Nieoficjalnie wśród demonstrantów: „Dobrze by było, gdyby polała się krew”
Od kilku dni na ulicach Warszawy i innych miast mają miejsce społeczne demonstracje, organizowane pod hasłem „obrony niezależności sądów i niezawisłości sędziów”. Bo te, jak mawia „totalna opozycja”, fundamentalne wartości demokratycznego państwa prawnego (tu akurat się zgadzamy) są w Rzeczpospolitej poważnie zagrożone (tu już pełnej zgody nie ma).
Owa totalna opozycja, od niemal dwóch lat (dokładnie od momentu, gdy okazało się, że przegrała nie tylko prezydenckie, ale także parlamentarne wybory) robi wszystko, by zdestabilizować państwo, uniemożliwiać jakiekolwiek jego reformy, utrudniać, gdzie to tylko możliwe, działalność rządu, podważyć wyniki społecznych wyborów dokonanych dwudziestego piątego października 2015 roku!
Dla osiągnięcia swoich celów gotowa jest wyprowadzać ludzi na ulice, wzywać zagraniczną (żeby nie powiedzieć – „bratnią” pomoc, okupować salę plenarnych posiedzeń Sejmu Rzeczypospolitej. Pisałem o tym wielokrotnie. Pisałem także, że taka zabawa Polską jest bardzo niebezpieczna i może przerodzić się wręcz w wojnę domową.
Wszystko wskazuje na to, że do takiego właśnie rozwiązania prze dzisiejsza opozycja. Owe spontaniczne demonstracje społeczne są doskonale organizowane przez terenowych działaczy Platformy Obywatelskiej, nierzadko piastujących poważne stanowiska we władzach samorządowych. Ci organizują autokary zwożące „spontanicznie” zbieranych w miasteczkach i gminach „funkcjonariuszy” do stolicy. A niechby tylko tam który z gminnych urzędników spróbował się nie stawić na partyjne wezwanie! Jak przyjedzie ze swoją rodziną, to na partyjnej liście sukcesów będzie miał dodatkowy plusik! Starosta, burmistrz, wójt – już tego dopilnują. A że przy okazji może polać się krew. „To by nawet dobrze było”. (To cytat z jednej z wypowiedzi, której treść do nas dotarła).
I tak możemy oglądać w telewizjach owe spontaniczne demonstracje setek tysięcy Polaków zainteresowanych „demokracją”. Na nieszczęście owej totalnej opozycji władza robi, co może, albo nawet jeszcze więcej, by nie dopuścić do eskalacji konfliktu, by nie doszło do ulicznych starć. Bo to byłaby woda na młyn owych mieszkających w Polsce Europejczyków, dla których najważniejszy jest własny interes. Częstokroć załatwiany nocami na cmentarzach, lub w innych „pędzących królikach”, niekiedy z wykorzystaniem „prawnego suportu” tego czy innego sędziego, adwokata, prokuratora. Skutkujący pozbawieniem jakichkolwiek praw ludzi sprzedawanych jak towar wraz z zajmowanymi przez nich mieszkaniami, wywłaszczanymi ze swego dobytku.
Dzięki Bogu władza nie daje się sprowokować i poświęca czas i energię na zmiany także ustrojowe, w Rzeczpospolitej. Ponieważ władza nie ma monopolu na mądrość i wiedzę, dobrze byłoby, gdyby totalna opozycja swoimi rzeczowymi uwagami i propozycjami pomogła budować Rzeczpospolitą. Takimi uwagami i propozycjami trudno nazwać ponad tysiąc poprawek zgłoszonych do precedowanej w Sejmie ustawy, z których znacząca część polegała na zamianie słowa „lub” na „oraz”, „oraz” na „albo”, albo na „lub” itp. O formie, w jakiej próbuje się obradować w czasie posiedzeń sejmowych komisji nawet nie będę wspominał. Zwracam tylko uwagę, że wszystko to dzieje się za pieniądze podatników, w tym także moje. I coraz mniej mi się to podoba. I coraz bardziej jestem przekonany, że na „takie coś” pieniędzy nie warto trwonić.
Im więcej ludzi to zrozumie, tym bardziej prawdopodobny jest wynik kolejnych wyborów, w których „totalnej opozycji” może w ogóle nie być. A to, przynajmniej moim zdaniem, nie byłoby dobre dla nikogo? Więc po co pracować na taki efekt?