Niepodległe państwo polskie. „Na górze klasa politycznych panów, na dole cała reszta”
Media ujawniły zarobki w Narodowym Banku Polskim – okazuje się, że szef NBP – Adam Glapiński zarabia 60 tys. zł, czyli trzy razy więcej niż Prezydent Państwa Polskiego – Andrzej Duda. Ba, co tam prezes! Wszyscy dyrektorzy zarabiają po 30-40 tys. czyli też kilkakrotnie więcej niż prezydent państwa, premier i ministrowie.
No a co dopiero powiedzieć o smukłych asystentkach, blondynkach z których jedna (ta ładniejsza) za kierowanie marketingiem Narodowego Banku dostaje w sumie 60 tys. zł – tyle co sam prezes i 3 razy więcej niż sam Prezydent miłościwie nam panujący Adrian D.
Pytanie: za co Glapiński i jego blondynki dostają taką kasę jest oczywiście pytaniem retorycznym. Tłum odbiorców propagandy i tak nie ma pojęcia czym się zajmuje Narodowy Bank Polski, a przeciętny wyborca nie ma też pojęcia co to jest ten „markieting”?
A o prezydencie państwa – jako o polityku – Polak ma zapewne zdanie niespecjalnie pozytywne. Wiadomo, że wszyscy politycy to dranie, nic nie robią, a tylko kasy im mało. Dlatego próba podniesienia pensji ministrom i wiceministrom (zarabiającym po ok. 7 tys.) jaką podjęła premier Szydło – na początku kadencji – spotkała się ze zdecydowanym społecznym oporem.
Trybun internetowy Paweł Kukiz nazwał ten projekt „Koryto plus”. Nic więc dziwnego, że Szydło i PiS podwinęli ogon i wycofali się z nieśmiałej próby uporządkowania choćby części bałaganu płacowego w III RP. Za to potem, jak zwykle łatając „dziury” Szydło poprzyznawała ministrom nagrody, „które im się po prostu należały” – jak oświadczyła z mównicy sejmowej.
Wypowiedź premier Szydło wzburzyła opinię publiczną i żeby zatrzeć fatalne wrażenie na temat pazerności klasy politycznej i jej czołowego oddziału w postaci „Dobrej Zmiany” – musiał zaingerować sam Prezes, który za karę (za te nagrody dla ministrów) polecił obniżyć wynagrodzenia dla posłów.
To było bardzo logiczne, bo ministrowie są tylko z PiS, a posłowie tylko w połowie. Obniżka pensji dotknęła więc również posłów opozycji. Po całej tej operacji poseł zarabia – nie licząc diety – ok. 6 tys. zł, za które jak to słusznie określiła tuskowa minister – pracuje tylko dureń, albo złodziej.
No bo też i biorąc pod uwagę, że blondynki prezesa NBP dostają 10 razy więcej od posłów z całą pewnością nie można naszych parlamentarzystów posądzać o nadmierny poziom intelektu. Z wyjątkiem, ma się rozumieć tych, którzy załatwili sobie, albo swoim pociotkom miejsca w radach nadzorczych i zarządach spółek skarbu państwa gdzie też byle placowemu, awansowanemu na figuranta do jakiegoś Orlenu, albo Azotów – państwo nasze płaci po 20 – 30 tys. miesięcznie.
W tym czasie nauczyciel zarabia 3 tys., emeryt ze stażem 40 lat pracy dostaje 1,8 tys. nie mówiąc o tych którzy – nie obciążając państwa – prowadzili własną działalność gospodarczą, albo byli rolnikami i żywili naród wstając ino świt i tyrając do zmroku.
I tak wygląda niepodległe państwo polskie: na górze – klasa panów (politycznych) razem z ich kolaborantami w postaci sędziów, prokuratorów itp. uprzywilejowanych – dostających po kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie – na dole wszyscy pozostali – nauczyciele, inżynierowie, rolnicy dostający ochłapy w postaci ułamka dziesiętnego tego co dostają członkowie klasy panów.
Jakoś tak się stało, że zarobki panienek Glapińskiego zostały ujawnione tuż przed 1 marca – przed Dniem Żołnierzy Wyklętych. Określenie to odnosi się do bohaterów, którzy najpierw walczyli z Niemcami, a po 1945 toczyli beznadziejną walkę z komunistami. Najczęściej zginęli w katowniach UB, rozstrzeliwani po pełnym tortur śledztwie.
Dobra Zmiana z Prezesem Kaczyńskim z Żołnierzy Wyklętych uczyniła kult państwowy i 1 marca pod ich pomnikami i w miejscach kaźni kwiaty składać będą – oprócz polityków, wszyscy członkowie rad nadzorczych, asystentki prezesa NBP i inni beneficjenci systemu.
Już wiemy o co walczyła i za co zginęła „Inka”, „Bartek” i inni „Niezłomni”. Za Glapińskiego, jego blondynki. Za wszystkich Glapińskich Niepodległej Rzeczpospolitej! Sto lat!