Wyjazdowe posiedzenia rządu, które ślicznie wpisują się w kampanię wyborczą organizacji, która mieni się obywatelską platformą, mogą się podobać.

Starsi z nas pamiętają, że w słusznie minionym okresie obóz imperialistycznych państw Zachodu miał duże problemy z określeniem wydatków, jakie tak zwane państwa obozu socjalistycznego przeznaczały na uzbrojenie, a nawet szerzej, na siły zbrojne. Bo jak określić te wydatki, gdy w Łabędach uczniowie w ramach nauki zawodu wykonywali elementy (wprawdzie niewielkie i stosunkowo niedrogie, ale jednak) przeznaczone do czołgów? W jaki sposób określić, jaka część wagonów platform zbudowanych w fabryce wagonów przeznaczona była do przewozu kontenerów, a jaka do przewozu transporterów opancerzonych?

Przed podobnymi problemami za kilka (może kilkanaście) miesięcy stanie Państwowa Komisja Wyborcza. Jak określić wydatki Platformy Obywatelskiej na kampanię wyborczą, której, przynajmniej jak dotąd, partia ta nie prowadzi? Gospodarskie spotkania pani premier Ewy Kopacz (tej samej, która z sejmowej trybuny zapewniała o przekopywaniu smoleńskiej ziemi na metr w głąb) w żaden sposób nie są wyborczą kampanią. Przecież to oczywista oczywistość… Jest także nieprawdą, że każda konferencja prasowa pani premier po takim wyjazdowym posiedzeniu rządu zawiera bezpardonowy atak na dzisiejszą opozycję. Jest to tylko informacja przedstawiciela rządu o jego działaniach i o sprawach, które społeczeństwo powinno wiedzieć…

Co zrobić z kosztami przejazdów pociągami „eskortowanymi” przez całe kolumny rządowych samochodów i (przynajmniej od czasu do czasu) samolot(y)? Oj, trudne zadanie przed PKW. Ale „nic to”. Gdyby pojawiły się jakieś zarzuty związane z prawidłowością rozliczania kampanii wyborczej przez „układ rządzący”, zawsze znajdzie się jakaś dobra kancelaria prawnicza, która weźmie na siebie trudny obowiązek obrony przed oszczerczymi atakami opozycyjnej watahy. Sami znamy co najmniej jedną, która chętnie da „support prawny”. Acz nie polecamy jej usług.