Manipulacja, falandyzacja, transformacja i... prowizorka. "Wszystkie sztuczki dozwolone" | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 11.03.2019

Manipulacja, falandyzacja, transformacja i… prowizorka. „Wszystkie sztuczki dozwolone”

Książka Josepha Hellera „Paragraf 22” (Catch 22) odniosła niebywały, światowy sukces. Sam czytałem ją wiele razy i pewnie znowu przeczytam. Pokazuje autor, jak stosowanie prawa prowadzi do paradoksu i sytuacji bez wyjścia.

Tytułowy paragraf 22 to przepis, który dawał żołnierzowi możliwość natychmiastowego zakończenia pełnienia służby na własną prośbę z powodu choroby psychicznej, jednak ktoś, kto w trosce o uratowanie własnego życia wnosi o zwolnienie ze służby, udowadnia tym samym, że jest psychicznie zdrowy, a tym samym nie może prosić o zwolnienie z powodu choroby psychicznej.

Takie twórcze podejście do prawa z dużym powodzeniem stosowane jest obecnie w Polsce i władza co rusz, jeżeli tylko chce pozostać w obrębie państwa prawomocnego, jest atakowana paragrafem 22 przez trzecią władzę – władzę sądowniczą – kastę wrogą dobrej zmianie, powodując liczne sytuacje bez wyjścia.

Lech Wałęsa, wśród Polaków znany dobrze jako TW Bolek, jak się już dorwał do władzy, chociaż mówiąc precyzyjnie, został tą władzą obdarowany przez jego tajnych mocodawców; do przeprowadzania swych szemranych działań, którym należało nadać pozory prawa, został wyposażony w warszawskiego cwaniaczka, prawnika, a jakże, Lecha Falandysza.

Tenże nieżyjący już prawnik, podparty autorytetem profesora Uniwersytetu Warszawskiego, miał za zadanie tak manipulować kodeksami i paragrafami, aby każde, najbardziej bezczelne i bezprawne działanie Przywódcy Narodu TW Bolka, uwiarygodnić w znaczeniu przepisów prawa, poprzez manipulacje naciąganymi interpretacjami poszczególnych paragrafów. Była to działalność tak jaskrawa i ostentacyjna, do tego systematyczna, bo prymitywny osobnik u władzy całkowicie nie wahał się popełniać kolejne przestępstwa urzędnicze, jak przekraczanie zakresu obowiązków, czy nadużywanie stanowiska, że w rezultacie liczne gremia prawnicze, a po nich opinia publiczna, nazwała tę działalność „Falandyzacją prawa”.

Falandyzacja prawa – stosowane w polskiej publicystyce pejoratywne określenie niektórych prób interpretacji (wykładni) prawa lub usprawiedliwiania organów władzy, których postępowanie balansuje na granicy prawa. Określa się tak „naginanie” prawa, próby jego interpretacji w doraźnym interesie interpretatora. [Wikipedia]

No tak… Czy profesor nadzwyczajny Lech Falandysz, mistrz manipulowania zapisanym prawem był tak sprytny i twórczy sam z siebie, czy też realizował polecenia tych samych, jak w przypadku Wałęsy, tajnych mocodawców, nie ma dużego znaczenia. Falandysz był alkoholikiem i jako taki był ubezwłasnowolniony i skrajnie podatny na wpływy.

Lech Falandysz w roku 2003, zmarł przedwcześnie w wieku 61 lat, na raka trzustki. Rok później zmarł działacz Jacek Kuroń, który również nie stronił od alkoholu. Organizm jego był kompletnie wyniszczony i też zaatakowany przez raka. A u mnie w Gdyni, trzy lata przed Falandyszem, w roku 2000 zmarła również na raka trzustki, mając zaledwie 54 lata, pierwsza po transformacji miasta Franciszka Cegielska. Dobra kobieta. Mam też osobiste doświadczenia, bo w tym czasie u Franciszki, jak mówiono, szefową Wydziału Zdrowia była żona brata mojej żony. Zmarła także przedwcześnie w wieku 63 lat na raka trzustki.

Alkohol i władza po transformacji to był powszechny zwyczaj. Większość z udostępnionych „okrągłostołowych” dokumentów, w tym poufnych negocjacji w Magdalence, pokazuje biesiadujących komunistów rozpijających „uhonorowanych” dopuszczeniem do pańskiego stołu, prostych, żeby nie powiedzieć prostackich działaczy przejmujących władzę nad Polską. Epizod z Wałęsą i Michnikiem przepijającymi do Kiszczaka i rozdzielającymi państwowe stanowiska przejdzie do historii hańby narodowej.

Do jakiej potężnej szkody doprowadził Wałęsa korzystając z pokrętnych usług prawnika Falandysza widzimy dzisiaj, po objęciu trzy lata temu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość wraz z sojusznikami.

To działanie z początku lat dziewięćdziesiątych doprowadziło do permanentnej inflacji prawa, co dzisiaj, po niemal trzydziestu latach, odbija się nam czkawką.

Prawo w Polsce opiera się na notorycznej falandyzacji tegoż. Co mnie do dzisiaj zastanawia, to przypuszczenie, że Kiszczak (nie Jaruzelski, bo on był od innych spraw) świadomie skonstruował taki prawny galimatias, by utrudnić dochodzenie odrodzonej RP do prawdziwie demokratycznego, republikańskiego państwa. Alternatywą do tej supozycji jest odziedziczona po komunie, naturalna bylejakość i prowizorka.

Tak czy inaczej TW Bolek z Falandyszem wykorzystali prawną strukturę państwa, jak dar niebios, albo jako maszynę do produkcji plastykowych kwiatów – niby są jak te prawdziwe, ale tylko z daleka. Gdy uważnie się im przyjrzeć to widać cały fałsz i sztuczność. Tak też było z całą praworządnością III RP.

Najgorszym, najbardziej szkodliwym i długotrwałym efektem tak ustawionego i stosowanego paradygmatu nauk prawnych jest to, że najważniejsze środowiska opiniotwórcze – aparat sprawiedliwości – sędziowie, prokuratorzy i adwokaci, a także radcowie i notariusze; akademicy z uniwersytetów: żurnaliści wszelkiego autoramentu i dyscypliny i w końcu politycy, ochoczo przyjęli taką pożyteczną grę w manipulację ułomnym prawem.

Przepraszam, jeszcze gorszym efektem gier i zabaw z prawem, jest to, że takie mentalne nastawienie poszło, jak to się mówi w lud. Społeczeństwo z dużą obojętnością zaakceptowało powstające jak grzyby po deszczu prawne absurdy.

Tu niewinny obywatel przesiedział kilkanaście lat w więzieniu, bo jakiś chory prawnik, wbrew faktom i dowodom się uparł. A gdzie indziej rząd premiera Tuska ukradł obywatelom grubo ponad sto miliardów mozolnie gromadzonych oszczędności, a Trybunał Konstytucyjny to „przyklepał”. Że niby nic się nie stało – decyzja słuszna i sprawiedliwa.

Zwykli obywatele szybko nauczyli się wszystko relatywizować, czyli koniec z podziałem czarne i białe; koniec z wyraźną granicą między dobrem i złem.

Najlepsze rezultaty daje poruszanie się w strefie szarej, gdzie biel przechodzi stopniowo w czerń. Albo odwrotnie. Uczciwi dotąd ludzie szybko znaleźli się w nowej, potransformacyjnej rzeczywistości i zaczęli kombinować, korumpować, często także kraść i oszukiwać. Na taką skalę i tak bezczelnie nie robili tego nawet za komuny.

W drugim kierunku: czerń – gangsterzy, i bandyci, również pojęli, że lepiej jest w tej szarej strefie i stali się deweloperami, bankierami, a nawet wybitnymi przedsiębiorcami. Bo po co się wysilać z morderstwami, włamaniami, czy porwaniami – to dobre dla drobnych leszczy, którzy dopiero rozpoczynają karierę – jak bezkarnie można obracać fakturami, zarabiając na podatku nie miliony, a miliardy. Po co robić coś, za co można iść do więzienia nawet na 10 do 25 lat, jak bez łamania prawa można wyprowadzać z Polski leki, których niską cenę wynegocjował rząd z producentami. Lewe transakcje nawet za 3 miliardy rocznie. I tak dalej, i tak dalej…

Każdy może z własnych obserwacji przywołać wiele przykładów ślizgania się na pograniczu prawa, co moralnie jest nie do przyjęcia, ale prawo w oparciu o metodę Falandysza uzna, że wszystko jest w porządku.

Prawie trzydzieści lat psucia naturalnej mentalnej etyki, łatwego rozróżniania dobra od zła, niemalże wszystkich polskich obywateli, doprowadziło do ogromnych spustoszeń. To w pewnym sensie gorsze od efektów, które osiągnął Hitler ze swoimi niemieckimi bandytami w II Wojnie Światowej. Wówczas zdecydowana większość Polaków nie utraciła swoich honorowych zasad – reguł chrześcijańskiego dekalogu, a przede wszystkim uczciwości i przyzwoitości. A dzisiaj? Jaki procent Polaków jest skażonych moralnym relatywizmem?

W tych dniach, w wyborach uzupełniających w Gdańsku około 80% tamtejszych mieszkańców zagłosowało na osobę z bardzo wątpliwego kręgu – grupy osób u władzy, w stosunku do których prowadzone są śledztwa, a nawet postępowania prokuratorskie. Więc dlaczego, mimo tego, że moralność jest tu bardzo wątpliwa, gdańszczanie gremialnie wybrali tego właśnie nowego prezydenta?

Relatywizm spowodowany potężną inflacją prawa; prawa, które coraz mniej ma cokolwiek wspólnego ze sprawiedliwością i staje się wyłącznie narzędziem tworzącej się sędziokracji – jak to sami nazwali – „specjalnej kasty”, której nie obowiązują społeczne normy, w tym nawet prawo, którym zarządzają. Kasty, która jest ponad wszelką władzą: może zanegować, uchylić, zmienić decyzję każdej demokratycznej władzy – Sejmu, rządu, prezydenta i kogo jeszcze sobie przywołamy. Polski sędzia Über Alles !

Zniszczyć autorytety

Równie dramatycznym efektem całej tej manipulacji jest pozbawienie Polaków autorytetów. Nie ma już wybitnego, prawego człowieka, nie ma stowarzyszenia, rady, grupy, czy instytucji, której obywatele mogliby bezwarunkowo zaufać. A gdy agenci manipulacji wyczują, że ktoś, albo coś może zyskać posłuch, być opiniotwórcze, natychmiast przystępują do burzenia tego monolitu, którym jest prawdziwy autorytet.

Zniszczyć autorytet najprościej można niszcząc wizerunek. Przykład kościoła katolickiego jest chyba najbardziej znamienny. Systematycznie od kilkudziesięciu lat trwa antykościelna propaganda. Dla komunistów to wróg numer jeden. To się daje logicznie zrozumieć, bo jest to bezwzględna walka o rząd dusz. Posunęli się nawet do próby morderstwa głowy kościoła, papieża, naszego świętego Jana Pawła II, gdy zawiodły wszelkie metody zdruzgotania jego wielkiego autorytetu. W komunistycznej Polsce mordowanie księży było chlebem powszednim.

Trudno natomiast wytłumaczyć ten szczytowy poziom ataku przeprowadzany dzisiaj, niby w wolnej Polsce na cały katolicyzm – nie tylko na sam kościół, lecz także wiernych – moherów z Ciemnogrodu.

Wrzask na pedofilię księży. Autentycznie każde takie zdarzenie jest karygodne. Lecz statystycznie biorąc, takich przestępstw w kościele jest dziesięciokrotnie mniej, niż wśród wychowawców i nauczycieli, czy w klubach sportowych.

Stara komunistyczna funkcjonariuszka obelżywie i ordynarnie pluje na kościół i wiernych w internecie przy każdej okazji. A młoda zakręcona dziwaczka chce pozwać Watykan do Trybunału Sprawiedliwości w Hadze. Nie wspominam tu o przeciętnych ludziach, tylko o osobach publicznych mających swobodny dostęp do mediów, czyli w pewnym sensie opiniotwórczych. A jeszcze na dodatek plejada, autentycznie dobrych (co nie znaczy mądrych) polskich aktorów ochoczo bierze udział w filmowym paszkwilu, czystej propagandzie nienawiści i pogardy, czym był obraz Smarzowskiego „Kler”.

I w tej walce nie chodzi o to, żeby przeciwnika przywołać do porządku, czy nawet dać mu nauczkę, przeciwnikom chodzi o to, by autorytet zniszczyć, zetrzeć z powierzchni ziemi. Taką samą taktykę zastosowano ostatnio wobec prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego, męża stanu dużego formatu i jednocześnie osoby skromnej i uczciwej.

Wrogowie zdecydowali się zniszczyć wizerunek człowieka uczciwego. Zmontowano dętą aferę z jakimś podejrzanym austriackim typem pozującym na biznesmena, który na nieszczęście znalazł się w kręgu rodzinnym Kaczyńskiego. Wyposażono go w aparaturę nagrywającą i każda rozmowa z prezesem została zapisana. Rezultatem jest kilka tysięcy stron tych nielegalnych zapisów. Wyposażono też Austriaka w mecenasa Giertycha, a cały nagrany materiał, wraz ze strategią działania przekazano najbardziej zwalczającej władzę gazecie.

Na szczęście, jak to niestety często w naszym kraju bywa, zrealizowano to tak tandetnie i wprost głupio, że w rezultacie cała Polska się śmieje i tylko najgłupsi fanatycy poprzedniej władzy dali się uwieść temu durnemu humbugowi. Giertych z naczelnym gazety Kurskim, ofermy jedne, pewni byli, że będzie polska afera Watergate. A jest, nazwana przez lud, afera „Kapiszon”.

Manipulowanie paragrafami prowadzące do inflacji prawa, to nie polski wynalazek. Robi się to wszędzie, gdzie tylko pozwala na to uległe społeczeństwo i „swoi” prawnicy.

Jaskrawym, wprost powalającym przykładem jest od 2014 roku działalność władz Unii Europejskiej. Pod przywództwem – wiele na to wskazuje – alkoholika Jean-Claude Junckera, krypto-komunisty z Partii Pracy Holandii Fransa Timmermansa i wg mnie socjopaty Donalda Tuska, lecz także wpływowej grupy lewackich neoliberałów u szczytu władzy – Federicy Mogherini, Guya Verhofstadta, czy Martina Schultza, akrobatyczne podejście do przestrzegania prawa zawstydziłoby nawet Josepha Hallera i jego „Paragraf 22”, ze względu na nieliczenie się z traktatami, umowami, czy zapisanymi precyzyjnie zakresami działania i obowiązków.

Biorąc pod uwagę, że nie są to wybrańcy europejskich narodów, tylko nominowani urzędnicy z wielką władzą i minimalną odpowiedzialnością, kreatywnie realizują staropolską pijacką śpiewkę – Hulaj dusza, piekła nie ma!

Cała ta falandyzacja, realizowana przez wszystkich wrogów rządzącej koalicji, motywowanej utratą wpływów i dużych pieniędzy, ma bardzo przykry efekt uboczny, jakim jest pogarszanie wizerunku Polski na arenie międzynarodowej.

Z tego można wnioskować, że cała ta totalna opozycja z przystawkami, to wyłącznie ślepe, kupione narzędzie w rękach tych z zagranicy, którym bardzo zależy, żeby Rzeczpospolita nie rosła w siłę, by się nie bogaciła i suwerenność była bezdyskusyjna.

Stosowanie falandyzacji, tworzenie sędziokracji, oraz granie na emocjach, to zaprzeczenie, a konkretnie odrzucenie w działaniach politycznych wewnętrznych i zewnętrznych przyzwoitości i uczciwości. Nie ma już na tym boisku fair play. Wszystkie, nawet najbrudniejsze sztuczki są akceptowane, pod jednym tylko warunkiem: – że to ONI, ci, co demokratycznie utracili władzę, bo naród miał już ich dosyć, będą tak działać. Gdyby ci obecnie rządzący tego spróbowali, to wrzask byłby na cały świat.

Paragraf 22 twórczo zastosowany.

Autor

- publicysta. Z zawodu inżynier elektronik pracujący od 30 lat za granicą na morzu. Konserwatysta.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika