Co dalej z bezpieczeństwem Polski?
Nasza sytuacja geopolityczna znalazła się teraz między biegunami odległymi od siebie jak można najdalej. Ludzie trzeźwi zdają sobie sprawę, że zachód nie daje nam (zob, treść art. 5 paktu NATO) i nie da gwarancji bezpieczeństwa. Dać to może tylko sukces polityki jagiellońskiej, czyli sojusz krajów środkowo-wschodniej Europy. Oczywiście razem z Ukrainą i Białorusią.
Rzeczpospolita obojga narodów taki okrojony sojusz miała, choć ani wolnych państw bałtyckich ani wolnej Ukrainy nie było. Po prostu mieliśmy tam częściowo wpływy bezpośrednie a potężna wtedy Litwa to etnicznie dzisiejsza Białoruś. Litwa obecna jest zrodzona z niewielkiej Żmudzi. Józef Piłsudski starał się odnowić koncepcję Międzymorza i to nawet z wolną Ukrainą oraz autonomiczną Białorusią. Nie udało mu się.
Po pomarańczowej rewolucji tą samą drogą próbowali iść bracia Kaczyńscy i nawet Lechowi udało się tę koncepcję rozszerzyć na Gruzję, gdy pokazał, iż wielka odwaga połączona z twardą, realistyczną kalkulacją polityczną może zatrzymać Rosję w sytuacji wydawałoby się beznadziejnej. Przewidział tam w Tbilisi, że następna będzie Ukraina, potem pribałtika a na koniec może i Polska. Jak dotąd następny krok rosyjski został wykonany. Warto pomyśleć nad tym najpoważniej jak można.
Obecnie wskutek powstania w pełni wolnej Ukrainy i do tego toczącej ograniczoną, aleć zawsze, wojnę z Rosją, pojawia się z jednej strony ogromna szansa a z drugiej ogromne niebezpieczeństwo. Jeśli Rosja podporządkuje sobie Ukrainę, co niekoniecznie oznacza jej okupację (wystarczą bazy wojskowe na jej terenie a bazy na Białorusi już ma) wtedy mamy granicę z Rosją od mierzei wiślanej do Karpat – pewnie ponad 1000 km. ( z wyjątkiem maleńkiego kawałka granicy z niechętną nam Litwą). Nie mówię, że może nas niechybnie spotkać regularna okupacja, ale w połączeniu z szantażem energetycznym możemy łacno wrócić do politycznej pozycji PRL.
Na drugim biegunie alternatywy mamy związek równoprawnych trzech narodów (bo I RP dawała Litwinom korzyści i prawa nawet więcej niż równe nam i np. w dyplomacji nigdy nie używano Rzeczpospolita polska tylko Rzeczpospolita) Polaków, Białorusinów i Ukraińców. Tak wielkie koło zamachowe zabierze ze sobą i pribałtykę i kraje na południe od nas a może także życzliwą dla nas Skandynawię (tutaj zobaczymy wreszcie jak działa ludzki kapitalizm).
Czy to jest utopia? „Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu” – powiadają. A czy na tym wróblu w garści nie przejechaliśmy się w 39 i 45 roku?
Czyż np. Austria zaledwie po 90 latach od obrony przez nas Wiednia, nie rozszarpała nas razem z innymi wściekłymi psami? Gdy jesteśmy im potrzebni, mogą dla nas coś zrobić, ale zawsze z wyższością i bez szans, że będą na dłużej lojalni.
To po prostu wynika z różnicy pozycji cywilizacyjnej, różnicy bogactwa, ogromnej różnicy sił armii i wielowiekowej ignorancji tamtych państw, jaka wynika z wymienionych uprzednio różnic.
Myślicie, że sugeruję porzucenie zachodu na rzecz mglistych majaków, zwidów i pobożnych życzeń? Wcale nie! Tym razem nie trzeba się się wyrzekać wróbla, żeby postarać się o gołębia. Gdybyśmy tego gołębia zdobyli, także i wróbel wzmocniłby się znacznie.
Z Ukrainą sprawa jest dość prosta. Jej gospodarka upada na łeb, na szyję. Mimo, że eksperci MFW (zwłaszcza amerykańscy) zmienili wieloletnią opcję niszczącą infrastrukturę bytową, socjalną, zdrowotną itp. w krajach, którym udzielają „pomocy” i uderzyli się w piersi, to jednak „oficerowie” tego niewybieralnego przez nikogo grona nadal stosują te same zasady co przedtem i naród Ukrainy ledwie zipie, nie tylko zresztą z tego powodu.
Nie patrząc na nic, trzeba im pomagać jak najmocniej, bo to jest nasze być albo nie być. Wszyscy, którzy się temu przeciwstawiają, albo są bezmyślni, albo stanowią sterowaną lub niesterowaną forpocztę moskiewską.
Białoruś też upada gospodarczo po okresie prosperity. Ze względu na załamanie się gospodarki rosyjskiej (jeden z możliwych impulsów do agresji obecnych i przyszłych Putina) nie może do Rosji eksportować np. swych maszyn, ponadto reeksport naszej żywności do Rosji poprzez różne sztuczki skończył się, bo Rosjanie się zorientowali i teraz niszczą wszystko na granicy. Dlatego i nie tylko dlatego Łukaszenka obiecuje zmiany ustrojowe jakie tylko zachód zażąda w zamian za zniesienie sankcji (już częściowo są zniesione) i współpracę gospodarczą.
Od początku nowej Ukrainy stoi niezmiennie po jej stronie. Wie, że jak Putin weźmie pod but ten kraj, jednym palcem może go zrzucić ze stołka.
Mamy unikalną sytuację, aby Białoruś przybliżała się do nas. Jednakowoż ona chce przybliżać się nie do w sumie słabej Polski, ale do całej Unii – tak jak i inne kraje uboższej części Europy. Zatem i tu nie możemy być bierni, tylko pomagać im w tym zbożnym dziele. Nie tylko politycznie tak, jak to robimy (nieudolnie) w sprawie Ukrainy, stroniąc od wszelkiej innej pomocy (tylko fundacje i stowarzyszenia coś robią).
Tymczasem wewnątrz UE trwa proces odśrodkowy. Coraz silniejszy. Przede wszystkim mamy zmitologizowany problem – federacja czy konfederacja narodów.
To się opiera na zrutynizowanych zbitkach pojęciowych oblanych emocjami, jakby powiedział Stanisław Ossowski. Po prostu trzeba przyglądać się racjonalnie i oddzielnie każdemu problemowi a wtedy będzie jasne, czy należy decyzję oddać centrali brukselskiej, czy osiągnąć consensus między krajami, czy też pozostawić im wolną rękę w tej sprawie. Emocje opadną a teraz one niebezpiecznie się wznoszą. Rosja prowadzi jawną politykę w kierunku stworzenia Eurazji politycznej (wedle koncepcji szowinisty Dugina, doradcy Putina).
Oznacza to likwidację UE, usunięcie z Europy amerykanów i oparcie nowej konstrukcji na sojuszu Rosji i Niemiec. W tym niecnym dziele ma już spore sukcesy. Co to oznacza dla nas, lepiej nie pytać.
Oczywiście biurokracja brukselska nie raz wygłupiła się bzdurnym zaleceniami i ma zapędy do zacierania różnic kulturowych państw członkowskich, ale została wszak stworzona, aby nie było więcej wojen na jej terenie i póki co to się udaje. Czy jest większa wartość ponad to? No i jak dotąd jesteśmy beneficjentami netto w tej organizacji, choć zapewne część z tych pieniędzy została źle wydana, część w ogóle nie wykorzystana, część stała się łupem afer. Aliści nasza infrastruktura (choć nie najważniejsza) bardzo się dzięki temu zmieniła na lepsze i w ogóle poziom naszych umiejętności technologicznych wzrósł, jak również dostęp do nowoczesnych narzędzi i materiałów.
Pęd do rozwalenia Unii jest samobójczy pod każdym względem. Wystarczy spojrzeć na to, że mimo ewidentnych sympatii ( mało powiedziane) prorosyjskich części krajów, wszystkie podpisały sankcje wobec Putina i jak dotąd się tego trzymają. To niewiele, ale patrząc na mapę zainteresowań różnych krajów europejskich, to jednak jest coś. Co się stanie, gdy UE upadnie? USA stracą nie tylko partnera politycznego ale także militarnego. Nie chcę nudzić, ale dla nas może to być wszechstronna katastrofa.
I jeszcze jedno w tym temacie. W całej prawie Europie (z wyjątkiem kilku krajów południa i Finlandii) z powodu wielowątkowego kryzysu zatrudnienia i kilku innych przyczyn, tworzą się polityczne struktury nacjonalistyczne. Wszystkie są prorosyjskie, bo wszystkim im imponuje dyktatura oraz widzą w Putinie obrońcę „chrześcijaństwa”, purytanina obyczajowego zwalczającego np. homoseksualizm (takim nie wolno było przyjechać do Soczi na olimpiadę), gdy tymczasem Unia jest zgniła i zepsuta (mała wizyta w okolicach elit moskiewskich doprowadziłaby wielbicieli ” purytanina” do ciężkiego szoku). Wypisz wymaluj jakbym słyszał propagandzistów PRL i KPZR. Słyszałem długą wypowiedź przedstawiciela Frontu Narodowego z Francji w UE. Reprezentacja Rosji mówiłaby łagodniejszym językiem. Do tego trzeba dodać fakt, że socjaliści zachodni też są prorosyjscy (zwłaszcza niemieccy) a chadecy chętnie będą robić z Rosją interesy bez oglądania się na nas (vide Northstream II). To jakiś cud, że nie jesteśmy dotąd kompletnie olani.
Z narodowcami to jest od przedwojny tak schizofrenicznie, że zanim dojdą do władzy, to się wzajem popierają, naśladują, tworzą sojusze przeciw degeneratom, zboczeńcom itd.itp., ale gdy już do władzy dojdą, to stają się wzajemnie wrodzy, ponieważ państwa mają interesy a te sprzeczne ich najbardziej podniecają.
W Polsce, jako kraju ludzi łagodnych (choć w obronie Ojczyzny walecznych) tego typu ideologie nigdy nie były popularne. Obecnie osiągnęła ona w wyborach ok. 5%, z tym, że większość tego poparcia to poparcie młodzieży dla Korwina, ponieważ nie ma ona po pierwsze pojęcia o jego programie a po drugie podobają się jej jego okrzyki, że wszystkich należy wsadzić do pierdla, bo są strasznie sfrustrowani. Gdyby się dowiedzieli, co on proponuje dla nich, wpadliby w przerażenie. Tak samo, gdyby znali jego życiorys, np. obfite pisanie w Polityce w stanie wojennym przeciw Solidarności, straszliwą w skutkach prowokację w Sejmie w roku 92 (kwestia lustracji) i inne takie. Sami narodowcy mają elektorat 1-2% a do Sejmu weszli dlatego, że Kukiz dał im kilka jedynek, zaś jego kandydaci nie byli w 99% znani wyborcom. Jednakże 50 tysięcy ludzi z transparentem „Witajcie w piekle” chyba na świecie nie zrobiło dobrego wrażenia. Obok tego Bóg, Honor i Ojczyzna. Na rogu piekła wita diabeł a nie Bóg a Honor wiąże się raczej z hasłem „za wolność naszą i waszą”. O Ojczyznę zaś walczyć trzeba mądrze. Jak my wyglądamy jako najbardziej katolicki kraj wobec zeświecczonej Anglii gdzie ok. miliona osób wyszło na Trafalguar Square manifestując za przyjęciem uchodźców, choć i tak kolorowych jest tam mnóstwo?
W oczach Rosji jesteśmy obecnie wrogiem nr 1 , co jawnie ona oświadcza, ale na marszu narodowców mamy zero w tej sprawie, za to okrzyki w sprawie zbrodni UPA. UPA zamordowała ok. 120 tysięcy Polaków, mniej więcej tyle, ile ZSRR wyłącznie na ziemi przygranicznej z Polską w latach 37-38, leżącej po stronie rosyjskiej. Zostaje przeogromny rozmiar polskiej gehenny dokonanej rosyjskimi rękami od tegoż roku 37 aż do 89. A pewnie i w 2010.
Przedwojenni narodowcy we wrześniu 39 stanęli w obronie Polski jak najdzielniej i walczyli dla niej aż po lata 50-te. Czy naprawdę historia uczy tylko tego, że nikogo niczego nie nauczyła?
Dziś nasz Prezydent powiedział krótko: „Patriotyzm bierze się z miłości, a nacjonalizm z nienawiści”. Koniec, kropka.
Oburzenie, pomstowanie itd. na narodowców jest bez sensu. Oni są wszak częścią wzbierającej fali identyfikacji młodzieży z Polską ostatnich lat, gdy tak długo polskość była sprowadzana na margines, wyjaławiana, ośmieszana wręcz, wyszydzana, oblewana wstydem i poczuciem niższości itd. Nie ich wina, że zorganizował ich na początku Roman Giertych.
Działając na skutki niektóre Państwa tego typu grupy włączały do służb pilnowania porządku i bezpieczeństwa państwa i obywateli. U nas jest sporo wakatów w tych służbach i tam narodowcy byliby dowartościowani a jednocześnie nauczonoby ich tam podstaw historii współczesnej, bo szkoła tego nie uczy. Obchody 11 listopada bez wspomnienia Piłsudskiego to jakby 3 Maja bez wspomnienia o Konstytucji. Wielki kolorowy orzeł spływający z mostu był orłem jagiellońskim, czyli symbolizował tradycję i myśl polityczną Polski wieloetnicznej a nawet wielonarodowej, wieloreligijnej i wieloobyczajowej. Taka była, gdy byliśmy najsilniejszym Państwem w Europie i taka też była II RP.
Jest bardzo głęboka ogólnoświatowa przyczyna tego zjawiska nacjonalizmu, wyrażona w genialnym paradygmacie Beniamina Barbera „Dżihad contra Mc Świat”. Najpierw działa Mc Świat, który cywilizacyjnie, kulturowo a nawet biologicznie przerabia na jednolitą papkę cały świat w ramach złej części globalizacji.
Wspólnoty ludzkie burzą się przeciw temu i zamykają wsobnie na gruncie tradycji, krwi (czyli etnicznej jednorodności), religii (nawet w w wymiarze sekty czy odłamu religii większej), pilnują stałości języka, mitów i archetypów, obyczajów, nawet surowych). Do innych odnoszą się z lęku z dystansem albo wrogo, niewiele o nich wiedząc.
Tymczasem zdrowym zachowaniem jest obrona tego wszystkiego co wyżej, ale bez wrogości do innych i z ciekawością poznawczą świata. Człowiek wrogi wobec jakiejś grupy etnicznej czy narodowej, gdy spotyka fizycznie przedstawiciela tamtego ” gatunku” widzi, że niewiele on się różni od niego i jeśli jest w potrzebie, to trzeba mu pomóc. zwłaszcza, jeśli ten pierwszy jest chrześcijaninem. Wszak pomoc człowiekowi w potrzebie jest nakazem samego Chrystusa, wyrażonym w kontekście Sądu ostatecznego. Nie może być bardziej surowego nakazu.
Papież Franciszek pierwszą swą podróż poza Rzym odbył do Lampeduzy. Od tego czasu ciągle mocnymi słowami walczy o litość dla uchodźców. Także dla tych z krajów, gdzie nie ma wojny i dla tych, co są już w krajach od wojny wolnych. Bo cóż to za emigrant ” ekonomiczny”, idący przez pustynię z Somalii, gdzie nie ma Państwa i żeby coś jeść musi podporządkować się piratom. Cóż to za emigrant ekonomiczny z Erytrei, gdzie nie ma wojny, ale nie ma też wody, za to panuje reżim komunistyczny typu Korea północna?
Cóż to za emigrant „ekonomiczny”, który idzie piechotą parę tysięcy kilometrów i naraża się na śmierć w morzu, bo w obozie przy granicy z Turcją jest teraz 30 centów na osobę (państwa bogate nie dają więcej ONZ-owi), idzie kolejna, czwarta już zima, a tam jest chyba teraz zimniejsza niż u nas? Co to za emigrant ” ekonomiczny”, który co prawda żyje w Syrii tam, gdzie nie ma wojny, ale w każdej chwili może być i zaczną na niego lecieć bomby Asada, armatnie kule armii rebelianckiej, bomby rosyjskie, amerykańskie oraz niesterowalne rakiety rosyjskie z morza kaspijskiego a na koniec rzeź ISI ? Co to za emigrant kurdyjski żyjący daleko poza frontem, gdy wszędzie przenikają bojówki ISI i wyrzynają całe rodziny, choć Kurdowie to też muzułmanie?
Pewnie, że tych, co podczepili się z krajów Europy, trzeba zawracać, ale pozostałych co – wrzucić do morza? Jeśli chrześcijanin złamie nakaz Chrystusa, pozbędzie się swej religijnej tożsamości. To jest religia najszlachetniejsza na świecie i nie utrzymamy jej przechodząc na styl „dżihadu” w rozumieniu Barbera. Krzyż stanie się pustym znakiem.
Strach jest złym doradcą. On i pycha to dwa źródła grzechu. Skąd się wziął tak mocny strach przed imigrantami? Małe kraje rzecz jasna, obawiają się o swą narodowo-kulturową tożsamość, jeśli będzie tych imigrantów u nich bardzo dużo proporcjonalnie. Podobnie jak Litwini nieprzychylnym okiem patrzą na skupienie sporej ilości Polaków w okręgach wokół stolicy.
Ale Polska krajem małym nie jest. Otóż chodzi tutaj o to, że od końca I RP żyliśmy w ciągłym zagrożeniu. Do tego po wojnie staliśmy się krajem jednolitym etnicznie i religijnie. Z tego miksu zrodziła się taka a nie inna postawa a media prawicowe (w tym internet) oraz kalkulacje polityczne wyborcze nasiliły to. Zauważcie, że pisze to zwolennik PIS-u.
Unia ma 500 mln ludzi i nawet obecny milion to nie jest dla niej problem zwłaszcza, że wkrótce potrzebni będą nowi pracownicy a na razie nie widać, żeby w Europie przyrost dotychczasowych obywateli rósł. Chodzi o to, że kilka krajów dusi się logistycznie a inne nie robią nic poza płotami (nawet nie dają pieniędzy aby w obozach było lepiej, co przyhamowałoby emigrację a chcą dawać tylko na ściganie przemytników i jakieś nieokreślone blokowanie granic UE co jest zajęciem beznadziejnym), co w przypadku małych krajów jest zrozumiałe o ile sytuacja uchodźców nie przerodzi się w katastrofę humanitarną. Wtedy istotnie imigranci zrobią w Europie być może wielki bunt. Można oczywiście mówić, że Niemcy zaprosili tę ciżbę i niech sobie radzą, że budujmy mury i nic ponadto,ale taka postawa zakończy się bardzo źle i grozi tym, że Niemcy zaczną się przesuwać w kierunku koncepcji geopolitycznej Rosji. Oczywiście Niemcy stale prowadzili po 89 roku politykę obłudy wobec Polski i nic ważnego nie udało się z nimi załatwić, ale gdy się jak małe dziecko obrazimy i zabierzemy zabawki to tylko ułatwimy im olewanie nas. O wiele lepiej starać się sprzedać nasz udział w przyjmowaniu uchodźców w zamian za coś konkretnego a uchodźcy nie są czymś konkretnym, bo i tak prawie wszyscy zaraz od nas uciekną. A nawet, gdyby nie uciekli to liczba 7, 12 a nawet 50 tysięcy w 40 milionowym kraju będzie niezauważalna. W Warszawie i okolicach jest ok. co najmniej 30 tys. Wietnamczyków i prawie są niewidoczni.
Syryjczycy nie uciekają, aby przynieść tu szariat ale uciekają przed nim. Wiedza o świecie arabskim i w ogóle muzułmańskim jest u nas bliska zeru, choć oczywiście wzdłuż całej granicy świata muzułmańskiego z chrześcijańskim agresja muzułmańska cały czas rośnie. Co do kalkulacji wyborczej to warto pamiętać, że środki niekoniecznie etyczne po osiągnięciu celu trzeba wyrzucić, gdyż inaczej mogą zmieszać się z celami a nawet niektóre z nich zastąpić. Już dziś, przed przybyciem garstki uchodźców coraz więcej jest szykan a nawet aktów fizycznej agresji wobec arabów, jacy tu mieszkają od lat, nawet w związkach z Polkami czy Polakami. Oni szykują się do wyjazdu, choć jest im dobrze, mają pracę, zaadaptowali się, mają przyjaciół itd.
Koncepcja sojuszu antyimigranckiego z trójkątem wyszehradzkim miałaby sens, gdyby był on wyważony czyli zbalansowany między Brukselą a Trójkątem a jej celem byłoby wyeliminowanie lub znaczne osłabienie kursu prorosyjskiego Czech, Słowacji i Węgier. Nie ryzykowałbym jednak zanadto, bo już teraz Czechy nie wzięły udziału w prenatowskim spotkaniu w Bukareszcie. No chyba jeśli uznamy, że strach przed zalewem muzułmanów jest dla nas ważniejszy, niż zagrożenie rosyjskie.
Od dawna Rosja konstruowała przebieg konfliktu w Syrii wykorzystując naiwność Obamy a teraz pogłębia przy okazji exodus, gdyż atakowane przez nią obszary prozachodnich rebeliantów są przymorskie. Im dłużej Europa stoi sparaliżowana wobec imigracji, tym Rosja staje się strategicznie silniejsza i to wszędzie.
Rośnie napięcie przemocy zarówno wewnątrz obozów z oczywistych względów jak na zewnątrz (600 ataków na muzułmanów w Niemczech).
Allokacja imigrantów jest konieczna, bo przecież nie wywieziemy ich nie wiadomo gdzie. oczywiście bez narzucanych ilości i do państw, gdzie się zgodzą ( zgodzą się wkrótce nie tylko do Niemiec, gdyż te pękają w szwach i imigranci widzą, że z obiecanego raju nici). Bez narzucania ale przy chęci państw do tego kroku i świadomości, co się stać może z Unią, jeśli zacznie się mówić stanowczo „nie”
Poza tym z ISI jest Polska w sytuacji bardzo kłopotliwej. Trzy zaledwie państwa bez zgody ONZ a nawet NATO wykonały agresję na Irak posiłkując się kłamstwami i jednym z tych Państw była Polska a do tego wyrządziła sobie Szymany opłacone forsą w reklamówce.
ISI mogło powstać, bo Irak praktycznie od tamtej pory jest państwem upadłym z wielkim niekontrolowanym terenem ( już teraz kontrolowanym przez kalifat przy pomocy obalonej władzy Sunnitów irackich dysponującej armią Husajna. Wojna w Syrii między rebeliantami a Asadem przy jednoczesnej walce Kurdów o poszerzenie swego tymczasowego państwa w płn. Iraku otworzyła drugi obszar wolny. Tak więc jesteśmy bezpośrednio winni temu co się tam stało i staje. George Bush ojciec przyznał winę Ameryki w tej sprawie ostatnio, choć Ameryka nie zająknęła się na temat przyjmowania imigrantów syryjskich. Uderzył się w piersi także Tony Blair a Anglia pod naciskiem opinii publicznej przywozi ludzi wprost z obozów.
A Polska zgodziła się na 7 do 9 tysięcy oraz wysłała wojsko do pomocy w strzeżeniu granicy węgiersko-serbskiej. Czy nie dzieje się tu coś niedobrego z imponderabiliami, o których pisałem w poprzednim tekście?