Władza się miota | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 15.06.2016

Władza się miota

Wielokrotnie widać, jak władza zamierza coś zrobić i nie wie, jak się do tej pracy zabrać. Nie wiem, czy wynika to z tego, że doradcy są kiepscy, czy sami sprawujący władzę nie czują się wystarczająco kompetentni, czy działają różnego rodzaju grupy nacisków, czy może mamy do czynienia ze zjawiskiem szeroko rozumianej „korupcji” praktycznie na każdym szczeblu zarządzania krajem.

sejmowa_komisja_obrony_narodowej

Umowy „śmieciowe”

Pierwszy z brzegu przykład. Powołany przed niespełna pół rokiem rząd stwierdza, że konieczne jest ograniczenie stosowanych już powszechnie tak zwanych „umów śmieciowych” (o dzieło, zlecenia, na czas określony). Żeby to zrealizować już poprzednie rządy komplikowały coraz bardziej system prawny, kombinowały z ilością umów, jakie pracodawca może zawrzeć z jednym pracownikiem, jaka musi być przerwa pomiędzy umowami na przykład na czas określony, by „licznik został wyzerowany”. W efekcie już nikt (lub prawie nikt) nie wie, jakie jest prawo, a już zupełnie nie ma możliwości egzekwowania go. Za to powstały niemal natychmiast różne agencje pracy tymczasowej, zatrudniania na zastępstwo itd., itp. A sprawa była i jest prosta.

Jeśli rzeczywiście dążeniem rządu jest ograniczenie ilości umów na czas określony, to przywróćmy właściwą definicję takiej umowy. Ta definicja mówi wyraźnie: umowy na czas określony strony nie mogą rozwiązać przed upływem terminu jej obowiązywania inaczej jak za porozumieniem obu umawiających się stron. Podkreślam słowo: „obu”.

Chciałbym widzieć pracodawcę chętnego do podpisania umowy na przykład na dziesięć lat. (Widziałem takie umowy!!!) Ładnych kilkanaście lat temu, gdy moda na takie umowy rosła, jakiś „intelektualnie sprawny inaczej” cwaniaczek dopisał do umowy na czas określony punkt, że może ją jednostronnie rozwiązać w terminie dwóch tygodni. W ten sposób brutalnie obszedł obowiązujące prawo pracy (okresy wypowiedzenia). I wszyscy jak głupcy to zaakceptowali.

Mogę zrozumieć pracowników. Im zależało na pracy. Ale gdzie byli prawnicy, inspektorzy pracy, w końcu – prokuratorzy. Odpowiem. Wszystkim im było dobrze, mieli święty spokój i nie zamierzali sami sobie go zakłócać. W imię tego „świętego spokoju” kompletnie lekceważyli swoje obowiązki. Nie reagowali także politycy, księża, nauczyciele. Wszyscy najzwyczajniej w świecie zaakceptowali bezprawie. Nie przyjmuję do wiadomości, że robili to nieświadomie. Jestem nawet przekonany, że wielu z tych ludzi czerpało z tej sytuacji takie czy inne korzyści.

W przypadku umów o dzieło i zlecenia szczególną rolę do odegrania miała Państwowa Inspekcja Pracy. Ta instytucja jest powołana między innymi po to, by kontrolować przestrzeganie prawa pracy. Ile osób zostało ukaranych za stosowanie umów „śmieciowych” w sytuacjach, gdy pracownik ewidentnie pracował „na etacie”? Ile takich przypadków zostało przez Państwową Inspekcję Pracy ujawnionych? W odpowiedzi nie oczekuję informacji o dziesiątkach tysięcy przeprowadzonych kontroli i o tonach papieru protokołów sporządzonych w ich wyniku. Bo to jest najzwyklejsze pozorowanie pracy!

Przetargi

Przykład drugi. Pan wicepremier Morawiecki stwierdza, że trzeba wyeliminować najniższą cenę jako kryterium wyboru ofert w postępowaniach realizowanych na podstawie prawa zamówień publicznych.

Jestem zgodny z panem wicepremierem. Ale ja mówię dodatkowo: to kryterium, jako podstawowe, a w większości przypadków jako jedyne, pojawiło się w postępowaniach z dwóch powodów. Powodem pierwszym były głoszone wszem i wobec przez specjalistów wyznaczonych do roli arbitrów w postępowaniach odwoławczych interpretacje mówiące, że ogłaszający nie ma prawa wskazać marki produktu, który chce zakupić w ramach postępowania. W efekcie ktoś, kto chciał kupić samochody dla policji nie mógł napisać, że poszukuje najlepszego dostawcy na przykład samochodu UAZ. Tylko musiał opisać jego techniczną specyfikację. Najlepszym dostawcą mógł być ten, kto zaproponuje najniższą cenę, najdłuższy okres gwarancji, najlepszy serwis, dostępny np. w stu punktach w kraju, w każdym województwie nie mniej niż cztery serwisowe.

Do czego doprowadziły takie „mądre interpretacje”? Do tego, że niekompetentni ludzie zamawiali samochody wg wspomnianej charakterystyki technicznej i do dziś w Policji Państwowej mamy przekrój wszystkich możliwych marek samochodów. Hasła „unifikacja” czy „efekt skali” i ich wpływ na koszty działania policji nikogo nie interesowały.

Śmiem twierdzić, że nie interesują nadal! Na to nałożyły się działania organów ścigania, które, gdy miały do czynienia z „szeregowym Kowalskim” bez trudu wmawiały mu, że specyfikację techniczną przygotował pod „jedynego możliwego dostawcę”. (Często tak było, ale często zupełnie niewinni ludzie zostawali skazywani na wcale nie niskie kary).

Powodem drugim, będącym skutkiem tego, co powyżej napisałem, było swego rodzaju „zabezpieczanie się” przez „szeregowego Kowalskiego” przed możliwością oskarżenia go o wszelkie zło tego świata. Wszak jeśli „szeregowy Kowalski” jako jedyne kryterium oceny oferty przyjmował najniższą cenę, to nawet naj… prokurator nie mógł mu skutecznie zarzucić nieobiektywnej oceny oferty. takie pojawiały się, gdy Kowalski chciał oceniać na przykład wyposażenie techniczne dostawcy. I w ten oto prosty sposób stworzyliśmy mechanizm wyłaniania dostawców dóbr i usług za publiczne pieniądze. Dostawców, którzy nie płacą rzeczywistym wykonawcom, znikają z rynku po zakończeniu kontraktu, praktycznie uniemożliwiając wyegzekwowanie praw wynikających z gwarancji. A pan wicepremier usiłuje wymóc odstępstwo od kryterium najniższej ceny.

Myślę, że należy przemyśleć cały mechanizm wyłaniania dostawców. Jeśli chcę kupić dla policji samochody Mercedes, to ustalam: marka – Mercedes, moc – 200 kW, określam wymagania serwisowe. A dostawca podaje: cenę, okres gwarancji, ewentualnie elementy, w których jego oferta jest lepsza od minimalnych wymagań. I na tej podstawie jako kupujący wybieram najkorzystniejszego dostawcę samochodów Mercedes.

Ale to byłoby zbyt proste, żeby w warunkach polskich mogło być prawdziwe. Bo raptem okazałoby się, że niepotrzebni są wszelkiego rodzaju doradcy prawni, adwokaci, „specjaliści zewnętrzni” korzystający z okazji. A nawet, o zgrozo, cały wielki Urząd Zamówień Publicznych.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika