Seksafera Niesiołowskiego. Dlaczego wypłynęła dopiero teraz?
No i stało się to co stać się musiało! Stefan Niesiołowski został wyciągnięty przez służby na widok publiczny ku radości obywateli. Radości – bo jakże tu się nie cieszyć, kiedy czołowy niegdyś założyciel Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, pogromca komuny, nagle zostaje przedstawiony w scenach erotycznych, jako nieposkromiony amator darmowych prostytutek, w zamian za załatwienie kontraktów wymuszający od biznesmenów usługi towarzyskie.
I w dodatku te pikantne szczegóły o zepsutym – przez nadmiernie figlującego Stefana – łóżku, te erotomańskie teksty, że „tylko sprawy się posuwają” itd. itp. No radochę mają chyba wszyscy – nie tylko zwolennicy PiS, którzy „jurnego Stefana” od dawna uważają za okaz politycznego chamstwa, ale chyba i ci, którzy dotychczas zmuszeni byli go hołubić.
PSL, który po tym jak odeszło od nich dwóch posłów i groziła im utrata statusu klubu wynajął Stefana razem jeszcze z dwoma jego kolesiami z tzw. Koła Europejskich Demokratów, teraz z wyraźną ulgą widzi, że może się od Niesioła odczepić. Już wypowiedział się na ten temat jeden z czołowych posłów tego ugrupowania – bo czego jak czego, ale psucia łóżek zaradny klub PSL nie powinien tolerować! Stefan – zepsułeś łóżko – won z klubu rolników! (zapisz się do stolarzy!)
Ciekawe, że w obronie psuja Stefana nie stanął szef Platformy Grzegorz Schetyna, który wręcz pogrążył swojego byłego posła wyznając do kamery, że o wyczynach Niesiołowskiego „mówiło się na korytarzach”.
Ciekawe też w całej aferze „jurnego Stefka” jest to, że agenci CBA zbierali materiały w latach 2013-2015 i wszystko było „na talerzu”, kiedy następowała zmiana władzy. Nikt mi nie wmówi, że „Dobra Zmiana” nie zapoznała się z hakami na Stefka zaraz po przejęciu władzy. Wszak Niesiołowski to jeden z największych wrogów prezesa Kaczyńskiego i PiS. Od dawna nie przebierając w słowach atakuje Kaczyńskich, wręcz ziejąc nienawiścią. To on wymyślił określenie „pisowska szczujnia”, on z mównicy sejmowej wielokrotnie miotał nienawistne bon-moty albo wręcz obelgi pod adresem szefa PiS i całej „Dobrej Zmiany”. Właściwie niczym innym Stefan Niesiołowski się nie zajmował tylko waleniem w PiS skrajnie brutalnym, obelżywym hejtem.
Dlaczego więc „Dobra Zmiana” dowiedziawszy się o seksaferze znienawidzonego polityka w 2015 (a wszystko wskazuje, że tak było) nie wyciągnęła kompromitujących faktów na początku kadencji, trzy lata temu?
Stało się tak z bardzo prostych dwóch powodów. Po pierwsze Niesiołowski ze swoim zacietrzewieniem, krańcowym brakiem kultury – i co tu mówić – zwykłym chamstwem atakując PiS nie działał na jego szkodę. Wręcz przeciwnie. Niesiołowski sprawiający na każdym wrażenie nienawistnego wariata cementował elektorat PiS. Poważnie mogli go traktować tylko nieliczni zwolennicy Platformy, a właściwie nie traktować, ale tolerować. Hejt w wydaniu Stefana był niesmaczny, pozbawiony elementarnej kultury a więc wzbudzał w ludziach odruch sprzeciwu. A dla elektoratu PiS był powodem na przekonanie wyborców na zasadzie kontrastu: zobaczcie, jacy ludzie atakują „Dobrą Zmianę”! Czy takiego kogoś jak Niesiołowski można traktować poważnie?
Bo nie ma na tym świecie nic lepszego niż głupi i chamski wróg, który cię atakuje publicznie. Tak, że Stefan w istocie był dla PiS-u korzystny.
A drugi powód znają wszyscy grający w brydża, gdzie obowiązuje zasada: „As bierze raz”. Kartę atutową może użyć tylko raz, a znajomość faktów dotyczących seksafery Stefana była atutowym asem. I właśnie teraz, kiedy wyszła sprawa spółki Srebrna, kiedy CBA aresztowało byłego asystenta Macierewicza przyszedł czas, żeby tę kartę rzucić na stół. I tak oto publiczność dowiedziała się o jurności znanego posła.
A swoją drogą, kiedy patrzy się na poziom tzw. „klasy politycznej” w naszym nieszczęśliwym kraju, to robi się „trochu straszno”. Ulubiona premier „Tuskolandii” bredzi o dinozaurach i naftalinie, asystenci smoleńskiego ministra biorą łapówy i na dodatek Stefan psuje łóżka.
Boże miej w opiece Polskę!