Powyborcze refleksje. „Macierewicz pokazuje postępujący rozkład systemu państwa”
Wybory do europarlamentu zakończyły się, opadła wyborcza gorączka, pierwsi pokonani z wolna przyzwyczajają się do klęski, do zwycięzców zaczyna docierać, że wreszcie doczekali stabilizacji finansowej być może nie tylko na najbliższe lata, ale, w dobrych układach, nawet do końca swoich dni.
Media, jak to zwykle, reagują w zależności od tego, po której stronie politycznej barykady stawiają się ich właściciele. Świetnym przykładem „rzetelności” mediów mogą być przekazy jednej z głównych stacji telewizyjnych, zdaniem niektórych zawsze życzliwej rządzącej koalicji. Po pierwszych, sondażowych wynikach, w trakcie wieczoru wyborczego, dziennikarze tej stacji wyraźnie głosili wielki wyborczy sukces Platformy Obywatelskiej. Gdy wyniki otrzymywane z poszczególnych komisji obwodowych zaczęły wskazywać na nieznaczne zwycięstwo głównej partii opozycyjnej, ci sami dziennikarze zauważali coś, co mógłbym nazwać remisową porażką. (To taka moja analogia do sławnego kiedyś „zwycięskiego remisu”. To określenie pojawiło się po raz pierwszy po remisie naszych piłkarzy na sławnym Wembley. Jak starsi pamiętają, remis ten otworzył Polakom drogę do finału piłkarskich mistrzostw świata w Niemczech). Po ogłoszeniu ostatecznych wyników wyborów nastąpiła kolejna zmiana tonu przekazywanych informacji. Mimo nieznacznej różnicy w ilości uzyskanych głosów, mimo równej ilości zdobytych przez PO i PiS mandatów do europarlamentu, gdyby nie łagodzące wypowiedzi premiera Donalda Tuska, w podawanych przekazach zwycięstwo PO równe byłaby co najmniej victorii wiedeńskiej.
Po drugiej stronie nie było lepiej. Gdy tylko niezbyt korzystne dla PiS wyniki wyborów zostały przekazane przez PKW, wielce szanowny pan poseł Antoni Macierewicz przedstawił „wstrząsające” dowody na nieprawidłowości, które spowodowały, że trudno uznać je za wiarygodne. A to w jakiejś obwodowej komisji wyborczej nie wywieszono natychmiast po sporządzeniu, w miejscu ogólnie dostępnym, protokółu zawierającego wyniki. A to w jakiejś obwodowej komisji wyborczej dopuszczono do otwarcia urny i dano osobom postronnym możliwość „ingerencji w jej zawartość”. Publikowane w sieci filmiki mają to wszystko jednoznacznie potwierdzać.
Przyznam, że te uchybienia są poważne. Świadczą one jednak nie tyle o wypaczeniu wyników wyborów, ile o całkowitym braku kompetencji przedstawicieli wspomnianych komisji obwodowych. Zgadzam się z posłem Macierewiczem, że podobne sytuacje mogły mieć miejsce „nie w dziesiątkach, nie w setkach, ale w tysiącach komisji”. I spodziewam się, że tak będzie nadal, a nawet sytuacja może być w przyszłości jeszcze gorsza.
Głośno było przed wyborami, że nie ma kandydatów do pracy w komisjach. Proponowane stawki za tę pracę są skandalicznie niskie. Trudno się więc dziwić, że i kwalifikacje ludzi zaangażowanych do tych prac są, delikatnie powiem, niewielkie. Krótkie szkolenia niewiele w tej materii mogą zmienić. Zwłaszcza, gdy dodamy do tego poziom wykształcenia zainteresowanych. (Może trafniej byłoby napisać: poziom umiejętności). Młodzi (najczęściej) ludzie, wykształceni na „krzyżykowych testach”, z potrzeby chwili godzący się na całodzienną (niekiedy całodobową) pracę z zapłatą w wysokości ok. 10,- zł za godzinę właśnie tak będą pracować. I to pomimo autentycznych chęci i zaangażowania z ich strony.
Mam wrażenie, że przedstawiane przez posła Antoniego Macierewicza materiały są nie tyle dowodem na wyborcze fałszerstwa władz Rzeczpospolitej, ile raczej na postępujący rozkład systemu państwa. I może uzdrowienie tego ostatniego powinno być pierwszym, najważniejszym, może nawet jedynym punktem wyborczego programu partii, która będzie chciała wygrać następne wybory.
A te, jak już pisałem kilkakrotnie, zbliżają się.