Ruszył elektroniczny system weryfikacji uprawnień do darmowego leczenia. Ile zyska na tym pacjent? Niewiele.
Od 1 stycznia 2013 roku wprowadzony został w całym kraju elektroniczny system weryfikacji uprawnień pacjentów do świadczeń opieki zdrowotnej, w skrócie eWUŚ. Jednak ta nowość w żaden sposób nie eliminuje barier, które niewydolny system wciąż stawia przed pacjentami i powoduje, że na wizytę u specjalisty czeka się w najlepszym razie miesiącami, a często latami.
Jak informuje Ministerstwo Zdrowia, dzięki temu rozwiązaniu, żeby skorzystać z pomocy lekarza wystarczy okazanie w rejestracji jedynie numeru PESEL, który widnieje w naszych dowodach osobistych. – Jeśli będziemy znać na pamięć nasz PESEL pokazać będziemy mogli również inny dokument tożsamości, np. paszport lub prawo jazdy – informuje dumnie NFZ.
Czy dzięki temu systemowi choć trochę zmniejszą się kolejki do lekarzy?
Czy pacjenci na wizytę do specjalisty nie będą zapisywani na 2014, 2015, albo i 2016 rok, jak wielokrotnie miało to już miejsce?
Z mozołem przygotowywana „wielka reforma służby zdrowia”, jak chcą to nazywać jej twórcy, w istocie nie jest żadną reformą. To jedynie drobna zmiana służąca przede wszystkim samym urzędnikom oraz budżetowi NFZ. Pacjent zyskuje naprawdę niewiele.
Owszem, biurokracja polegająca na konieczności przynoszenia sterty dokumentów podczas rejestracji w przychodni była dla chorych uciążliwa, ale nie była głównym problemem służby zdrowia.
Głównym problemem był i wciąż jest brak dostępu do bezpłatnych usług medycznych. System eWUŚ w żadnej mierze tego problemu nie rozwiązuje.