Przed wyborami. Jakiej Polski nie chcę?
Zbliżają się kampanie wyborcze. Już przedstawiono nam różnych „ważnych” kandydatów do Parlamentu Europejskiego, w większości znanych z tego, że są znani, niekiedy popularni.
Nie jest ważne, co sobą reprezentują. Ważne jest, że wspomniana popularność może przynieść głosy wyborców. Za chwilę zaczną się osławione „obiecanki cacanki” różnych polityków. Będziemy wszyscy mogli poczuć się młodzi, zdrowi i bogaci.
W związku z tym, żeby sytuacja była jasna, jako jeden z wyborców, pozwolę sobie napisać, jakiej Polski nie chcę i wobec tego na jakich kandydatów nie będę głosował. Mam nadzieję, że moje zdanie podzielą znaczne rzesze czytelników.
Nie chcę Polski, w której:
- Pijani posłowie, wychodząc z nocnych klubów, w których zapewne prowadzili jakieś bardzo ważne konsultacje, ubliżają policjantom i zmuszają ich do działań interwencyjnych, a następnie, wykorzystując swoją pozycję i immunitet, oskarżają ich o przekroczenie uprawnień.
- Bardzo ważni senatorowie dają panienkom lekkich obyczajów okazje do szantażowania się, posiadają i zażywają narkotyki, przed prokuratorem tłumaczą, że to, co widać na filmie, to leki (zapewne wciągane nosem).
- Bardzo ważne osoby w państwie, niemal najważniejsze, opowiadają niestworzone historie o tym, jak to w trudzie i znoju ratownicy przesiewali ziemię wydobywaną na metr w głąb na miejscu takiej czy innej katastrofy.
- Bardzo ważni politycy bardzo ważne sprawy omawiają nocami na cmentarzach i w mocno podejrzanych knajpach
- Bardzo ważni ministrowie boją się podać opinii publicznej, kto podpisywał niekorzystne umowy na prowadzenie kontraktów budowlanych na przykład związanych z budową stadionów.
- Bardzo ważni ministrowie odmawiają podania nazw firm wykorzystujących w produkcji artykułów spożywczych sól przemysłową lub dodających mięso końskie do wołowiny bez poinformowania o tym odbiorców
- Politycy lekką ręką (piórem) dopisują „lub czasopisma” do przegłosowanych właśnie ustaw.
- Politycy uważają, że kłamstwa podawane społeczeństwu w trakcie kampanii wyborczych są tą kampanią usprawiedliwione i w związku z tym są dopuszczalne.
- Posłowie mają za nic obowiązujące przepisy ruchu drogowego, nawet jeśli gotowi są płacić mandaty za drogowe piractwo w swoim wykonaniu.
- Najpopularniejsze media mają wybrane, wąskie grono polityków (obecnych lub byłych) i tylko ich zapraszają do publicznych „debat”
- Każdą niepopularną decyzję podejmowaną przez władze uzasadnia się „wymaganiami unijnymi”, i to nawet wówczas, gdy nie ma to nic wspólnego z prawdą.
- Wiecznie obiecuje się realizację nowych programów wszelkiego typu, gdy programy te przez całe lata nawet nie powstały.
- Proste ustawy mogące ułatwić życie przeciętnemu „Kowalskiemu” uchwala się przez całe lata, jeśli nie dziesięciolecia, a najważniejsze ustawy, mające wpływ na życie milionów obywateli lub dziesiątki tysięcy pracowników uchwala się w ciągu dwóch, trzech dni.
- Kolejni ministrowie zdrowia, zamiast spróbować uzdrowić system, wprowadzają nowe, coraz bardziej skomplikowane procedury administracyjne, skutecznie ograniczające możliwość uzyskania pomocy lekarskiej przez przeciętnego „Kowalskiego”.
- Młodym Polakom każe się zapomnieć o największych polskich pisarzach i poetach.
- Zamyka się „maluczkich” za kradzież batonika o wartości 1,- zł, nagłaśnia nadużycie o wartości 8 zł 16 gr (jakiś dorsz czy inna flądra), a nie można rozliczyć poważniejszych i całkiem poważnych afer gospodarczych.
Wymieniłem kilkanaście grzechów naszych polityków, na których, w związku z ich popełnieniem, nie mogę głosować. Jestem chrześcijaninem, żyję w kraju, w którym religia rzymsko–katolicka jest zdecydowanie dominująca. W związku z tym, zgodnie z zasadami tejże religii, informuję grzeszników, którzy, być może, zorientują się, że to o nich właśnie mowa: chętnie Wam przebaczę. Ale to nie znaczy, że zapomnę. I oby jak największa część naszego społeczeństwa zrobiła tak samo.