Dziecko w Lipnie przywiązane do framugi. Zawiodła asystentka rodziny i prokuratura | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 16.01.2014

Dziecko w Lipnie przywiązane do framugi. Zawiodła asystentka rodziny i prokuratura

2,5 letnie, niepełnosprawne dziecko zostało przywiązane do framugi drzwi, ponieważ bezradna, samotna matka nie wiedziała, w jaki inny skuteczny sposób zadbać o bezpieczeństwo malucha. W tej sprawie zawiódł głównie lokalny ośrodek pomocy społecznej oraz asystentka rodziny, z kolei prokuratura wykazała się nieuzasadnioną nadgorliwością.

Dziecko w Lipnie przywiązane do framugi. Zawiodła asystentka rodziny i prokuratura

W moim przekonaniu (i w mojej pamięci) rozpoczęło się od matki Madzi z Sosnowca. Kobieta, która stała za zabójstwem swojej półrocznej córeczki, na długie miesiące stała się medialną gwiazdą Rzeczpospolitej. Dlaczego? Bóg jeden raczy wiedzieć. Nie chcę tu oczerniać naszych żurnalistów (rusycyzm wtrącony w pełni świadomie), ale mam wrażenie, że opisując tę sprawę dbali przede wszystkim o poprawę sprzedaży swoich pism.

Potem była rodzina zastępcza z Pucka. Sprawa w mediach trwała znacznie krócej, choć rzecz dotyczyła tragedii trójki dzieci powierzonych rodzinie zastępczej. Dwoje z tych dzieci tej „opieki” nie przeżyło. Potem był przypadek bodajże dziadków, którym sąd chciał zabrać wnuka, bo był zbyt otyły. Ostatnio szesnastoletni chłopak popełnił samobójstwo, bo władze lepiej wiedziały, że dla dobra jego i jego rodziny (matki i rodzeństwa) leży ich rozdzielić (zdaniem sądu matka była niewydolna opiekuńczo – cokolwiek miałoby to znaczyć). Teraz znów mamy przypadek „wyrodnej” (zdaniem wszystkowiedzących władz) matki, która uwiązała dziecko, bo musiała wyjść po zakupy. Nie pochwalam niezbyt rozsądnego uczynku matki, ale rozumiem, że w trudnej sytuacji postąpiła tak, mając na uwadze bezpieczeństwo swego dziecka.

A co w tej sytuacji robi prokurator? Po pierwsze, przed zbadaniem sprawy, w dniu, w którym temat został nagłośniony w mediach, oświadcza publicznie, że „matka na pewno będzie miała ograniczone prawa rodzicielskie”. Dwa dni później TV ogłosiła (najważniejsza, pierwsza wiadomość dnia), że matka ma już postawiony przez prokuraturę zarzut wprowadzenia zagrożenia zdrowia i życia małoletniego dziecka. Czyn taki zagrożony jest karą do pięciu lat pozbawienia wolności. (Piszę to z pamięci, na podstawie doniesień naszej TV). Dla jasności sprawy dodam, że wszelkie władze w powyższych sprawach jednoznacznie stwierdzają, że działają dla dobra społeczeństwa i w zgodzie z obowiązującymi przepisami.

A ja nie mogę wyjść z podziwu dla mojego kraju. Jesteśmy chyba jednym z niewielu krajów, w którym władza, rzekomo dla dobra małoletnich dzieci, rozdziela je od rodziców i rodzeństwa i przekazuje pod opiekę rodzinom zastępczym. Bo naturalna rodzina nie może sobie poradzić finansowo. Na pomoc dla tej, naturalnej rodziny, nie ma pieniędzy (teraz nazywanych środkami). Ale na finansowanie rodzin zastępczych, do których dzieci zostały skierowane, pieniądze (środki) jakoś się znajdują.

Pozwalam sobie postawić następującą tezę. Pewnie naturalni rodzice są rzeczywiście mało zaradni. Ale może rodzice zastępczy to po prostu cwaniacy, którzy, mając znajomości i „układy”, znaleźli sobie sposób na w miarę wygodne życie?

Wiem, wiem, wiele rodzin zastępczych jest uczciwych, rzeczywiście dbających o powierzone dzieci. Nie chcę ich urazić, nie chcę ich obrazić. Mówię o tych przypadkach, które są w oczywisty sposób naganne, które w normalnie działającym państwa nie mają prawa się zdarzyć. A u nas, w Polsce, jednak się zdarzyły!

Jesteśmy chyba jednym z niewielu krajów na świecie, gdzie wyszkolony, ponoć przygotowany do niesienia pomocy rodzinie asystent widząc, że dziecko jest przywiązana za nogę, wzywa na pomoc policję, a nie próbuje skontaktować się z matką, z którą ma stały kontakt, w tym także telefoniczny. Woli forsować wraz z funkcjonariuszami okno, by dostać się do „uwięzionego” dziecka. A potem słyszę, że dziecko było wystraszone. Sam bym się wystraszył, gdyby policja wchodziła mi do domu przez okno.

Przy okazji zapytam: czy „asystent rodziny” w Lipnie, pani Małgorzata Elwartowska, zapytała chociaż raz, w jaki sposób samotna (wdowa) matka czwórki dzieci robi zakupy? Co robi w tym czasie z dziećmi? Czy pani „asystent rodziny” chociaż raz pomogła wspomnianej matce takie zakupy zrobić, choćby opiekując się w tym czasie wesołą czeredką? Mam wątpliwości. Ale pewnie pani asystent nie do takich zadań jest powołana. I znów: na pomoc dla ubogiej, ale kochającej się rodziny, pieniędzy (środków) nie ma. Na opłacanie mądrych i skutecznych „asystentów rodziny” pieniądze (środki) są.

I tak urosła nam znowu kabaretowa kraina. Gdzie ważne decyzje, decydujące o losach ludzi, podejmują nie mający żadnego przygotowania do pełnionych funkcji, ale za to mający poczucie misji. I możliwość decydowania o pieniądzach. Najlepiej dla kumpli kolesiów.

Czekam, kiedy przyjdzie wreszcie ktoś i zacznie to wszystko czyścić i stawiać na nogi. Tym, którzy są bardziej obeznani w historii, (nawet, jeśli mają doświadczenie w pracach na wysokości) przypomnę tylko, że Konstytucja 3 Maja też była spóźniona.
A wybory zbliżają się.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika