Problem ONR, czy problem Adamowicza?
W pełni legalny przemarsz przedstawicieli ONR w Gdańsku bardzo szybko stał się przedmiotem dość prymitywnej aktywności politycznej prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Co ważne – ten sam prezydent jako organ właściwy wydał na marsz pozwolenie.
Dziś prezydent Adamowicz oficjalnie występuje jako pierwszy przeciwnik ONR, więcej – deklaruje chęć delegalizacji tego ugrupowania. Można odnieść wrażenie, że zajmując się legalnie działającą partią polityczną zapomniał o bardzo poważnych kłopotach prawnych związanych ze swoimi oświadczeniami majątkowymi, liczbą posiadanych mieszkań, gotówką otrzymywaną rzekomo od emerytów, czy też choćby o mieszkańcach lokali komunalnych, którzy czują się poszkodowani, jak choćby pani Barbara Chorzelewska, której historię opisywała Gazeta Bałtycka, problemach mieszkańców ul. Owsianej, czy Jelitkowa. Problemy w mieście się piętrzą, a prezydent zajmuje się Obozem Narodowo Radykalnym…
Człowiek Solidarności
Adamowicz przedstawiający się jako „prawdziwy” demokrata, człowiek „Solidarności”, jednocześnie opowiada się za delegalizacją legalnie działającej partii politycznej. Brzmi to dość paradoksalnie, ale w istocie paradoksem nie jest, ponieważ przyglądając się postaci prezydenta Gdańska, bardzo trudno jest znaleźć zarówno jego demokratyczne przymioty, jak też „Solidarnościową” postawę, z kolei ideały „S” – też pozostały już chyba tylko na historycznych tablicach.
Wśród słynnych 21 postulatów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego z 17 sierpnia 1980 jest np. postulat 13., który brzmiał:
„Wprowadzić zasady doboru kadry kierowniczej na zasadach kwalifikacji, a nie przynależności partyjnej, oraz znieść przywileje MO, SB i aparatu partyjnego poprzez: zrównanie zasiłków rodzinnych, zlikwidowanie specjalnej sprzedaży itp”.
Tymczasem pan Adamowicz już w 1990 roku, po skończeniu studiów prawniczych, jako magister prawa na Uniwersytecie Gdańskim został… (sic!) prorektorem UG ds. studenckich! To prawdopodobnie jedyny w historii polskiego szkolnictwa wyższego po 1990 roku przypadek, w którym prorektorem państwowej uczelni została osoba nie mająca choćby stopnia naukowego doktora i żadnego poważnego doświadczenia zawodowego! Zaiste solidarnościowy dobór kadr „na zasadach kwalifikacji”. A w tym haniebnym procederze brał udział Paweł Adamowicz – „człowiek Solidarności”. Ale spójrzmy na punkt 19 słynnych postulatów. Tam widnieje zdanie:
„Skrócić czas oczekiwania na mieszkanie”.
O tym, jak wygląda polityka mieszkaniowa w wydaniu pana Adamowicza – Gazeta Bałtycka pisała wielokrotnie. Z naszych obserwacji wynika, że obywatel w zasadzie nie ma żadnych szans na mieszkanie komunalne w Gdańsku. A zatem czas oczekiwania nie dość że nie został skrócony, co po prostu takiego pojęcia jak „mieszkanie komunalne” po prostu nie ma. Adamowicz – „człowiek Solidarności”…
Człowiek-demokrata
O tym, jak wygląda gdańska demokracja w Radzie Miasta, na ile głos radnych jest przez prezydenta brany pod uwagę – to z kolei tajemnica poliszynela, bo żaden z radnych oficjalnie tego nie powie, ale już w rozmowach nieoficjalnych okazuje się, że Rada Miasta Gdańska, w której PO ma większość, politycznie jest dla Adamowicza tylko bytem teoretycznym, z którym nie warto nawet dyskutować. Radni zawsze zagłosują tak, jak chce tego prezydent. A zrobią to po to, aby móc być radnymi w kolejnych kadencjach, zajmować stanowiska w miejskich spółkach i po prostu żeby żyło im się dobrze i dostatnio. A to, że mamy do czynienia z antyobywatelską polityką – nie ma dla nich żadnego znaczenia. Tak samo, jak nie mają znaczenia prośby, z którymi w nadziei na pomoc, mieszkańcy zgłaszają się do radnych. Radny – jeśli oczywiście będzie miał ochotę – wysłucha takiego mieszkańca, pokiwa głową, przyzna rację, nawet sporządzi notatki. I to wszystko, bo kluczowe decyzje podejmuje Adamowicz, a ty – szanowny radny miasta – jeśli chcesz mieć spokojne i dobre życie na koszt podatnika – musisz je poprzeć, nawet jeśli bezpośrednio godzą w interesy mieszkańców. Tak wygląda kwintesencja gdańskiej demokracji, bo przecież prezydent Adamowicz to „demokrata”.
Demokratycznie zdelegalizować
No i wreszcie próba delegalizacji ONR. Człowiek-demokrata chce wyeliminować z przestrzeni publicznej organizację, do której przyklejono hasło „faszyzm”. Szkoda tylko, że nikt nie pochylił się nad tym hasłem i nie próbował zrozumieć, co owo hasło oznacza i czy przypadkiem jego medialne znaczenie nie jest sprzeczne z faktycznym?
„Faszyzm swoimi korzeniami sięga starożytności. Zwracał się przeciwko liberalizmowi i demokracji, pluralizmowi partyjnemu i parlamentaryzmowi, a także kapitalizmowi i bolszewizmowi. Poddawał krytyce system demokratyczny jako niezawodnie prowadzący do osłabienia siły i autorytetu władzy. Faszyzm głosił, że kiedy naród jest silny to i najbiedniejszy robotnik może dumnie unosić czoło. Co ważne – po 1945 termin „faszyzm” nabrał jednoznacznie negatywnego znaczenia i był używany m.in. jako epitet w walce politycznej”[1]. I właśnie dziś taką walkę polityczna obserwujemy. Walkę, która -wiele na to wskazuje – nie ma nic wspólnego z rzeczywistym programem ONR.
Ponad wszelką wątpliwość należy stwierdzić, że po 1990 roku – o czym powinien wiedzieć pan Adamowicz – jeśli „umówiliśmy się” na demokrację, to zarówno ONR, PO, PiS, Partia Antydemokratyczna, czy Partia Miłośników Wędkarstwa – jeśli działają zgodnie z prawem – powinny móc istnieć. I każdy postulat ich delegalizacji należy ocenić jako poważny zamach na demokrację! A tego robić po prostu nie wolno, a już zwłaszcza nie powinien tego robić człowiek, który reklamuje się jako „demokrata”.
No ale z reklamą – w przypadku Pawła Adamowicza – co pokazuję powyższe przykłady – jest raczej zabawnie, czasem groteskowo, ale na pewno nie poważnie. Zresztą jak wiemy – reklama nigdy nie pokazuje prawdy…
[1] https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/faszyzm;3900060.html
Jak TVN 24 i insze der Dzienniki piszą, że na manifestacji było 400 osób, to znaczy, że było ich faktycznie 200 . Ale nawet gdyby przyjąć, że łącznie z turystami, których w tamtym miejscu jest zawsze mnóstwo, było te żałosne 400 osób, to świadczy dobitnie, że w ogromnej trójmiejskiej aglomeracji znaleziono jedynie 400 oszołomów, którzy zechcieli dołączyć do folksdojczy, wspierając ich – folksdojczy, ich, a nie nasz, protest przeciwko nacjonalistom . Każdy, kto występuje przeciwko nacjonalistom, występuje przeciwko państwu polskiemu, albowiem nacjonalizm (z łac. natio, „naród”) – jest to postawa społeczno-polityczna uznająca naród za najwyższe dobro w sferze życia oraz polityki. Głosi solidarność wszystkich grup i klas społecznych danego narodu.. Tym szujom i folksdojczom nasz naród nie jawi się jako najważniejszy . Jednak gdańszczanie zdali egzamin i do manifestacji szuj i folksdojczy nie dołączyli – BRAWO ! A szuja Adamowicz po raz kolejny udowadnia, że jest idiotą, tumanem skończonym myląc faszyzm z nacjonalizmem . ~Krzysztof Kornatowicz z Gdańska zresztą .
Czyli broni pan prawa do istnienia narodowo katolickiej organizacji, faszyzujących spadkobierców niesławnego Piaseckiego…?
Patoli, psycholi, którzy nie mają pojęcia o duchowości ani pierwotnym chrześcijaństwie,
a z powodu odczuwanego strachu przed nieznanym przyjęli „schronienie” w chorym zamienniku religii,
jakim stał się narodowy katolicyzm ! ( Notabene, Adolf też był katolikiem, nieprawdaż ? )
I żeby było jasne : nie jestem za przyjmowaniem rzesz uchodźców w kraju :
ale z drugiej strony to potworne że banda neofaszystowska połączyła siły z kościołem rzymsko kat…
( Zresztą, w Italii było podobnie ).
To kompromitacja, kompletna, słowo hipokryzja to za mało…
Wstyd !
Kiedyś obrażał mnie taki facet, stosował dużo wykrzykników w sowim tekstach. Okazał się rosjaninem, nienawidził Polskich prawicowych partii, ponieważ przypominały o bohaterach wymordowanych przez żydokomune.