I po wyborach ... samorządowych. Malbork stał się ostoją lewicy. Co dalej? | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 3.12.2014

I po wyborach … samorządowych. Malbork stał się ostoją lewicy. Co dalej?

zakończyły się. Powoli opadają emocje związane z nie do końca sprawnym działaniem aparatu państwowego w ich realizacji. Zaczyna się czas podsumowań, rozliczeń, ocen. Oficjalnie wszyscy są ze swoich wyników zadowoleni. Tylko w zaciszach gabinetach szefów poszczególnych partii, w obecności ich zaufanych współpracowników, padają rzeczywiste opinie, szczegółowo analizowane są rezultaty, omawiane przyczyny uzyskanych wyników, proponowane rozwiązania na najbliższą i nieco dalszą przyszłość.

SLD

Sejmik bez lewicy

Ja zajmę się nieco wynikami, jakie na Pomorzu uzyskał Sojusz Lewicy Demokratycznej. Jak wiadomo, do Sejmiku Województwa Pomorskiego formacja ta nie wprowadziła żadnego swego przedstawiciela. Straciła trzy mandaty. Te trzy głosy nie stanowiły żadnej siły w sejmiku, jednak świadczyły o obecności lewicy na pomorskiej politycznej scenie. Teraz tej obecności także zabrakło.

Malbork – lewicowe Westerplatte

W wyborach prezydentów, burmistrzów i wójtów na Pomorzu wyróżnił się tylko Malbork. Burmistrzem Malborka został Marek Charzewski, przedstawiciel SLD. Wspierany przez grono lewicowców z byłą posłanką Małgorzatą Ostrowską (jako jedna z niewielu „zrobiła” dobry wynik w wyborach do sejmiku) pokazał, że jeśli tworzy się drużynę, to wyniki można mieć. W ogóle wydaje się, że Malbork stał się ostoją lewicy. Pytanie, czy tylko na Pomorzu, czy może w skali całego kraju? Może pan Leszek Miller powinien poważnie rozpatrzeć możliwość przeniesienia centrali SLD do Malborka? Można rzec, że ta pokrzyżacka twierdza lewicy jeszcze się trzyma. Ale jak długo? Czy to przypadkiem nie jest lewicowe Westerplatte?

Przyczyny klęski SLD (ja nie muszę wykazywać „służbowego” optymizmu) są na pewno złożone. Nie da się ich przedstawić w jednym zdaniu, nawet wielokrotnie złożonym. Jedną z takich przyczyn są niewątpliwie wewnętrzne podziały w tej formacji politycznej. Czy pamiętacie jeszcze takie nazwiska jak: Marek Borowski, Włodzimierz Cimoszewicz, Ryszard Kalisz, Aleksander Kwaśniewski, Marek Siwiec? Albo np. Piotr czy Ryszard Bugaj?

Nie waham się określić ich wszystkich mianem „tuzów lewicy”. Każdy z nich jednak miał swoje ambicje, swoją wizję programową. Jak widać nie udało się z tych wybitnych indywidualności stworzyć drużyny, idącej w jednym szeregu, z jednym, jasnym przesłaniem programowym. Mam wrażenie, że obecnie podziały pogłębiły się. Doszło grono młodych działaczy (lub może tylko sympatyków), którzy chcieliby szybko zastąpić „starych repów”. Jak pokazuje przykład Malborka (tu przepraszam p. Małgorzatę za określenie „stary rep”, ale jest to określenie mówiące nie o wieku metrykalnym, ale o stażu i doświadczeniu partyjnym), nie jest to zadanie łatwe. Uzyskane ilości głosów wskazują, że w najbliższej przyszłości wręcz niewykonalne. Przynajmniej przy dotychczasowym modelu działania.

Czas wziąć się do roboty

Jaki więc powinien być ten model w najbliższej przyszłości? Częściowo już na to odpowiedziałem. (Patrz np.: https://gazetabaltycka.pl/promowane/lewica-ma-klopoty-co-powinien-zrobic-leszek-miller). Tu powtórzę: czas wziąć się do roboty. Nie wśród swoich dotychczasowych wyborców, ale wśród przeciętnych „kowalskich”. Natychmiast należy uruchomić dyżury działaczy lewicy w różnych punktach miast i wsi. Mogą to być wynajęte siedziby, ale mogą być też kawiarnie, restauracje, siedziby kół gospodyń wiejskich, a nawet prywatne mieszkania. W tych miejscach trzeba prostu być, starać się rozmawiać z tymi, którzy zwrócą się o rozmowę. Wysłuchać ich, tam, gdzie to możliwe, starać się pomóc.

Jeśli człowiek ma problem w urzędzie, wspomóc go. Zwrócić się z oficjalnym pytaniem do urzędu, jak wygląda sprawa „kowalskiego”? Zapewniam, że gdy urzędnik zorientuje się, ze za sprawą wspomnianego „kowalskiego” stoi jakaś organizacja, która może rzecz nagłośnić, wspomóc od strony prawnej, zawaha się przed lekceważącym potraktowaniem „petenta”. A „kowalski” zapamięta pomoc, opowie o niej sąsiadowi. I tak zrodzi się, być może, szersze społeczne poparcie.

Przy okazji okaże się, że można poznać zagadnienia, jakie naprawdę nurtują dzisiejszego Polaka. I nie będą tu potrzebne żadne badania socjologiczne prowadzone przez różne „instytuty badań edukacyjnych” czy jak je tam ponazywano.

Opisana aktywność nie wymaga wielkich nakładów. Wymaga tylko ludzi chętnych „do roboty”. Kolejna rzecz, która powinna znaleźć się w zakresie pilnego działania lewicy – to jej program. Ten, który jest, trzeba umieć przełożyć na język zrozumiały dla ludzi. Znaleźć tematy, na załatwienie których ludzie czekają. Jednym z takich zagadnień są umowy o pracę na czas określony. Dlaczego nikt nie chce głośno powiedzieć, że wystarczy ustawowo zakazać wprowadzania do takich umów możliwości ich jednostronnego wypowiedzenia przed upływem terminu, na jaki zostały zawarte? (To była cecha charakterystyczna dla umów na czas określony!!!). Ale obecny stan jest wygodny dla szeroko rozumianego grona pracodawców. A oni na pewno mają więcej pieniędzy i możliwości wspomagania partyjnych bonzów niż ci, którzy w ramach takich umów muszą pracę świadczyć. A przedstawiciele poszczególnych partii zamierzają nadal tylko udawać, że w swej działalności chcą troszczyć się o „człowieka prostego”. Tylko, że tych „ludzi prostych” jest jakby więcej. A to też ważny element, zwłaszcza w trakcie wyborów.

Inna sprawa. Sławne zdjęcia z fotoradarów robione „z tyłu”. Przecież zdjęcie takie już w założeniu nie umożliwia ustalenia sprawcy wykroczenia, jakim jest przekroczenie prędkości. I co? Znów nikt nic nie może w tej sprawie zrobić, a specjaliści prawa nie widzą, że państwo w swej pazerności, powiem delikatnie, „nagina” to prawo dla swoich potrzeb. I znów: przedstawiciele poszczególnych partii wolą gonić króliczka, bo to mniej kosztuje. Ale tak nie zdobywa się społecznego poparcia. Przykłady można mnożyć.

Może już czas przestać mówić o równości płci (ja nie spodziewam się, abym mógł urodzić dziecko, a tej sztuki dokonała moja żona. Jaka więc równość płci). A równość ludzi wobec prawa wynika chyba z faktu, że Temida ma zasłonięte oczy! Okazuje się jednak, że niekoniecznie. Bo widzi ona przecież, że pan sędzia, prokurator, poseł, senator – nie musi odpowiadać za jazdę pod wpływem alkoholu. I co. Znów nikt nic nie może! Szkoda, że przedstawiciele lewicy nie chcą tak naprawdę zabrać się za tego typu tematy.

Jest szansa, nie ma gwarancji

Jednak wszystkie te działania nie będą skuteczne, jeśli grono aktywistów (obecnych i dawnych) nie spotka się, nie przedyskutuje i nie wypracuje wspólnego stanowiska w sprawach kadrowych. Trzeba jasno i jednoznacznie określić, kto jakie miejsce zajmie w szeregu, kto będzie kierował, kto będzie kandydował, a kto – tylko służył dobrą radą. Wymagać to będzie niewątpliwie wielkiej umiejętności negocjacji i pogodzenia różnych indywidualnych racji i ambicji. Trzeba jasno i jednoznacznie określić, kto jest z nami, a kto ewentualnie chce działać na własną rękę. Ogłosić to publicznie, już teraz. Żeby uciąć wszelkie spekulacje, wewnętrzne wojny podjazdowe, wzajemne podgryzanie się, podkładanie sobie większych lub mniejszych „świnek”.

Te działania nie są proste i, co najważniejsze, wcale nie gwarantują końcowego sukcesu. Ale dają pewną szansę na względny sukces (ja za taki uznałbym wynik w wyborach parlamentarnych na poziomie dwunastu – piętnastu procent). Jej niewykorzystanie spowodować może tylko, że za kilkanaście, może – kilkadziesiąt miesięcy znów ktoś będzie musiał ogłosić: „sztandar wyprowadzić!”. Oprawa będzie znacznie skromniejsza niż poprzednio, ale szansa na restaurację raczej już się nie powtórzy.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>