"Farmy trolli" przypadkowo ujawniły bardzo niepokojące zjawisko... | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 28.08.2019

„Farmy trolli” przypadkowo ujawniły bardzo niepokojące zjawisko…

Po trzydziestu latach „wolnej, demokratycznej” Polski doczekaliśmy wreszcie „wolnych, niezależnych” mediów. Tak się składa, że kilka dni temu któryś z portali ujawnił „sprawę”  internetowego hejtu skierowanego przeciwko niektórym sędziom, zwłaszcza tym, którzy sprzeciwiali się publicznie reformom wymiaru sprawiedliwości realizowanym od dłuższego czasu z żelazną konsekwencją, za to z raczej mikrą skutecznością, przez Ministra Sprawiedliwości, Prokuratora Generalnego, pana Zbigniewa Ziobrę.

Siedziba TVP (fot. Wikipedia)

Sprawa pewnie nie byłaby tak „frapująca” gdyby nie fakt, że z „hejtującymi” w taki czy inny sposób związani byli przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości, w tym – sędziowie. W samym ministerstwie sprawę szybko opanowano. Posypały się głowy, w tym wiceministra. I bardzo dobrze. Choć nie mam żadnej pewności, że nie było to odcinanie nici łączących co najmniej nieetycznie działających sędziów z ich ewentualnymi mocodawcami (zleceniodawcami). Ale tego nie mogę sprawdzić ani udowodnić, więc nie będę rozważał.

Od następnego dnia media sprzyjające opozycji (że takie są, nie trzeba nikogo przekonywać) „wałkują” temat na wszelkie możliwe sposoby. Padły już hasła o FARMIE TROLLI, o sejmowej komisji specjalnej, o trybunale stanu dla Ministra Sprawiedliwości (ten akurat może i byłby wskazany, ale z zupełnie innych powodów. Pisałem o tym na przykład w: https://gazetabaltycka.pl/promowane/dobra-zmiana-czy-faktycznie-dobra), o aferze na miarę Watergate.

Nie mnie oceniać „wielkość” afery, którą uważam za skandal. Ale piszę o mediach. Następnego dnia po wybuchu afery wokół (w) Ministerstwa Sprawiedliwości w mediach, nazwijmy to „prorządowych”, przywołana jest słynna już „afera inowrocławska”. Temat stary jak świat, ale tym razem okraszony nowymi (a przynajmniej dotąd nie nagłaśnianymi) wątkami.  O tym, że jeden z posłów, krewny prezydenta Inowrocławia, instruował pracowników ratusza w tym mieście, jak korzystać z sieci TOR, ciemnego internetu. Że wskazywał, kogo i w jaki sposób oceniać na internetowych forach. Po raz kolejny w mediach pojawia się określenie FARMA TROLLI. (Przy okazji: użycie takich samych haseł zapewne ma w świadomości „szerokich rzesz społecznych” zmącić wodę. Za półtora miesiąca tylko niewielu będzie pamiętało, która farma trolii była nasza, a która – ich).

Ta nagonka w mediach prorządowych trwa już ok. tydzień. Podkreślam: w tym samym czasie w mediach sprzyjających opozycji cały czas trwa afera Min. Sprawiedliwości. Żeby było całkiem ciekawie: media „opozycyjne” nie podają nic na temat Inowrocławia, media „rządowe” nawet nie zająkną się na temat M.S. A cóż pozostaje przeciętnemu Kowalskiemu, który utrzymuje swoimi pieniędzmi i ministerstwa, i samorządy?

Oba te krynicznie czyste źródełka rzetelności, uczciwości, transparentności i moralności chętnie opłacają „swoje” media (w niektórych przypadkach – także opisywanych hejterów), by ogłupiały społeczeństwo.

A media te nader chętnie korzystają z owych opłat (przekazywanych czy to w formie dotacji, czy „służbowych” ogłoszeń, czy kupowanych za gigantyczne pieniądze reklam – sposobów zgodnego z prawem przelewania pieniędzy jest bez liku), zupełnie nie przejmując się czymś takim jak „dziennikarska etyka”. Wszak ta ostatnia jest dla gawiedzi.

Opisany przykład „dwóch farm trolli”, o których dziś mówią wszystkie media, pokazuje aż nazbyt wyraźnie, że w „demokratycznej” Polsce nie ma prawdziwego dziennikarstwa. Bo kto z Czytelników z mediów dowiedział się o tym, że czternastego i piętnastego sierpnia w obozie koncentracyjnym Auschwitz odbył się pierwszy Życia Polonii i Polaków? Chyba nikt. Bo jego organizatorzy nie mają pieniędzy na opłacanie reklam, ogłoszeń, wystawne kolacyjki dla „dziennikarzy”. A zlecenia na reportaż z tego marszu nie przekazała żadna partia polityczna. Oj, ciężkie wybory przed Polakami.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.



Moto Replika