Amerykańscy bogowie – mityczny sen o Ameryce
Powieść tę przeczytałam już dawno temu, jednak ciągle do niej powracam. Dlaczego? Za każdym razem, gdy po nią sięgam, znajduję w niej nowe, inne odwołania, których do tej pory nie zauważałam. Myślę, że Amerykańscy bogowie zasłużyli sobie na miano jednej z najlepszych książek na świecie ostatnich dwudziestu lat, a każdy fan fantasy powinien mieć ją na swojej półce.
Amerykańscy bogowie ukazali się jesienią 2001 roku, a w Polsce już rok później. Jest to czwarta powieść w dorobku Neila Gaimana. Podbiła ona serca zarówno czytelników, jak i krytyków. Posypały się nagrody i tłumaczenia. Książka zdobyła najważniejsze wyróżnienia w kategorii „Najlepsza Powieść”, m.in.: Hugo, Nebula, Locus.
Akcja powieści rozgrywa się w centrum marzeń większości z Nas. Ameryka. To tam dzieje się fabuła. Współczesne, a zarazem mityczne Stany Zjednoczone. Przenikają się tutaj dwie kultury. Jedna dawna — nordycka i słowiańska, druga dzisiejsza — amerykańska. Przedstawione postacie są uosobieniem bóstw. Pojawiają się Odyn, Loki, Czernobog – bogowie starych mitologii. To oni chcą stoczyć walkę ze współczesnymi bóstwami, czyli telewizją i internetem. Na polu bitwy, pomiędzy tymi niezwykłymi postaciami pojawia się człowiek.
Cień, główny bohater powieści, jest niemniej fascynujący. Stanowi on zagadkę dla czytelnika. Wiele razy zmienia swoją pozycję w książce, raz kręci się wszystko wokół niego, innym razem okazuje się być tylko małym elementem większej całości.
No i rzecz jasna wszyscy ludzie, żywi, martwi i inni obecni w tej historii są wymyśleni bądź występują w zmyślonych okolicznościach. Tylko bogowie są prawdziwi.
Być może dla tego autor nazwał go Cień. Jest niczym duch pojawiający się i znikający. Nie można go poskromić, bo bywa nieprzewidywalny. Przy tych wszystkich cechach jest dodatkowo bohaterem, z którym utożsamić się może każdy z nas. Swoisty Everyman. Czytelnik, chcąc poznać jego motywacje i zamiary, które nie są do końca oczywiste, podąża za nim i nie może oderwać się od lektury.
Idąc tropem starych i nowych wyznań, Amerykańscy bogowie to intelektualna gra w kotka i myszkę. Gaiman posługując się mitami zmusza odbiorcę do zastanowienia się nad naszą wiarą. Pisarz wkomponowuje we współczesne czasy dawne bóstwa i pokazuje, jak XXI wiek odciska się na niegdyś potężnych i groźnych istotach. Dzisiaj dawni bogowie mają się dość mizernie, ponieważ zgodnie z przekonaniem ich wielkość zależy od liczby i żarliwości wyznawców. Dzieje się tak, bo współcześnie ludzie mają swoje nowoczesne bóstwa kultury masowej: internet czy telewizję. W ten sposób Gaiman diagnozuje kondycję dzisiejszej religii i przeciwstawia sobie nawzajem dwa różne wierzenia. Antropomorfizuje bóstwa i buduje swój własny świat. Miesza w nim popkulturę z mitologią, zacierając granicę między tym, co rzeczywiste, a tym co magiczne.
Amerykańscy bogowie to świetna, bardzo przemyślana powieść. Zaskakuje od pierwszych do ostatnich stron utworu. Pomimo iż jest jeden główny wątek, narracja jest tak poprowadzona, żeby każdy z czytelników miał szansę odnaleźć swoją wizję tej opowieści. Ja odszukałam w tej książce prawdę o nas samych. Prawdę o tym, jak dążymy do współczesnych dóbr, zapominając o tym, co jest najważniejsze, czyli żeby być w życiu szczęśliwym.