Przy takim poziomie wiedzy, każdy zrobi dokładnie to, co mu „słuchawka” zasugeruje
Co my stworzyliśmy? Edukacyjnego potworka. Kolejna minister edukacji jest gorsza od poprzedniej (Czy to w ogóle możliwe? O tak). Poziom nauczania w polskich szkołach sięgnął dana. Jeśli nie wierzycie – porozmawiajcie z absolwentami gimnazjów i liceów.
Mamy już za sobą tegoroczne egzaminy gimnazjalne. Podsumowanie ich wyników będzie możliwe dopiero za jakiś czas. Wszak w dobie powszechnej informatyzacji, przy obecnym nasyceniu sprzętem komputerowym, nie da się tych wyników przedstawić prędzej. Ja jednak chciałem już dziś na ten temat coś powiedzieć.
W sieci krąży filmik przedstawiający młodych ludzi, którzy przeprowadzają krótką ankietę nt. wiedzy gimnazjalistów, którzy właśnie zakończyli zdawanie egzaminów. Poziom prezentowanych odpowiedzi jest zastraszający. Nawet jeśli wezmę pod uwagę, że część z przepytywanych gimnazjalistów świadomie udzielała odpowiedzi niepoprawnych, wymijających bądź mających znamiona żartów.
Twórcy ankiety (młodzi ludzie, niewiele starsi od głównych bohaterów) zamierzają przekazać uzyskane informacje pani minister Krystynie Szumilas, odpowiedzialnej za edukację. Na jednym z portali internetowych podali, że wprawdzie nie odczuwają specjalnej presji ze strony dorosłych w związku z tym, co zrobili, ale otrzymali już sygnały, że „być może naruszyli prawo pokazując twarze przepytywanych osób”. Nic dodać, nic ująć.
Zamiast przejąć się zatrważającym, skandalicznym poziomem wiedzy absolwentów gimnazjum, zastanawiamy się, czy można pokazać prawdę np. w sieci. Oczekiwałbym raczej odpowiedzi na pytanie, co zrobimy, aby ten poziom podnieść do jakiegoś przyzwoitego minimum. W jaki sposób należy zmienić stworzony system nauczania, bo ten obecny po prostu nie sprawdza się. Chyba, że chodzi właśnie o to, by był on jak najgorszy, kształcił półgłówków i ćwierćinteligentów. Wszak przy takim poziomie kształcenia dużo łatwiej rządzi się, kieruje społeczeństwem.
Powiem wprost. Przy takim poziomie wiedzy i wykształcenia wystarczy telefon (obojętnie, z Moskwy czy z Brukseli) i dyspozycyjny sędzia zrobi dokładnie to, co mu „słuchawka” zasugeruje. Jak wiemy z dowcipów z lat słusznie minionych, mikrofon w takim telefonie potrzebny nie będzie.