkach defilują, nawet na motorkach w nich jeżdżą…

– No i „Franki”. Za tymi frankami to jednak tęsknią, no nie ? Przecież wszystko poszło do góry co najmniej kilkadziesiąt procent jak wprowadzono euro. Do dziś na paragonie sklepowym są dwie ceny.

francja-reportaz-3

Nikt tu nie pracuje

…piaszczyste i skaliste plaże Morza Sródziemnego oraz cudne dzikie zatoczki, czyli calanques, punkt werbunkowy Legii, koszmarne korki, stadion OM (klubu Olympic – dumy miasta), błękit nieba i rzadkie ulewy, zachwycone twarze bladych turystów, duże bezrobocie, mieszanina języków na ulicach, przepiękna panorama miasta i morza z Katedry Notre Dame, pobliska wyspa If znana z powieści o Hrabim Monte Christo, weseli, uprzejmi ludzie siedzący w kawiarniach niemalże przez cały dzień…

Czy ktoś tu w ogóle pracuje? To miasto, nazywane celnie przez anglosaską prasę: Rio-sur-mer… jest trochę jak egzotyczny czatnej (potrawa znana mi z kuchni Hare Kryszna), za ostra, by tu wytrzymać i za słodka, by przestać za nią tęsknić…

Pan Włodek na zielonym

francja-reportaz-m-1Popołudniami widuję go przy światłach na ruchliwej ulicy. Pan Włodzimierz jest klaunem. Zagaduję go kolejny raz, niegdyś udawał, że nie rozumie polsku, zatem dzisiaj spróbuję innej taktyki – porozmawiamy po francusku… Na propozycje zrobienia zdjęcia Polak przebrany za klauna pyta: A za ile?

Daję mu kilkadziesiąt centimów. Zapala się zielone i meżczyzna o pomalowanej twarzy podchodzi do samochodów, uśmiecha się, robi miny do kierowców i dzieci. Fala aut rusza spod świateł i klaun podchodzi do mnie. Pyta: dobra fotka? Do gazety, napiszesz o mnie? Ja ci chętnie opowiem…

Jestem zaskoczony, nic mu o sobie przecież jeszcze nie mówiłem, ale nadstawiam ucha chętnie, bo jestem oportunistą: opowiada, że był kiedyś górnikiem w kraju, a tu mieszka od 20 lat. – Tutaj narkomani jakoś żyją, ale dlaczego dla mnie nie ma pracy? – skarży się przejmującym głosem – A ja nie jestem narkomanem, chcę pracować. Nie mam nawet carte vitale (ubezpieczenia), ani konta w banku – brzmi to szczerze jak cholera. – Znam tu kilka osób, o tego prawnika, co ma biuro za światłami, widzisz tam? – Wtrąca polskie słowa, jest na lekkim rauszu. Ale kolejne auta stają na światłach i polski klaun z szerokim uśmiechem na dwukolorowej twarzy wraca na swoje miejsce. – Bonne chance!

Kolorowi emigranci

francja-reportaz-m-2Ekskluzywne sklepy w luksusowych dzielnicach, złodzieje, dealerzy shitu, rosyjscy turyści, chińscy turyści, uliczni artyści, żebracy, włóczędzy i biedacy, którzy zjeżdżają tu z chłodniejszej północy, kolorowy melanż wszystkich ras i kultur, stoliki na otwartym powietrzu uginające się od ciastek domowej roboty w czasie Ramadanu, loża masońska, drugi największy zespół miejski we Francji, zorganizowany chaos, dzieciaki robiące skręty z marychy w metrze, nowa promenada nadmorska zalana betonem i brak drzew, Aisha aisha ecoutez-moi, połączenie biedy, rozpaczy, apatii i bałaganu z wyrafinowaną Francją-elegancją, nowe developerskie apartamentowce z mieszkaniami za 300 tys euro oraz wąskie i strome uliczki znane z filmu Taxi, około 300 kałasznikowów zarekwirowanych w tym roku… podobno prawie 70 procent populacji to kolorowi emigranci, psie kupy prawie wszędzie, egzekucje z pistoletów maszynowych jako sposób zemsty na wrogach mafii, Polacy jacy tacy i jakże ich tu niewielu w porównaniu z UK…

Zaradni jak Polacy

francja-reportaz-m-3Jak przyjechałem do Francji, to wyobrażałem sobie, że jest to kraj bardzo zorganizowany, bogaty i w ogóle super – Radek z Podkarpacia, rocznik 77, we Francji od 4 lat, wykształcenie średnie techniczne, prowadzi firmę remontową. – Spodziewałem się czegoś więcej… Zawiodłem się na poziomie tak zwanej ogólnej inteligencji. Uważam, że my Polacy możemy się tutaj dowartościować i to bardzo. Jako naród jesteśmy o wiele bardziej zaradni. Panuje tu straszne rozleniwienie. Być może tylko tu, na południu. Natomiast ogólnie ludzie są bardziej luzaccy, otwarci, mniej zestresowani, na pewno w Polsce brakowałoby mi tego cudownego słońca, widoku zatoczek Calanques i Morza… Jestem naprawdę przepołowiony, połowa mnie jest w Polsce, bo wiadomo, korzenie, rodzina, a Francję dopiero odkrywam, poznaję. Może poznam Francuzkę i się z nią ożenię? Czasami poznaje się tę drugą osobę w banalnych okolicznościach, jak np. wakacje…

– Uważam, że Francuzi bardzo szanują Polaków, nigdy tu nie traktowano mnie z wyższością. Jako Polacy daliśmy sobie poznać, że jesteśmy narodem pracowitym, zaradnym i twardym. Że nie damy sobie w kaszę napluć. Wydaje mi się, że Francuzi o tym doskonale wiedzą i dlatego polskie firmy działają tu z powodzeniem. Na przykład ten plombier polonais… słynny polski hydraulik.

– Główną różnicą między Francuzem a Polakiem jest to, że typowy specjalista polski, obojętnie w jakiej dziedzinie, zna się też na innych dziedzinach. I to się na francuskim rynku bardzo ceni. Ja np., oprócz tego, że potrafię pomalować, to mogę też położyć kafelki, od razu mam więc kolejne zajęcie i nie siedzę, czekając aż ktoś zadzwoni malarza. Bo moja recepta na sukces to elastyczność!

– Moje kontakty z Polakami we Francji? Jak poznaję tu kogoś, to zwykle są to osoby bardzo dobre, pozytywne, uczynne – to na pewno. Raczej spotykam tu ludzi, którzy są otwarci i nie obojętni. Zawsze jakaś czarna owca się znajdzie, ale to wiadomo – jak wszędzie. Takich ludzi unikam.

francja-reportaz-m-4 samym wyglądzie można od razu wyczuć, czy to ktoś o dobrej mentalności, potrafię to ocenić, zwykle w rozmowie, mimo iż go nie znam… Do tej pory z ludnością miejscową nie miałem żadnych problemów, zwykle są to sympatyczne osoby. Fakt faktem, że zdarzały się momenty, gdzie czułem zagrożenie, bo była to zwykle zbuntowana młodzież szukająca wrażeń, ale rzadko.

– Od jakiegoś czasu Marsylii poruszam się na motorku, zrezygnowałem z samochodu, dlatego że jest problem z parkowaniem, za dużo czasu traciłem na korki.

– Moim zdaniem Francuzi nie przywiązują w ogóle wagi do aranżacji wnętrza domu. Oni wolą podróżować, korzystać z życia. Nie tak jak w Polsce, urządzić dom na pokaz – jak to się widzi w wielu przypadkach.

– W mojej obecnej pracy przede wszystkim lubię dokładność, precyzję, bo prostu to jest we mnie, cenię rzeczy niepowtarzalne. Jak coś zrobię perfekcyjnie, coś trudnego i ktoś inny mnie nie podrobi, to mam z tego satysfakcję. Czyli jak artysta, dosłownie zostawiam swój podpis. Jak klienci wracają, to jest jak wyrobienie sobie dobrej marki.

– A czemu padło na Francję w moim przypadku? Bo dostałem propozycję pracy, początkowo u ciotki w Paryżu. Zgodziłem się, przyjechałem, spróbowałem… Nigdy nie myślałem, że będę w tym kraju. Ale jak zacząłem poznawać Francję i jej posmakowałem, bardzo mi się spodobała i dojrzewam powolutku do myśli, by się tu zainstalować. No i jestem… Walczę.

Koniec części 1.

Maciej Bielawski
http://znadsrodziemnego.wordpress.com

Autor

- korespondent z Francji, autor bloga: http://znadsrodziemnego.wordpress.com

Wyświetlono 2 komentarze
Napisano
  1. T. Nader pisze:

    Bardzo rytmiczny i dynamiczny artykul. Spostrzezenia pelne slonca i „grozy” miejsca. Wszystko tu bulgocze, jak w wielkim kotle- marsylijska galaktyka i jej prawa grawitacji.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika