Ten problem dotyczy milionów Polaków!
Człowiek powtarza sobie w kółko, że może bawić się bez alkoholu. Stawia sobie ściany, ograniczenia, robi z siebie kierowcę, tłumaczy znajomym, że dzisiejsza jego niedyspozycja czyli abstynencja spowodowana jest stanem zdrowia, kuracją antybiotykową, koniecznością porannego odwiezienia żony, dzieci do babci lub milionem innych rzeczy, które niekoniecznie mają zawsze miejsce.
Jak zbity pies
Usprawiedliwiamy się sami przed sobą i innymi a jeśli wymówka jest dostatecznie wiarygodna zyskujemy przychylność pijących kompanów oraz ich aprobatę. Bywa też tak, że faktycznie zewnętrzne warunki przymuszają do trzeźwości, która wcale nie jest nam na rękę. Usiłujemy namówić partnera do zabawy na trzeźwo z nadzieją, że wyręczy nas w tym wszystkim, z czego wykluczy nas na następny dzień alkohol. Bywa, że nie uda nam się nikogo przekonać do tak dużego poświęcenia, jesteśmy rozgoryczeni, niezadowoleni a impreza przestaje mieć sens. Jak zbity pies, wsiadamy jak za karę do samochodu i podążamy w stronę miejsca, gdzie przecież wszyscy będą się bawić, wszyscy tylko nie my, bo na trzeźwo to się nie da!
Show Must Go On
Nasi znajomi bez większego problemu, wyrzutów sumienia i bez myśli o jutrze polewają sobie wzajemnie doprowadzając się do mniej lub bardziej zaawansowanego stanu bełkotu. Godziny lecą, zabawa trwa, wszyscy są szczęśliwi albo przygnębieni bardziej niżeli ma to miejsce na co dzień. Uczucia stają się wyraźniejsze, zaczynamy nagle kogoś „chyba kochać” albo nagle nachodzi nas potrzeba bliskości lub zupełnie antagonistycznie, targa nami nienawiść i agresja. Po kilku głębszych tańce, swoboda, umykają drobne niedociągnięcia a problemy schodzą na plan dalszy. Co jakiś czas coś spadnie, drink nie trafi szklanki lub szklanką do ust. Coś się rozleje, coś potłucze, nie ma to jednak znaczenia bo Show Must Go On.
Reset
Dla niektórych jest to reset, dla innych dobroczynne wyluzowanie, wprawienie się w dobry nastrój , dla jeszcze innych początek problemu alkoholowego. Weekendowe wyjście na imprezę do znajomych lub na miasto nie jest żadną zbrodnią, jednak czekanie cały tydzień do weekendu tylko po to, żeby się napić nie jest normalne. Bywają sytuacje, kiedy nerwowo spoglądamy na kalendarz z nadzieją oczekując piątku. Zaciskamy się w sobie, bo przecież w tygodniu imprez się nie robi, to nieeleganckie i nie przyjęte społecznie, w naszej grupie zawodowej lub w środowisku. Początek weekendu jednak zwalnia z obowiązku bycia poważnym, stonowanym i odpowiedzialnym. Można przecież wskoczyć w wygodniejsze buty, zdjąć koszulę, pośpiewać i wyszaleć się, można się parę razy wywrócić, potknąć, dać sobie po razie. Nie ma problemu, żeby powiedzieć coś niemiłego, zawsze można nie pamiętać lub udać, ze pamięć zawiodła a z weekendowych otarć i siniaków śmiać się na zasadzie anegdoty.
Jeśli picie wywołuje u nas zmiany psychiczne, somatyczne, prowokuje pewne reakcje behawioralne i inne prowadzące do chęci ciągłego lub okresowego spożycia w określonym celu, oderwania się, czy poczucie przyjemności albo wręcz wymazania złych uczuć, można myśleć o problemie. Istotne są trzy odczucia, które wywołuje alkohol: psychiczna potrzeba, fizyczna chęć (dopominanie się) oraz tolerancja organizmu, która z czasem wzrasta powodując, że przyjmujemy coraz większe jego dawki.
Głód lub kompulsywność picia, chęć wyciszenia emocji, dodania sobie animuszu lub dla humoru. Może to być jeden drink, może to być cała butelka. Faktem jest, że działają emocje, odczuwalna jest wyraźna potrzeba. Problemem jest brak kontroli lub sztuczne kontrolowanie się. Powstrzymywanie od zajrzenia na dno szklanki w tygodniu albo wyznaczanie sobie barier typu „wczoraj piłem więc dziś już nie mogę” bywa też tak, że zakładamy z góry „ta butelka do końca i więcej nie”. Wszystkie te zachowania są wynikiem świadomego ograniczania sobie, mogą zwiastować problemy. Brak rozsądku lub zapomnienie spowoduje u nas niekontrolowane spożycie, przy dopominającym się organizmie jest to krok w stronę uzależnienia.
Na „wakacje” do izby wytrzeźwień
„Jezu ile ty możesz wypić” – czasem zdarza się słyszeć. Nasze możliwości zależą od wielu czynników, od organizmu, od tego co zjedliśmy, stresu lub jego braku, wyspania tudzież nie ale także tolerancji, która z czasem wzrasta. Niejednokrotnie śmiejemy się z ludzi, który na dobra sprawę powinni już nie żyć a wsiadają za kierownicę lub znajdowani w przydrożnych rowach trafiają na 3-dniowe pseudo wakacje do „wytrzeźwialni”. Ich tolerancja na alkohol jest dużo większa aniżeli pijącego incydentalnie. Mało tego, stan który chcą osiągnąć, wymaga także dawek, które powaliłyby nawet kilka zdrowych osób.
Rano czyli o 16:00
Piątkowe eskapady poważnie wytrącają z tygodniowego rytmu pracy. Bywa, że impreza zaczyna się po wyjściu z firmy a kończy w poniedziałek, kiedy trzeba wsiąść do samochodu. Taki weekend nie jest wytchnieniem a wręcz przeciwnie. Marnuje czas, który moglibyśmy spożytkować w inny sposób. Okazuje się, że znowu czegoś nie zrobiliśmy a coraz to nowe do wykonania sprawy piętrzą się na starych i w końcu całkowicie nas zasypują tak, że ciężko się jest z tego wszystkiego odgrzebać. Przyparci do muru przez obowiązki, których nie da się wykonać w czasie tygodniowej rutyny z trudem mobilizujemy się do zrobienia czegokolwiek celem uspokojenia sumienia. Picie należy do bardzo absorbujących czynności i mimo, że odbywa się z natury wieczorem, kiedy prozaicznie nie mamy bodźców do robienia czegokolwiek, jednak kończy się skoro świt lub wcześnie rano o 16:00, kiedy człowiek zwleka się wbrew sobie z bólem głowy z łóżka . Takie spędzanie czasu to ciągła niechęć do robienia czegokolwiek i walka z uczuciem snu, suchości w ustach, mdłościami, brakiem powonienia i smaku.
Żadna poważnie zainteresowana wieczornym drinkiem osoba nie myśli o uszkodzeniach wątroby czy innych chorobach wywoływanych przez alkohol. Nie jest to wina braku świadomości, która jest na dość wysokim poziomie, jednak kompletnego niezdawania sobie sprawy z rangi problemu i tego, że bezpośrednio dotyczy on nas.
Wizyta bez „załącznika? Nie ma mowy!
Pić można na wiele sposobów. Można to robić ciągle, dużymi lub małymi dawkami. Upijać się do nieprzytomności lub na tzw. sen wypijać codziennie lampkę wina. Jest też weekendowe picie poprzedzane zazwyczaj pięcioma dniami ciężkiej wstrzemięźliwości. Niektórzy doświadczają długich okresów abstynencji a potem ciągów charakteryzujących się brakiem trzeźwości nawet przez kilka dni a czasem tygodni.
Stanowi rozbawienia, który zdarza się wszystkim, mogą towarzyszyć zaburzenia funkcji społecznych czy zawodowych, które powinny być czerwoną, migająca diodą, która jednoznacznie wskazuje na większy problem. Agresja, opuszczanie pracy lub podchodzenie do niektórych rzeczy na zbyt dużym luzie, kłótnie z najbliższymi lub znajomymi czy w końcu problemy z prawem. To tylko część rzeczy, które mogą się nam przytrafić.
Fakt jest taki, że trudno jest nam wyobrazić sobie spotkanie ze znajomymi bez kieliszka wina czy chociażby jednego małego piwa. Nieelegancko jest nawet przyjść do kogoś bez „załącznika”. Mały soft drink nie jest przecież żadną zbrodnią. Narciarskie wyjazdy owocują w grzańca na stoku, wakacje pod palmami w open bar i drinki z palemką, spędzanie wolnego czasu coraz częściej połączone jest z piciem. Jest wiele okazji, które też zupełnie nie mogą się bez niego obejść. Urodziny, imieniny, firmowe rauty, święta i chyba jedna z topowych okazji sylwester.
Ten dzień bez chociażby szampana nie istnieje! Nie ma go bez brokatu, świecidełek, wyjątkowego nastroju, podsumowań i alkoholowego resetu, który ma za zadanie przenieść nas w nowy rok często zupełnie bez naszej świadomości.
Żeby tylko trafić na łóżko
Przygotowania trwają, trzeba zrobić fryzurę, wyjątkowy makijaż, kupić coś na wieczór w kontekście kreacji, może wybrać się do kosmetyczki ale pomyśleć też o alkoholu, żeby broń Boże go nie zabrakło, bo chodzenie na stację benzynową może bardzo człowieka zmęczyć.
Ważne jest też, żeby przygotować mieszkanie na przyjście gości lub na nasz roztańczony powrót. W dobrym tonie jest mieć pościelone łóżko, można przecież nie wrócić samemu albo zwyczajnie nie kontrolować momentu znalezienia się w sypialni więc zawsze lepiej osunąć się na miękki materac niżeli nie wcelować i uderzyć głową w podłogę. Przydatne jest też schowanie wartościowych sprzętów, zamknięcie w szufladzie laptopa, żeby przypadkiem o niego nie zawadzić, pochowanie figurek, na których szczególnie nam zależy, przetarcie szlaków komunikacyjnych, żeby po nietrafieniu w łóżko nie wyrządzić sobie jeszcze większej krzywdy przewracając się o coś w drodze do łazienki.
Dobrym pomysłem wydaje się też zostawienie telefonu lub też zaczepienie go na sznurku, możliwość zgubienia ogromna ale i zagrożenie wynikające z kreatywnego bełkotu, jaki w taki dzień generujemy – wielkie. Zbiera się przecież wtedy na szczerość, na wyznania, telefonowanie do dawno niesłyszanych osób lub zwyczajne obdzwanianie byłych parterów, partnerek itp. Kolejny etap to klucze, które zagwarantują nam powrót do domu.
Koniecznie trzeba przemyśleć czy mamy dobrą, zamykaną na suwak kieszeń. Przy problemach z zachowaniem równowagi mogą przecież wypaść a spanie na korytarzu mieszkania to bardzo zły pomysł. Kobiety jeszcze dokładają sobie myślenie o butach i obcasach, które na pewnym etapie żyją własnym życiem oraz sukience, która przestaje się nas słuchać. Dobrym wyjściem jest zabranie zapasowych rajstop celem zachowania pozorów oraz pomadki, która z czasem stanie się kolejną rzeczą, której będziemy przed utratą chronić.
Trzeźwy wśród pijusów
Jak spędzają ten dzień osoby niepijające? Bo przecież i takie są… kobiety w ciąży, chorzy, osoby po przeszczepach, w szpitalach, lekarze, opiekunki do dzieci, nasi rodzice, babcie, emeryci, strażacy, zawodowi kierowcy, pracownicy stacji benzynowych. Czy oni są dziwni lub nienormalni? Nie wszyscy przecież wybierają pieniądze, pracę lub muszą, są też tacy, którzy robią to świadomie nie zastanawiając się czy się da. Jest to możliwe ale bardzo trudne i chyba można to nazwać wyrzeczeniem i odwagą.
Kultura picia, przyzwyczajenie i presja do spożywania w sylwestra jest tak wielka, że człowiekiem targają dziwne emocje. Ma w głowie wszystkie te bezsensowne rzeczy, te klucze, które mógłby zgubić, te buty, które same zaczynały kiedyś chodzić, te schody, które zazwyczaj robią się takie strome i śliskie. Nie ma jednak świadomości, że decydując się na niepicie zyskujemy. Trafimy w futrynę i dojdziemy do łóżka, nic nie zepsujemy i nie strącimy a następnego dnia pójdziemy na spacer. Jedyne co, to nasłuchamy się dziwnych opowieści naszych kompanów, poalkoholowych wywodów o życiu i śmierci i pobawimy w opiekunkę.
Zdecydowanie łatwiej tańczy się będąc jedynym trzeźwym wśród zgrai pijusów ale jak to jest, kiedy wszyscy bawią się bez ani grama wspomagacza. Ja już wiem, że dziwnie, inaczej, człowiek jest skrępowany ale wszystkim polecam, bo wrażenia niezapomniane.
W Warszawie odbył się jeden z niewielu sylwestrów, gdzie autentycznie nikt nic nie pił… Jak było? Inaczej, na początku sztywno ale potem, potem nie było widać, że Ci ludzie są inni niż wszyscy. Bawiła się grupa osób uzależnionych i nie była to kameralna impreza. Ponad setka ludzi o rożnym statusie społecznym i materialnym i jeden cel-być bezpiecznym w tę noc. Dla tych osób to było coś wyjątkowego, czasem pierwsza impreza bez upijania się w życiu, wyjścia z ośrodka, trafienia na dno i odbicia się.
Bo miał trudne dzieciństwo
Rozmowy o emocjach, poznawanie się, trudny wieczór dla tych, którzy problemu nie mają. Lekarze, prawnicy, modelki, sprzedawcy, właściciele firm ale i zwykłe osoby, nawet te niepracujące, którym życie zabrał alkohol. Wszyscy byli kiedyś w tym samym miejscu i wszyscy właśnie mieli problem z postrzeganiem siebie i świata. Oni też pili na początku incydentalnie albo tylko w weekendy, też pewnie kieliszek na sen. Mieli ciężka pracę, trudne dzieciństwo, może zdradzały ich żony, może zostawili mężowie i to wszystko stało się dla nich przyczyną. Ta szala przechyliła się na złą stronę, zaważyło naprawdę nieduże obciążenie.
Problem jednak nigdy u nich nie minie, muszą się wciąż kontrolować i cały czas zastanawiać czy ich droga nie wiedzie w tym samym znów, złym kierunku. Z wielu rzeczy się wychodzi, z picia niestety do końca życia nie. Można funkcjonować normalnie, chodzić na imprezy, patrzeć na pijanych partnerów i partnerki ale należy zdawać sobie sprawę z tego, że raz przechylona szala już się nie „odchyli” całkowicie.
Oby do weekendu
Ileż to przygotowań do jednej tylko nocy, ileż pilnowania portfeli, kluczy, telefonów tylko siebie samego niekoniecznie. Poalkoholowe skaleczenia, rany, siniaki i inne nie bolą od razu, wypowiedziane słowa odchodzą w zapomnienie a emocje, są zazwyczaj przyjemne i fajne ale tylko w momencie ich przeżywania.
Rano nie pozostaje nic. Może poza stłuczeniami, bólem głowy, kacem i namiastką wyrzutów sumienia. Moment noworocznej refleksji to przypomnienie sobie, co robiło się poprzedniego wieczoru. Dzielenie się wrażeniami z przyjaciółmi ogranicza się do rozmów o tym jak kto poszalał i w jakim kto był stanie.
Dzień 1 stycznia jest zazwyczaj datą bolesną i ciężkim powrotem do rzeczywistości z przeświadczeniem, że to już jutro, czyli za parę godzin czas znów wsiąść w auto i pojechać do pracy. Zawieszenie jednak nie potrwa długo, niebawem znów przyjdzie weekend i znowu, OBY DO PIĄTKU!
Mocne i prawdziwe. Próbuję właśnie wytrzymać od Nowego Roku bez alkoholu, najgorsze jest kiedy jestem w pracy (gram zawodowo jako DJ). Alkoholizm jest straszny…
Zawsze warto probowac sie z tego bagna wydostac.
chyba mam problem