COVID-19. Czas skończyć intrygę! „Zostaliśmy oszukani”
Czy władza ma kłopot? Tym razem nie na granicy. Tym razem nie z sędziami. Tym razem nie z Unią Europejską i jej przemądrzałymi urzędnikami. Tym razem władza ma kłopot sama z sobą. Jak tu wycofać się z twarzą z idiotycznych działań realizowanych od niemal dwóch lat i nie stracić tego malejącego (?) poparcia społecznego?
Dziś już nawet mniej niż przeciętnie inteligentny człowiek widzi, że ogłoszona dwa lata temu światowa pandemia najwyraźniej nie jest tak straszna, jak ją malowano. Są ofiary koronawirusa. Ale ich liczba nie jest tak znacząca, żeby siać panikę w całym świecie. Bo sama owa panika może tylko zwiększyć liczbę ofiar!
Jeszcze niedawno kilku (jeśli nie kilkunastu, kilkudziesięciu, kilkuset?) polskich „ekspertów” (cudzysłów nieprzypadkowy) głosiło, że „szczepionki są sprawdzone, skuteczne i bezpieczne”. Czy sprawdzone – nie wiem. Nie znam wyników obiektywnych, niezależnych (od samych producentów) badań tego sprawdzania. Nie wiem, jak w innych krajach, ale w Polsce jak dotąd chyba żaden instytut naukowy, żadna uczelnia, żadna narodowa (to taki przymiotnik chętnie stosowany przez władze, zwykle nie wiadomo, dlaczego) instytucja takich badań nie przeprowadziła. Wszyscy chętnie powołują się na „badania” instytucji amerykańskich bądź „europejskich”.
Takie „monopolizowanie” badań dla mnie oznacza tylko, że:
– łatwiej ich wyniki zmanipulować (czytaj: zapewnić, że będą takie, jakich oczekuje zlecający).
– łatwiej zapewnić (zagwarantować!) jednorodność tych wyników.
O skuteczności preparatów oferowanych gawiedzi najlepiej świadczą ogłaszane obecnie liczby zachorowań. Nie różnią się one praktycznie niczym od tych, które miały miejsce w trakcie poprzednich tak zwanych fal epidemii. A połowa Polaków została już w pełni „wyszczepiona”.
O bezpieczeństwie stosowanych obecnie preparatów przekonać się będziemy mogli za kilka, może kilkanaście lat. Jeśli znajdzie się ktoś, kto będzie umiał powiązać przyczyny ewentualnych przyszłych, masowych chorób (zgonów?) z obecną akcją „wyszczepiania” populacji.
Miejmy nadzieję, że aplikowane obecnie ludziom na masową skalę preparaty nie będą aż tak niebezpieczne. Ale jako człowiek wystarczająco stary przypomnę tylko Czytelnikom nazwę leku: talidomid. On też był sprawdzony, skuteczny i bezpieczny. A dodatkowo – cudowny.
Jak już wspomniałem, jestem w raczej zaawansowanym wieku. I nie byłbym sobą, gdybym nie podzielił się z Czytelnikami jeszcze jedną, niezwykle trafną refleksją. Nie jestem jej autorem. To jakaś spotkana przed sklepem Pani (może nasz Czytelnik – mam taką nadzieję) zauważyła, że produkcja obecnie podawanych „szczepionek” przeciwko Covid-19 przypomina jej peerelowską produkcję win malowniczo określanych mianem „bełt”. Ono, jak i owe szczepionki, było produkowane na skalę masową i szybko. Ile miało wspólnego z winem? Pewnie tyle samo, co wtłaczane nam „preparaty” ze szczepionkami. I jedne, i drugie niektórym w zupełności do samozadowolenia wystarczają.
Wspomniałem, że władza ma kłopot. Jak wytłumaczyć ludziom, (a „Polacy nie gęsi” – mają własny język i nawet „chłopski rozum”), że cała ta misterna intryga to tylko intryga. Władza pamięta, że łatwiej jest ludzi oszukać niż przekonać, że właśnie oszukani zostali. A jednak w przestrzeni społecznej (a tę władza bada bardzo skrupulatnie) coraz częściej pojawiają się pytania o cel i powód przeprowadzenia tej intrygi. Myślę, że łatwiej określić powód, dla którego władze niemal wszystkich krajów zadziałały wg jednego, określonego schematu (niektórzy powiedzieliby – wg jednego, napisanego scenariusza, muzycy zapewne odwołaliby się do jednej partytury). Tym powodem mogły być, i zapewne były – pieniądze. Dodam zaraz, że duże. A nawet – gigantyczne. Proponuję sprawdzić zyski koncernów farmaceutycznych z ostatnich osiemnastu miesięcy. Dodać do nich zyski producentów różnych lodówek medycznych, samochodów-chłodni, respiratorów, maseczek takich czy innych i temu podobnych dóbr, które nagle stały się dobrami powszechnie potrzebnymi. Od tych zysków proponuję odliczyć 10 % (To takie zwyczajowe. Mówiło się w Polsce, że mniej więcej tyle „odpala się” decydentom za podjęcie „właściwych” decyzji dotyczących takich czy innych kontraktów). Zapewniam, że za takie pieniądze kupić można każdego, kto wyznaje „religię pieniądza”. A takich wśród rządzących jest dzisiaj zdecydowana większość. Był taki moment w najnowszych dziejach świata, gdy mówiło się, że prezydentowi Białorusi, panu Aleksandrowi Łukaszence, zaproponowano okrągły miliard dolarów za udział jego kraju w „akcji pandemia”. I ponoć on odmówił. (Tu kolejna refleksja. Ciekawe, kto podsunął mu pomysł z atakowaniem granic europejskich przy pomocy bliskowschodnich migrantów. Można było przewidzieć, że spotka się to z potępieniem całego „cywilizowanego” świata i prezydent Białorusi stanie się symbolem zła. Może to swoisty rewanż za odrzucony kontrakt).
Nieco trudniej odpowiedzieć na pytanie o cel przeprowadzenia operacji na skalę globalną. W tym miejscu przydatna dygresja. W Cesarstwie Rzymskim pierwsze skrzypce (po cesarzu) grali patrycjusze, dalej byli pretorianie, gladiatorzy – to ważne, bo można ich było wykorzystać do pomocy pretorianom) oraz plebejusze i niewolnicy. Zastanawiam się czasem, który z obecnie stojących na „światowym świeczniku” (żeby była jasność – to nie jest równoznaczne ze sprawowaniem jakichkolwiek funkcji publicznych) poczuł się nagle Kaligulą, Klaudiuszem czy innym Neronem i postanowił przywrócić pryncypat, a dzisiejsze społeczeństwa sprowadzić do stanu plebejskiego. To oczywiście tylko hipoteza. Ale jeśli jest w niej chociaż część rzeczywistości, to może szkoda, że w otoczeniu ludzi obecnie stojących na „światowym świeczniku” brak odważnego psychiatry, który skierowałby takiego na leczenie w oddziale zamkniętym? Może ci, którzy obecnie piastują funkcje publiczne już poczuli się niczym rzymscy patrycjusze? To także tylko hipoteza.
Zwracam uwagę, że wprawdzie historia kołem się toczy, ale gdy się powtarza, to raczej w formie karykaturalnej. I tylko taki, w najlepszym razie, będzie w przyszłości obraz ludzi dzisiaj sprawujących władzę. Czy ryzyko wystawienia się na hańbę historii warte jest wątpliwych obietnic? Uważam, że jest jeszcze czas na opamiętanie się. Może wystarczy przyznać, że zostaliśmy wprowadzeni w błąd, że podejmowaliśmy nieracjonalne decyzje (sprowadzanie maseczek samolotem Mrija, zamykanie lasów, cmentarzy, kościołów i t.d.) Może wystarczy wydać „ekspertom” „prikaz”: dajcie sobie spokój! Zmieńcie narrację. Ogłoście, że mamy już „odporność stadną”.
Polacy jako Naród są czasem srodzy. Ale raczej nie mściwi. W tej sytuacji nawet Norymberga 2.0 ogłaszana przez pana posła Grzegorza Brauna może okazać się wyrozumiała. Gdyby tak było, to do rozwiązania zostałby tylko jeden problem. Jak zwrócić pieniądze (czytaj – łapówki). Ale „nasi” na pewno ich nie wzięli. Więc władza kłopotu nie ma.
Dobry artykuł, fajnie napisany, inteligentny człowiek, ładnie formułuje myśli…
a od pierwszego dostaniemy „alertowy pakiet obostrzeń”, i ,niestety zapewniam autora że kowidianie i kowidianki już się przyzwyczaili do nju abnormal ( nawet jest taki ironiczny tytuł nowej płyty jakiejś brytyjskiej kapeli )
i tych dwóch kroków do przodu -trzech, czterech do tyłu, obniżania napięcia i podwyższania go…bo niektórzy ludzie się do wojny przyzwyczajali, do obozu, łagru itd :
większość CHCE MIEĆ SPOKÓJ I BYLE NIE BYŁO GORZEJ i chyba zawsze tak było …mylę się,przesadzam ? Mam nadzieję…