Śmieci. A kto będzie likwidował skutki ewentualnych epidemii?
Mamy kolejną, twórczą dyskusję naszych polityków. Nie muszę mówić, że najważniejszym tematem, bez reszty pochłaniającym Polaków, jest zagadnienie finansowania partii politycznych.
Przy rosnącym deficycie budżetowym, rosnącym bezrobociu, spadającej produkcji, rosnącej emigracji – po prostu nie ma innych, ważniejszych tematów. Oczywiście tematem takim nie jest wdrażanie nowelizacji ustawy o zachowaniu porządku w gminach. Zapewniam, że wszystkie gminy (z wyjątkiem Warszawy, która już przyznała, że „mleko się rozlało”) są już bardzo dobrze przygotowane „do nowego” i wreszcie gospodarowanie odpadami, powierzone gminom, będzie realizowane zgodnie z europejskimi normami i wytycznymi.
Polacy już zobowiązali się do wnoszenia na rzecz gmin stosownych, horrendalnie wysokich opłat (ja nazywam je podatkiem śmieciowym). Nikogo nie interesuje, że są one znacznie wyższe niż te, które ponoszono za odbiór odpadów do tej pory. W dodatku bez sensownego uzasadnienia tego wzrostu. Mnie jednak interesuje, co będzie, gdy jakaś gmina nie wywiąże się z nałożonego na nią obowiązku odbioru odpadów, zwłaszcza tzw. „mokrych”. Albo jeśli np. założenia przyjęte przy określaniu częstotliwości ich odbioru nie sprawdzą się.
Kto będzie likwidował skutki ewentualnych epidemii? Służba zdrowie leży i bez takich dodatkowych obowiązków. Czy może będziemy zbiorowo trenowali chóralne śpiewy tekstu: „nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało”. Przy okazji. Ciekaw jestem, czy i ewentualnie w jakim czasie poszczególne gminy zlikwidują istniejące na ich terenach „dzikie wysypiska”. Ich likwidacja i zapewnienie, że nie będą powstawały nowe, bo ludziom nie będzie się opłacało wyrzucanie śmieci do lasu, były jednym z podstawowych argumentów na rzecz drastycznego opodatkowania mieszkańców Rzeczpospolitej.
Ja będę miał chociaż tę przyjemność, że jak tylko zobaczę gdziekolwiek w lesie wyrzucone śmieci, natychmiast będę zwracał się do stosownych władz samorządowych z żądaniem ich jak najszybszego usunięcia. Do podobnych zachowań zachęcam moich czytelników.