Edward Snowden i hipokryzja
Niejaki Edward Snowden uprzejmy był przekazać światu oficjalnie to, o czym wszyscy wiedzieli lub czego przynajmniej się domyślali.
Globalne sprawdzanie wszystkiego i wszystkich, przedstawiane jako element walki Amerykanów z terroryzmem, już chyba nikogo nie dziwi. Może już się do tego przyzwyczailiśmy?
Amerykanie szybko poinformowali świat, że wspomniany Snowden jest szpiegiem (zdrajcą) i należy go jak najszybciej wydać w ręce amerykańskiego „wymiaru sprawiedliwości”. Cudzysłów nie jest tu przypadkowy. Wszak podobne wezwania znane są z historii. Tylko że wówczas wzywającymi byli stojący po drugiej stronie żelaznej kurtyny ojcowie „imperium zła”.
Nikt także nie buntuje się przeciwko zabójstwom wykonywanym przez siły amerykańskie przy użyciu bezzałogowych samolotów. Rozumiem, że ataki z wykorzystaniem tych bardzo zaawansowanych technologicznie urządzeń były za każdym razem wykonywaniem wyroków ferowanych przez wspomniany wymiar sprawiedliwości. Okazuje się, że w obronie demokracji i wolności, (ale w wydaniu amerykańskim) można posunąć się bardzo daleko. Dla zainteresowanych tematem wspomnę tylko hasła: uprowadzenie kanonierek z portu w Cherbourgu czy „neutralizację” praktycznie wszystkich sprawców masakry sportowców izraelskich w czasie Igrzysk Olimpijskich w Monachium. Wszystko to realizowane było oczywiście w trosce o szeroko rozumiane bezpieczeństwo demokratycznych społeczeństw.
Wracając do Edwarda Snowdena. Szkoda, że media poświęcają swoje łamy na zastanawianie się, gdzie w tej chwili przebywa, jaką drogą był, jest lub będzie przeprowadzany do innych krajów, kto ewentualnie odważy się „postawić” Amerykanom i nie wyda faceta w ich ręce. Uważam, że znacznie ważniejsze byłoby przybliżyć ludziom zagadnienie nadużywania (moim zdaniem) zupełnie niepotrzebnych uprawnień dla różnego rodzaju władz i „włażenia butami” w prywatne życie przeciętnego obywatela. Coś mi podpowiada, że ACTA miały być elementem sankcjonującym to, co od dawna jest realizowane, a co teraz ujawnił Snowden. O programie ECHELON, którego oficjalnie też nie ma, przez subtelność nie wspomnę.
Żeby była jasność. Nie zamierzam tu oceniać tego, co robią Amerykanie. Irytuje mnie natomiast to, że wyżej wspomniani potępiali i potępiają innych za podobne działania. Chyba, że realizują je ich oddani na zawsze przyjaciele.
W Polsce nosi to nazwę „filozofii Kalego”, a ogólnie – hipokryzji. I jak widać, nie jest cechą tylko rządy Donalda Tuska.