Zamiast naprawiać prawo, komplikujemy je. W jakim celu? | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 5.02.2019

Zamiast naprawiać prawo, komplikujemy je. W jakim celu?

Dziwną manierę zauważam w działaniach polskiego Sejmu. Wystarczy, że w Polsce wydarzy się cokolwiek, co media zechcą nazwać „sensacją” (a co może być „zwykłą” tragedią), już posłowie na wyprzódki spieszą zmieniać prawo. Gdyby jeszcze we właściwą stronę. Ale oni po prostu „chcą reformować”. 

Dwa przykłady z tego ogródka. Koszalińska tragedia nastoletnich dziewcząt, które zginęły w pożarze tak zwanego „escape roomu”. Natychmiast odpowiedni minister zarządził rozpoczęcie kontroli we wszystkich tego typu lokalach (to akurat dobrze). Zapowiedział także zmiany w prawie mające zwiększyć bezpieczeństwo osób korzystających z takich lokali. Hasło słuszne, ale czy konieczne?

Mam głębokie przekonanie (i trochę wiedzy), że prawo budowlane określa wystarczająco dokładnie, jakie wymogi powinien spełniać lokal użytkowany „publicznie”. Śmiem twierdzić, że każde pomieszczenie, w którym prowadzona jest działalność gospodarcza, powinno (w obowiązującym obecnie stanie prawnym) być dopuszczone do użytkowania, a dopuszczenie takie może być wydane tylko po akceptacji „strażaków”. Tak jest już od dawna.

Nie chcę być zbyt złośliwy, ale chyba jeszcze od czasów PRL-u. Zadaję więc pytanie: czy koszaliński lokal, w którym doszło do wielkiej tragedii, miał wszystkie „papiery”? Jestem przekonany, że nie. I wówczas trzeba przyjrzeć się nie prawu, ale ludziom, którzy tego prawa nie przestrzegali. A jeśli miał, to trzeba przyjrzeć się nie prawu, ale ludziom, którzy tego prawa nie przestrzegali (na etapie wydawania tych wszystkich zezwoleń, pozwoleń, dopuszczeń, zgód, upoważnień i Bóg jeden raczy wiedzieć, czego jeszcze). I dla przykładu ukarać winnych. Karą wziętą gdzieś z górnej granicy widełek przewidzianych w kodeksach.

Wiem, że sądy nie powinny karać przykładnie, lecz sprawiedliwie. Ale sprawiedliwie, to niekoniecznie znaczy – łagodnie. My natomiast chcemy zmieniać PRAWO. Pod wpływem emocji, pod wpływem chwili. Jak opłakane wywołuje to skutki, nie muszę pisać.

Przez pryzmat Koszalina widać jeszcze jedną ważną sprawę. Po wypadku pan minister zapowiedział skontrolowanie wszystkich „escape roomów”. A ja zadam pytanie: ile takich „roomów” PSP skontrolowała w ciągu ostatnich pięciu lat? Ile takich „roomów” przez ostatnich pięć lat skontrolowała Państwowa Inspekcja Sanitarna? A może PIP (jeśli ktoś był tam zatrudniony).

Mając jako taką intuicję odpowiadam: przez ostatnich pięć lat nie przeprowadzono w kraju praktycznie żadnej takiej kontroli. Bo „escape roomy” pracują zazwyczaj w weekendy, a przede wszystkim – po godzinach pracy szanownych inspektorów! A ich święty spokój jest najważniejszy. Jakby co, to troszkę zmieni się PRAWO.

Przypomnę tu równie wielką tragedię, kiedy jakiś pijany czy będący pod wpływem działania narkotyków kierowca zabił kilka osób na przejściu w (bodaj) Kamieniu Pomorskim. Wówczas też najważniejszym zadaniem władz było: zmienić, zaostrzyć prawo! Żeby już nigdy i nikt! A może należałoby takiego sprawcę oskarżyć po prostu o zabójstwo z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Bo w moim przekonaniu takim narzędziem jest półtoratonowy samochód, którego kierowca siada za kierownicą mając we krwi dwa promille alkoholu.

O ile pamiętam, takiego oskarżenia nikt nawet nie próbował przeciwko sprawcy skierować. Cóż. Prokurator wówczas był chyba niezależny. Jak widać z powyższych przykładów, wiele trzeba by w Polsce zmieniać. Ale przede wszystkim należałoby doprowadzić do tego, by władze zechciały ze sobą współpracować w realizacji celów, do których zostały powołane. Społeczeństwo nie daje władzy dla samej radości jej sprawowania. O czym przypomni władzy zapewne gdzieś tak jesienią.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.



Moto Replika