Wybrzeże Gdańsk – KMŻ Lublin: 47-43
Pośród ryku silników motocyklowych, otoczony zewsząd kurzem, zapachem metanolu i pięknymi kobietami słyszę retoryczne pytanie jednej z nich – co może być fascynującego w robieniu hałasu i jeździe w kółko?
Natychmiast nasuwa mi się cytat Czesława Czernickiego:
„Czasami myślę, że to jest korrida, nie sport! Walka gladiatorów. Jest ryzyko, jest krew, są trupy. Publika to uwielbia.”
Owa równie barwna, co liryczna definicja cenionego trenera stanowi odpowiedź na wszystko – ( porównanie do jeźdźców apokalipsy też jest całkiem niezłe!”
Niedzielny wieczór był swoistym punktem odniesienia wobec wyżej wspomnianej wypowiedzi – była walka, były emocje, ba… nawet krew była. Żużlowcy Wybrzeża Gdańsk przy gorącym dopingu fanów zapełniających niemal cały stadion i znakomitej pogodzie pokonali Lubelski Węgiel KMŻ Lublin wynikiem 47-43.
Mimo, iż spotkanie rozpoczęło się fenomenalnie dla gospodarzy, o wygranej zadecydowały dopiero biegi nominowane. Najwięcej punktów dla ekipy GKSu zdobył Krystian Pieszczek – 12, z kolei Thomas H. Jonasson udział w zawodach okupił niegroźną kontuzją.
Kalkulując zdobycze punktowe, nie sposób nie zauważyć znaczącego wkładu młodzieżowców obu teamów, co świadczy o ogromnym potencjale i wielkich perspektywach czarnego sportu.
Wierzę, że tradycja, historia i kultura dumy sportu motorowego z północy zostanie zachowana na każdym kolejnym meczu, niezależnie od tego, czy „Wybrzeże” awansuje do ekstraligi, wszak wierność stanowiąca istotę naszego honoru nie jest pustym sloganem, dlatego zapraszam wszystkich na kolejne widowiska w wykonaniu gladiatorów.
PS. Trupów nie było, ale może to i lepiej?