Marian Zacharski – bohater mojej młodości
Po artykule pana redaktora Michała Langego, opublikowanym w Gazecie Bałtyckiej w dniu 11.11.13 (Marian Zacharski – szpieg, który nigdy nie był szpiegiem) postanowiłem napisać króciutki ciąg dalszy.
Zgadzając się z większością tez Autora, pozwalam sobie stwierdzić, że p. Marian Zacharski, moim zdaniem:
- Przyczynił się do znaczących sukcesów polskiego wywiadu w okresie, gdy przebywał na terenie Stanów Zjednoczonych. Ilość i jakość materiałów zdobytych dzięki jego działalności jest niebagatelna, żeby nie powiedzieć: potężna. (Piszę to wyłącznie na podstawie informacji dostępnych publicznie).
- Zachował się heroicznie po aresztowaniu przez FBI oraz w czasie pobytu w amerykańskim więzieniu. Za tę postawę, p. generale, wyrażam Panu swój najwyższy szacunek i podziękowanie. Jako przeciętny Polak, pański rodak.
- Zagubił się w kontaktach z politykami współczesnej Polski, został przez nich cynicznie wykorzystany w politycznej rozgrywce. Sprzeniewierzył się (niepisanym?) zasadom obowiązującym oficerów wywiadu. Szkoda, ale zdarza się. Uważam, że nie można o tym zapomnieć, ale można w tej sprawie milczeć. Przy czym milczeć powinien szczególnie p. Zacharski. Tak będzie lepiej dla wszystkich: samego Mariana Zacharskiego, tych, którzy go nakłonili do działań motywowanych wewnętrzną, brudną polityką oraz służb specjalnych dzisiejszej Rzeczpospolitej.
- Jeśli nawet dzisiaj p. Marian Zacharski jest tylko „podstarzałym mitomanem – gawędziarzem”, jak pisze to p. Michał Lange, to jego gawędy są naprawdę interesujące. Jeśli ktoś nie wierzy, to odsyłam do książek: „Nazywam się Zacharski. Marian Zacharski. Wbrew regułom”, „Rosyjska ruletka”, „Rotmistrz”, „Dama z pieskiem” oraz „Operacja Reichswehra”. Lektura pozwoli nie tylko poznać kulisy pracy wywiadu (w zakresie takim, jaki umożliwia związanie tajemnicą), ale także zrozumieć niektóre zagadnienia historii Polski międzywojennej. W dzisiejszych czasach ta ostatnia wartość może mieć znaczenie szczególne.