System bolszewicki, czyli prawo i sprawiedliwość według KRS | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 4.11.2017

System bolszewicki, czyli prawo i sprawiedliwość według KRS

Mentalność, etyka i moralność. To trzy zasadnicze aspekty, które dramatycznie kuleją w całym polskim wymiarze sprawiedliwości. Powtarzam – w całym. Również w Ministerstwie Sprawiedliwości, lecz tym tutaj nie będę się zajmował, bo to osobny temat i dzisiaj druga strona barykady.

Krajowa Rada Sądownictwa została najprawdopodobniej wysmażona w diabolicznych umysłach sowieckich sługusów, Kiszczaków, Jaruzelskich, czy Pożogów, może w Magdalence, a może jeszcze wcześniej na Kremlu, sprzedana swoim agentom, jak Bolek, czy Geremek i usłużnym kolaborantom jak Michnik i Kuroń, a potem przyklepana przy okrągłym stole. Czyli wszystko w rodzinie.

Nie mogę się wyzbyć podziwu dla dalekosiężnej przenikliwości bolszewików, którzy już wtedy przewidzieli, że najsilniejszym bastionem, takim Monte Cassino w drodze do Rzymu (bo wszystkie drogi prowadzą do Rzymu) będzie tak zwana trzecia władza, czyli cały ustrój prawny. Cały, czyli sądownictwo, prokuratura, adwokatura, policja i last but not least, służby specjalne. To miał być główny bezpiecznik, by nie daj Boże, Polsce zachciało się suwerenności, praworządności, a nade wszystko, rozliczenia i ukarania bolszewickich zbrodniarzy.

Minione lata pokazały, z jak potężnym przeciwnikiem Polacy musieli się zmierzyć. Dodatkowo wspieranym przez potężne, tradycyjnie antypolskie siły w Moskwie i Berlinie.

Czerwona lampka, a nawet alarmowa syrena, powinna nam zadziałać już bardzo dawno. Obrońca bolszewickiego systemu, prof. Adam Strzembosz, autorytet, który był dozorcą tego by, jak to powiedział jego wierny i posłuszny uczeń, były Trybunału Konstytucyjnego, Rzepliński – „aby było tak, jak było” – już przecież wszem i wobec oznajmił już w 1989 roku, że „sądy się same oczyszczą”.
Sami – czyli won z łapami od wymiaru sprawiedliwości.

A potem, w pierwszym dziesięcioleciu po transformacji, jakich mieliśmy ministrów sprawiedliwości?

  • Wiesław Chrzanowski – dobrze zakamuflowany agent bezpieki;
  • Włodzimierz Cimoszewicz  – tego potwora bolszewizmu chyba nie trzeba przedstawiać;
  • Jerzy Jaskiernia – komuch i karierowicz wyrosły z młodzieżowych przystawek PZPRu;
  • Hanna Suchocka – postać co najmniej dwuznaczna, właścicielka wspaniałego pałacu pod Krakowem i członkini niesławnej Komisji Weneckiej.

Wystarczy? Bolszewia skrupulatnie dbała i pilnowała, żeby przypadkiem nie zaczęto majstrować przy wymiarze sprawiedliwości. Żeby zawsze było tak jak było. By sędziowski bastion nigdy nie został zdobyty, a do zakonu Czarnej Togi byli przyjmowani najbardziej zaufani, najlepiej dzieci, albo wnuki sprawdzonych towarzyszy. Jak na przykład wsławiona ostatnim procesem Wyszkowski versus Wałęsa, pani Magdalena El-Hagin, de domo Czarnojan, mamusia – kancelaria prawna, czyli „cudowne dziecko”. Czy koszmarny Igor Tuleya, którego, jak stwierdził Cezary Gmyz, mamusia pracowała w SB, lub Wojciech Łączewski, wsławiony wydaniem wyroku 3 lat bezwzględnego więzienia dla, chyba najbardziej krystalicznej postaci prawicy, Mariusza Kamińskiego, a potem knującego nad sposobem obalenia rządu.

W końcu przebrała się miara. Chyba nawet koncyliacyjny prezydent Andrzej Duda to zauważył.
Odrzucenie an bloc 265 absolwentów krakowskiej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, kandydatów na asesorów sądowych, gdzie niektórzy studenci rozpoczęli naukę już w 2009 roku, więc łączenie ich z PiSem jest idiotycznym nadużyciem, lecz celowo wykreowanym przez tuby antypisu, bo listę przesłał min. Zbigniew Ziobro, chyba po Antonim Macierewiczu, wróg Nr 2 systemu i układu III RP (super – demona Jarosława Kaczyńskiego pomijam), z prawem i sprawiedliwością nie ma nic wspólnego. Jest wyraźną manifestacją. Pokazaniem legalnej władzy środkowego palca. Zastanawiam się tylko, czy interpretować jako gest Kozakiewicza wobec wrogich trybun, czy też ostatni wytrysk jadu kobry, gdy niewielki, ale skuteczny ichneumon, przegryza kręgosłup gada.

Rozumując zdroworozsądkowo, to jest gest samobójczy. Nawet mistrz Jarosław Kaczyński nie mógłby lepszego wymyślić: prezydent Duda postawiony pod ścianą; wściekłość młodych prawników niedopuszczonych do wykonywania swojej służby rozlewa się na młodych, już pracujących kolegów; a opinia publiczna, jeśli dotąd niedowidziała, to teraz widzi wyraźnie cały parszywy obraz systemu sprawiedliwości. Ciekawe, jakby Jan Matejko to namalował?

Wnioski są oczywiste. Koniec cackania się, prezydenckich wątpliwości, para-demokratycznych rozważań pani Romaszewskiej i słuchania krakowskiej CK elitki. Niech nas wywalą z Unii Europejskiej! Twierdzą przecież, że poprzez działania PiSu PRAWORZĄDNOŚĆ W POLSCE JEST ZAGROŻONA! Tak. I jest to prawda odwrócona o 180 stopni. Praworządność jest zagrożona, jeżeli kompletnie nie rozwali się kastowo–korporacyjnego systemu sądownictwa i jeśli się go kompletnie nie zaorze. Nie powinien z tego gangsterskiego układu pozostać kamień na kamieniu. Trzeba też wnikliwie przeanalizować wszystkie kodeksy, wszystkie ustawy związane z sądami. A na koniec polską konstytucję.

Dobrze wiemy, ale warto przypominać, że system sprawiedliwości to w 85% niechlubna spuścizna bolszewizmu. Inteligencję polską, w tym prawników, wytłukli niemieccy narodowi socjaliści i bolszewiccy komisarze NKWD. Byli sędziowie i prokuratorzy jednak, dla pozorów potrzebni, więc utworzono zalążek czegoś, czym dzisiaj jest wg Kongresu Sędziów Polskich, NADZWYCZAJNA KASTA LUDZI.

Jak się to robiło może nam pokazać choćby przykład niesławnego zbrodniarza w todze, brata lewackiego „guru” Adama Michnika, Stefana. Podaję za Wikipedią:

Syn Heleny Michnik, nauczycielki w Drohobyczu, działaczki KPZU i KPP, a po wojnie wykładowczyni historii oraz Samuela Rosenbuscha (1904-1937), prawnika i działacza komunistycznego, straconego ok. 1937 r. w ZSRR w okresie Wielkiej Czystki . […]Był aktywnym działaczem w Związku Walki Młodych. W 1948 r. został sekretarzem koła Związku Młodzieży Polskiej na terenie elektrowni w Warszawie, gdzie pracował jako laborant-elektryk. 7 grudnia 1947 r. wstąpił do Polskiej Partii Robotniczej, a później do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Z rekomendacji partii 28 sierpnia 1949 r. zapisał się jako ochotnik do Oficerskiej Szkoły Prawniczej im. Teodora Duracza w Jeleniej Górze. Studiował tam do 1951 r., otrzymując bardzo dobre opinie przełożonych i funkcjonariuszy Informacji Wojskowej. W 1950 r. został członkiem egzekutywy Oddziałowej Organizacji Partyjnej PZPR w tej szkole.
13 marca 1950 r. został dobrowolnym, tajnym informatorem służby bezpieczeństwa o pseudonimie „Kazimierczak” Następnie został rezydentem Informacji Wojskowej w Jeleniej Górze
27 marca 1951 r. po ukończeniu Oficerskiej Szkoły Prawniczej został asesorem w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie w stopniu podporucznika w wieku 22 lat. Jednocześnie został rezydentem Wydziału Informacji Garnizonu Warszawskiego. […]W kwietniu 1952 r. został porucznikiem i zaczął przewodniczyć składom sędziowskim sądzącym schwytanych żołnierzy podziemia niepodległościowego i członków dawnej partyzantki antyhitlerowskiej. […]   [1].

Jasne? Jasne i proste. Brało się jakiegokolwiek parobka. Nie musiał być za mądry. Ważne, że był całkowicie oddany bolszewickiej władzy ludowej. Najlepiej sprawdzony milicjant lub żołnierz LWP. Oczywiście KBW lub Armia Czerwona były najlepszą rekomendacją. Chyba czytać i pisać powinien umieć. Lecz całkowicie pewien nie jestem. Mógł się przecież dopiero tego nauczyć, jako student prawa.
Na początku wystarczyło nawet pól roku nauki. Potem przedłużono do roku, albo dwóch i zostawało się sędzią, prokuratorem, adwokatem, radcą itd. Pełnoprawnym prawnikiem.

Przytoczony złoczyńca Stefan Michnik, który do dzisiaj ukrywa się w Szwecji, zaczął studiować mając 20 lat, a już jako 22-latek skazywał ludzi na śmierć.

I teraz proszę sobie to mocno zakodować w umysłach – kim są te niezawisłe autorytety moralne? Ta nadzwyczajna kasta? Ci Strzembosze, Zolle, Stępnie, Rzeplińskie i Gersdorfy. I młodsi – Tuleye, Łączewskie, Milewskie, prokurator Kijanko i El-Hagin. To wszystko pokłosie ludzi takich, jak opisany powyżej Stefan Michnik i rozliczna gromada prawników takich, jak on, przyuczonych na przyspieszonych kursach ludowej sprawiedliwości.

Ludzie, o wspomnianej na początku zdeformowanej mentalności, etyce i moralności, dalej przekazują swoje poglądy i postawy, uczą następców, często swoje dzieci, prawa i sprawiedliwości w bolszewickim krzywym zwierciadle.
Nie ma najmniejszej przesady w zawołaniu Wojciecha Cejrowskiego: – WSZYSCY WON!

Nie dość tego. Jak to właśnie obserwujemy przy bezczelnych działaniach KRSu z latyfundystą (21 posiadłości ziemskich), sędzią Żurkiem, jako tubą, nadzwyczajna kasta tak sobie skonstruowała wszelkie przepisy, ustawy i kodeksy, że chcąc działać, jak prezydent Duda, lege artis, nie można ich tknąć, jak oni bezczelnie wystawiają środkowy paluszek.

Co z tego, że Rzepliński sam sobie, choć niby dla Sejmu, pisał ustawy o TK? A komisja reprywatyzacyjna Patryka Jakiego musi się zmagać z dekretem Bieruta, zakłamanej bolszewickiej marionetki sprzed sześćdziesięciu lat.

A na koniec jeszcze, w 1997 roku, komuch i prawdopodobnie alkoholik, oraz niestety prezydent, Aleksander Kwaśniewski, zalutował post-bolszewicki status quo, obdarzając nas karykaturalną konstytucją, którą każda cwana papuga w todze, może interpretować, jak jej się żywnie podoba. Tak, by później Monika Olejnik z demokratycznym oburzeniem w oczach, mogła cytować ten nieskazitelny autorytet w swojej walce na śmierć i życie, w stacji telewizyjnej, która powstała z ukradzionych Polakom pieniędzy FOZZ, walce z dobrą zmianą i tym potwornym Kaczorem.

Nie ma co już gdybać. Białe rękawiczki zamienić na rękawice bokserskie. Mentalność  nadzwyczajnej kasty nigdy się nie zmieni. Etyka i moralność, a przede wszystkim sprawiedliwość to będzie dla nich zawsze terra incognita.

Wszystkie spłodzone przez nich „dzieła”: kodeksy, ustawy, analizy, czy inne rozprawy, śmierdzą bolszewią i tą tak charakterystyczną dla cwaniactwa starszych braci  prawniczą kazuistyką. Są skażone i nieuczciwe. Wszystko należy napisać od nowa, lub choćby skorzystać z dobrych przykładów II Rzeczypospolitej.

Czekać dłużej nie można. Władze sądownicze, po prawie dwuletniej walce o TK, po taktyce „ulica i zagranica”, kolejny raz udowodniły, że ich koegzystencja, czy udział w naprawie Rzeczypospolitej i tworzeniu silnego państwa jest niemożliwy.

Zaorać to pole i posiać od nowa.

[1]   https://pl.wikipedia.org/wiki/Stefan_Michnik

Autor

- publicysta. Z zawodu inżynier elektronik pracujący od 30 lat za granicą na morzu. Konserwatysta.

Wyświetlono 2 komentarze
Napisano
  1. Anna KLZ pisze:

    tak, artykuł – to jest smutne potwierdzenie naszych skłonności do oceny rzeczywistości z odległości. Należałoby przyłączyć się do tworzenia PRAWORZĄDNYCH POSTAW tu i teraz. socjologowie z pewnością uzasadniliby ten stan. Pan J. Kamiński powinien wiedzieć „ile wilka nie karm to i tak do lasu ciągnie”, jest w genach wpisana działalność prospołeczna bez względu na nazwisko i miejsce urodzenia. ważne by ukierunkować na dobro dla SPOŁECZEŃSTWA w którym się żyje.

    • Janusz pisze:

      Witam!
      Komentarz nieco enigmatyczny. Powiem tylko, że aby swoją działalność ukierunkować na dobro dla społeczeństwa, trzeba osiągnąć (dojrzeć do tego) najwyższy, szósty poziom w skali Kohlberga, rozwoju moralnego człowieka. Niestety, nie wszyscy to osiągają.
      Dlatego przeważają postawy egoistyczne. Taka jest rzeczywistość, czy się to podoba, czy nie

      Pozdrawiam

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika