Nowy spot Palikota i Kalisza. „Dialogi jak z wenezuelskiej telenoweli”
Z jednej strony w polskim marketingu politycznym każdy nowy pomysł jest wartościowy, bo w tym obszarze od dawna cierpimy na brak pomysłów. Kandydaci i ich doradcy są z reguły mało kreatywni, mało pomysłowi i mało pracowici. Jeśli już coś próbują stworzyć, to ich „produkt” jest jedynie przywołaniem tego, co już dawno zostało stworzone. Powielanie pomysłów i znanych od dawna schematów powoduje, że kampania wyborcza jest po prostu nudna.
Przykładem niech tu będzie spot wyborczy Marka Migalskiego, którego asystenci dumnie twierdzą, że „zrobili to z Markiem Migalskim”. Ani nie było to zabawne, ani nowe, ani nawet ciekawe. Jeśli już to raczej żenujące.
Każdy nowy pomysł jest wartościowy. Nawet jeśli mówimy o poruszaniu się w ramach narzuconych przez coś tak konwencjonalnego, jak telewizyjny spot wyborczy.
W przypadku najnowszego filmiku z udziałem Janusza Palikota i Ryszarda Kalisza wartością jest sam pomysł. I tylko on, bo cała reszta jest bardziej niż słaba.
Począwszy od obrazu, który przywołuje skojarzenia ze scen jazdy samochodem w filmach z lat 60, poprzez dialogi, które przywołują skojarzenia z wenezuelską telenowelą z lat 80, a na sposobie odczytania tekstu skończywszy, który przypomina próby deklamowania przed całą klasą tekstu czytanki przez małego Kazia z klasy 3B. Ni do rytmu, ni do taktu…
No cóż, spot powstał. Powstał także do niego komentarz i to nie jeden. A zatem założenie twórców chyba jednak zostało zrealizowane.