Komorowski przejął władzę prezydencką łamiąc Konstytucję
Chcę dodać do poprzedniego tekstu o historii państw polskich (https://gazetabaltycka.pl/promowane/mamy-szanse-na-stworzenie-wlasnego-panstwa) jeden wielkiej moment symboliczny, jaki miał miejsce w tym roku.
Otóż 10 kwietnia 2010 ok. godziny 11-ej Komorowski przejął władzę prezydencką łamiąc Konstytucję. Mówi ona, że Prezydenta za zmarłego musi bezpośrednio uznać polska komisja badawcza. Tymczasem o tej godzinie żaden Polak nie miał dostępu do terenu katastrofy a do tego tamtejsza lokalna gazeta informowała, że kilka osób uratowało się. W takiej sytuacji uznaje się Prezydenta nie za zmarłego, ale za zaginionego. Podobnie byłoby, gdyby jego samolot zniknął z ekranu i nie odnalazł się i we wszystkich innych przypadkach, gdyby Polacy nie stwierdzili naocznie jego śmierci.
Uznanie za zaginionego oznacza zupełnie inny tryb obejmowania władzy przez Marszałka Sejmu – znacznie dłuższy. Zatem Komorowski winien albo czekać na sprowadzenie przez Polaków zwłok Prezydenta albo wszcząć procedurę uznania Prezydenta za zaginionego. Obie te legalne drogi oznaczały, ze władzy nie można by przejąć natychmiast.
Przejęto ją siłą i z miejsca odbyła się regularna rewizja wszystkich pomieszczeń w stylu policyjnym. Na pewno chodziło o Aneks, po tym co dziś wiemy o związku Komorowskiego z WSI. Całą tę operację udało się przeprowadzić, ponieważ jedynym wysokim urzędnikiem Kancelarii, który nie zginął, był sekretarz stanu Sasin. Był wtedy w Katyniu i niezwłocznie udał się na lotnisko, aby przylecieć do Warszawy. Gdyby pozwolono mu odlecieć zaraz, zdążyłby przez naszą 11-tą. (jest 2 godzinna różnica czasu). Jednakże Rosjanie odblokowali start samolotu, w którym siedział, dopiero wieczorem, choć przez cały dzień różne samoloty startowały i lądowały… (Podobnie było, gdy kolumna z Jarosławem Kaczyńskim wlokła się 40 km na godzinę a w międzyczasie minęła ją kolumna Tuska). To się nazywa współpraca logistyczna.
W kancelarii był tylko niższy urzędnik – Andrzej Duda. Próbował przeciwstawić się ” włamaniu”, ale nie miał dość politycznej siły, zwłaszcza, że rządził już Tusk.
Po 5 zaledwie latach ten skromny urzędnik odprowadził Komorowskiego za bramę Pałacu. Mawia się że „Pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy”. Tym razem był i sprawiedliwy i rychliwy. Widać jest powód, dla którego mu się śpieszy.
Różne głupoty – mniejsze, większe i te piramidalne w życiu słyszałem, ale takich kretynizmów chyba jeszcze nie. Dla mnie trzeba być wyjątkowo ograniczonym umysłowo, by wysnuć taką tezę o rzekomym łamaniu Konstytucji przez (byłego) Prezydenta, któremu obecna kukła PISowska w życiu nie będzie dorastać do pięt! Ten, kto mógł wysnuć takową tezę o łamaniu Konstytucji – biorąc pod uwagę tę, na bakier z umysłem, tezę na kilometr zalatuje PiSuarem i spływającą doń uryną!