Agresja imigrantów w Niemczech była dokładnie zaplanowana
Obserwując ostatnie wydarzenia na świecie, trudno się oprzeć wrażeniu, ze oto w wielu globalnych kwestiach zabrnięto w ślepy zaułek, z którego nie widać dobrego wyjścia. Na dobry początek problem „syryjskich imigrantów”, na który po „gorączce sylwestrowej nocy” w Kolonii (i nie tylko !) można już spojrzeć z innej – niż oficjalnie lansowana – perspektywy.
Przypomnijmy, że w noc z 31.12.15 na 01.01.16 w Kolonii (ale też w innych niemieckich, szwedzkich, fińskich i szwajcarskich miastach) rozbestwione tłumy tzw. „imigrantów” molestowały i okradały miejscowe kobiety nic sobie nie robiąc z „honorowej asysty” kompletnie bezradnych miejscowych stróżów prawa.
Trudno sobie wyobrazić, by opisywane ekscesy nie były dobrze zaplanowaną i przeprowadzoną akcją, gdyż wiara w spontaniczne pojawienie się w jednym miejscu i czasie tłumu około tysiąca samotnych młodych arabskich mężczyzn, rozwydrzonych i pewnych swej bezkarności, jest równie uzasadniona jak wiara w istnienie św. Mikołaja.
Dywagujący na ten temat w świetle telewizyjnych kamer niemiecki Minister Spraw Wewnętrznych, dostrzegł co prawda, że być może opisywane wydarzenia mogły być zaplanowane, ale równocześnie głośno się zastanawiał – w jakim celu?
Spieszę podpowiedzieć: ONI po prostu sprawdzają, jak daleko mogą się bezkarnie posunąć! Pamiętajmy, że w ICH kulturze, zachodnia tolerancja i otwartość przyjmowane są za oznaki słabości!
Problem dostrzeżono wreszcie w innych krajach „obdarzonych” „imigrantami”: władze Norwegii szykują się do deportacji części nieproszonych gości, ich potok chcą też zatrzymać władze szwedzkie, duńskie i fińskie, tylko Berlin nadal udaje, że nic się nie stało.
Z niemrawych reakcji niemieckiego rządu wnoszę, że ich (chora) polityka bez limitowego przyjmowania „uchodźców” będzie kontynuowana dopóki jej korekty nie wymusi niemieckie społeczeństwo. Gdy tak się stanie, dni niemieckiej Kanclerz będą policzone, zaś im później to nastąpi, tym silniejszą pozycję zdobędzie radykalna prawica.
A tak na marginesie: jest rzeczą zaskakującą, że politycy niemieccy tak zatroskani stanem wolności słowa w naszym kraju, u siebie gładko przechodzą do porządku dziennego nad blokadą informacyjną, która sprawiła, że wiadomości o sylwestrowych ekscesach przedarły się do opinii publicznej dopiero po 6 (!!) dniach od tych wydarzeń!
Widać taka cenzura, pozwalająca wybiórczo informować ichnie społeczeństwo zgodnie z zapotrzebowaniem rządzących, doskonale mieści się w niemieckim pojęciu definicji demokracji i wolności słowa. Zapewne także w celu zademonstrowania owej wolności słowa od 10 stycznia 2016 roku znowu można w Niemczech swobodnie wydawać „Mein Kampf”…
Mam nadzieję, że pomimo wszystkich – coraz bardziej brutalnych – nacisków, nie będziemy u nas wprowadzać niemieckiego modelu „wolności słowa”.