Co w polityce? Wszystko wraca na dawne tory
Powoli w zapomnienie uciekają prezydenckie wybory i fakt, że trzeci wynik w nich uzyskał Paweł Kukiz, zwolennik obalenia obecnie panującego układu politycznego, przez niego samego nazywanego „partiokracją”.
Ta sytuacja nie dziwi. Raczej jest normalną reakcją normalnego społeczeństwa. Zabieganego, zahukanego codziennymi problemami dotyczącymi przede wszystkim materialnego bytu. W polityce nowo wybrany prezydent umacnia się na swym stanowisku, przyzwyczaja ludzi do siebie i swojego sposobu sprawowania urzędu. A kampania wyborcza do Sejmu i Senatu Rzeczpospolitej nabiera rozpędu.
Zaczęła się już dawno, gdyż sprytni politycy skrzętnie skorzystali z furtki, którą otworzył były prezydent Bronisław Komorowski i pod szyldem przygotowań do referendów agitują w najlepsze. Najczęściej za nasze, a więc podatników pieniądze. Jak dotąd jedynym wyjątkiem jest wspominany Paweł Kukiz, który jeszcze z budżetu żadnych pieniędzy nie wziął. Ale też w kampanii on ani jego zwolennicy praktycznie nie zaistnieli (oprócz internetu, z którego, jak dotąd, korzystać można jeszcze w miarę tanio).
Ludowy trybun, jakim Paweł Kukiz obwołał się przed wyborami prezydenckimi, ma niewielkie szanse w wyborczym starciu z takimi potęgami partyjnymi jak PO czy PiS. Dlaczego? Bo po pierwsze obie te formacje polityczne robiły, robią i będą robić wszystko, aby tego kandydata ośmieszyć, zohydzić, ukazać jako polityczny folklor mogący doprowadzić nie tyle do zmian na politycznej scenie, ile raczej Polskę do tragedii. Bo oczywiście obraz dzisiejszej Polski tragiczny w żaden sposób nie jest, a załamanie systemu emerytalnego, służby zdrowia i bilionowy dług są tymi elementami naszego życia publicznego, o których media od dłuższego czasu skutecznie milczą.
W tej sytuacji głoszona przez Kukiza idea jednomandatowych okręgów wyborczych, mających zmienić ustrój polityczny, a przede wszystkim wymusić odpowiedzialność posłów i senatorów przed wyborcami – nie ma praktycznie żadnych szans na „przebicie się” do publicznej świadomości. Potwierdzą to oczywiście wyniki wrześniowego referendum, które, głównie dzięki działaniom obecnego układu politycznego i przychylnym mu mediom, zapewne nie będzie wiążące. A ich piewca, Paweł Kukiz (przypomnę – ok. dwadzieścia procent poparcia w wyborach prezydenckich) zyska tylko miano warchoła, który chce podpalić Polskę.
Zresztą, w moim przekonaniu, przygotowano także kilka innych „niespodzianek” dla kandydata Kukiza. Już kiedyś wspominałem, że na jego listy wyborcze różne siły polityczne starać się będą „oddelegować” swoich ludzi. I gdy tylko uzyskają oni mandaty poselskie z list komitetu Pawła Kukiza (bez względu na to, jak będzie się on ostatecznie nazywał), zmienią „światopogląd” niczym bohaterowie „Awansu” Redlińskiego. A sam Kukiz w praktyce nie ma żadnych możliwości skutecznej weryfikacji ludzi wchodzących na jego listy.
Prawo i Sprawiedliwość robi dokładnie to samo, co przed wyborami prezydenckimi. A były to, jak widać, działania skuteczne. Teraz są dodatkowo wzmocnione efektem wyniku wyborów prezydenckich i subtelnymi działaniami samego prezydenta, który oczywiście sam w kampanii żadnego udziału nie bierze i żadnej partii nie wspiera. Moim zdaniem te działania szeroko rozumianego obozu Prawa i Sprawiedliwości doprowadzą do znaczącego zwycięstwa w wyborach. Kwestią otwartą jest, czy ich wyniki pozwolą uzyskać większość bezwzględną, a nawet konstytucyjną. Moim zdaniem może się tak zdarzyć.
Zwłaszcza, że rządząca dziś w koalicji Platforma Obywatelska wydaje się kompletnie zagubiona w kampanii. Wystawianie na czołowych miejscach takich ulubieńców elektoratu jak sama pani premier Kopacz, Michał Kamiński czy Cezary Grabarczyk może albo przyczynić tej partii głosów, albo, co jest bardziej prawdopodobne, sporej części głosów pozbawić. Taki sam skutek wywołać może przypominanie przy okazji otwarcia Pomorskiej Kolei Metropolitalnej innego ulubieńca gawiedzi, Sławomira Nowaka (i to nawet, jeśli rzeczywiście miał zasługi dla PKM).
Poprawie wyborczej pozycji Platformy Obywatelskiej nie służą też ataki i na Prezydenta RP (praktycznie niemożliwe do udowodnienia opłacanie prywatnych noclegów i przelotów z kasy Sejmu) i na poszczególnych członków dzisiejszej opozycji. Platforma ma we własnym gronie tak dużo niewyjaśnionych spraw aferalnych, że próba jakiegokolwiek uderzenia tego typu w politycznych konkurentów w polskiej rzeczywistości musi obrócić się przeciwko niej samej. Mam wrażenie, że tacy „specjaliści” od wizerunku jak Michał Kamiński nie zdają sobie z tego sprawy. No cóż. Taka świadomość, jacy specjaliści…
Pomocą Platformie miała być formacja Ryszarda Petru. Ale jak dotąd nic nie wskazuje na to, by ta tratwa miała jakąkolwiek wyporność. Nader interesująca jest sytuacja części „klasy próżniaczej” mianującej się lewicą. Gdy strach realnej eliminacji z życia politycznego zajrzał w oczy, powierzono cieszącej się autentyczną sympatią społeczeństwa Barbarze Nowackiej niewykonalne zadanie połączenia grupy ambitnych ponad miarę, zasługi i umiejętności działaczy. Ta niewielkiego wzrostu kobieta dokonała tego. Ale, i mówię to z prawdziwym żalem, nie wierzę w trwałość spoiwa. Strach na pewno takim spoiwem nie będzie. A naprawdę lewicowego programu, stawiającego na pierwszym miejscu ludzi z ich problemami, jak dotąd na lewicy nie widać.
Polaków w tej chwili stosunkowo niewiele interesują zagadnienia środowisk homoseksualnych (wg niektórych badań ok. 1 % populacji), zapłodnienia in vitro (rzecz dotyczy ok. 4 % par dotkniętych bezpłodnością) czy przemocy w wobec kobiet (w rodzinie). Dziś ludzie zastanawiają się, dlaczego mimo, że oboje rodzice pracują po dziewięć, dziesięć godzin dziennie, nie mogą dzieciom kupić kurtki na zimę lub podręczników szkolnych. Ale te, jak najbardziej socjalistyczne hasła skutecznie przejęła partia Jarosława Kaczyńskiego. I to ona jest obecnie najbardziej lewicową partią w Polsce. (Może powinno się użyć określenia socjalistyczno – chrześcijańską). Ale do tego żaden z liderów „klasy próżniaczej” zwanej lewicą obecnie na pewno się nie przyzna.
A że taka partia jest potrzebna, wskazują wyniki wszystkich przedwyborczych sondaży. Na politycznej scenie mamy jeszcze osławione Polskie Stronnictwo Ludowe. Partię, której przedstawiciele skutecznie jak dotąd ustawiali się żaglem do wiatru. Mam zbyt mało wiadomości na temat atmosfery panującej na wsi, ale z uwagi na wewnętrzne walki w tej formacji oraz wyjątkowo arogancką postawę Ministra Rolnictwa (do tej pory nie ujawnił, którzy producenci wykorzystywali sól przemysłową do produkcji spożywczej, podtruwając Polaków) wydaje się, że i ta partia musi liczyć się ze znaczną startą ilości mandatów poselskich.
Nadchodzą bardzo ciekawe wybory.