Cenzura w internecie? Giganci kontrolują wszystko | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 24.09.2019

Cenzura w internecie? Giganci kontrolują wszystko

Coraz szybciej postępuje proces inwigilacji obywateli całego świata, a wraz z nim ograniczana jest także ich wolność, choćby w zakresie dostępu do informacji. Nad wszystkim kontrolę ma tylko jeden internetowy podmiot w postaci wyszukiwarki Google. To ona zdominowała cały wirtualny świat. Jej twórcy zaczynali ze szczytnymi hasłami o tym, że „wyszukiwane treści mają być jak najwyższej jakości”, a także o tym, że celem jest „odpowiadać na zapotrzebowanie odbiorców”. Prawdopodobnie nigdy jednak nie chodziło o jakość, a o skuteczny wpływ na ludzką świadomość. Mamy na to konkretne dowody.

Gdy w jakiejś przestrzeni pojawia się podmiot dominujący, zawsze wiąże się to z jednoczesnym powstaniem nadużyć i patologii. Tak też jest w przypadku wspomnianego Google. Amerykanie lata temu postawili na rozwój technologii związanych z internetem, kierując w ten obszar ogromne środki, zapraszali najlepszych informatyków z całego świata do Doliny Krzemowej. Jak dziś już wiemy – z ich perspektywy warto było inwestować, bo to właśnie w stanie Kalifornia powstał internetowy gigant, który dziś jest najpopularniejszym na świecie narzędziem do filtrowania, a tym samym do pozyskiwania informacji z przeogromnego świata internetu.

Algorytmy Google, które przeszukują i archiwizują zasoby internetu w poszukiwaniu i pozycjonowaniu treści, są obecnie tak dalece złożone, że nie mają sobie równych. Reszta świata niestety nie zdążyła w technologicznym wyścigu ze Stanami Zjednoczonymi. Swoich sił nadal próbują czy Chińczycy, ale są to działania bardziej symboliczne, aniżeli realna konkurencja dla specjalistów z Doliny Krzemowej.

Dziś, z pozycji światowego lidera wyszukiwarek, Google może bardzo dużo. Ot choćby wpływać na finansowe wyniki i wartości ogromnych spółek giełdowych. Niewielki nawet pozycji firmy w wyszukiwarce może skutkować jej potężnymi stratami, a nawet bankructwem. I proszę nie wierzyć w to, że za ewentualne spadki pozycji odpowiadają tylko algorytmy i maszyny. Otóż decydującą rolę odgrywa zawsze człowiek, który podejmuje decyzję. A ta może być motywowana rozmaicie…

W podobny sposób odbywa się wpływanie choćby na nastroje konsumenckie, preferencje polityczne, czy po prostu na to, co wiemy o otaczającym nas świecie!

Najsilniejsi finansowo decydują o tym, co powinniśmy wiedzieć, a czego wiedzieć na pewno nie możemy. Stąd choćby zapowiedź drugiego internetowego giganta, czyli portalu społecznościowego Facebook, że np. wszystkie informacji dotyczące tzw. ruchów antyszczepionkowych będą ograniczane… I nie jest ważne, że coraz więcej wskazuje na negatywny wpływ szczepionek na ludzkie zdrowie. I tylko przez przypadek przemysł farmaceutyczny tworzy jedną z najbardziej dochodowych na świecie gałęzi biznesu…

Zatem już nie czytelnik ma oceniać zawartość merytoryczną danego komunikatu, wpisu, czy artykułu. Zrobi to za niego Facebook… Ma taką możliwość, jest podmiotem dominującym, nie doczekał się konkurencji…

Treści niebezpieczne lub obraźliwe

O tym, jak Google ogranicza dostęp do informacji, przekonajmy się na kilku konkretnych przykładach. Otóż proszę sobie wyobrazić, że są na naszych łamach teksty, które zostały przez Google zakwalifikowane jako „niebezpieczne lub obraźliwe”

W tej grupie znalazł się m.in. artykuł o jednym z najcięższych więzień świata – rosyjskich Butyrkach.

Butyrki – jedno z najcięższych więzień w Rosji

Cóż jest niebezpiecznego lub obraźliwego w prawdziwej i w pełni zweryfikowanej informacji? A może po prostu nie mamy wiedzieć o tym, że na świecie są takie miejsca jak wspomniane więzienie?

Podobnie „niebezpieczną informacją” jest ta o nastoletnich prostytutkach.

Nastoletnie prostytutki. „Po wszystkim biorę kąpiel i znów jestem zwykłą nastolatką”

I znów – czy o tym zjawisku mamy nie informować? Udawać, że ono nie istnieje? A gdzie miejsce dla rzetelnego dziennikarstwa?

Niestety fakty historyczne według amerykańskiego giganta także są godne potępienia. Tekst demaskujący mity o żołnierzach wyklętych, opierający się całkowicie na historycznych badaniach i dokumentach IPN – również jest „niebezpieczny lub obraźliwy”… A może po prostu niewygodny politycznie?

Smutna prawda o „żołnierzach wyklętych”. „Nieszczęśników mordowano obuchami siekier”

Podobnie jest z publikacją o Ewie Kłobukowskiej, w której piszemy: „była młodą, utalentowaną i doskonale zapowiadającą się lekkoatletką. Niestety karierę na zawsze zakończyły badania, które uznały jej płeć za… niewyjaśnioną”. Ciekawa historia najwyraźniej jest… „niebezpieczna lub obraźliwa”.

Olimpijskie grzechy – złamana kariera Ewy Kłobukowskiej

Nie zdziwiła nas kolejna „decyzja” portalu Google. Tym razem chodziło o artykuł ujawniający prawdę na temat postawy Żydów w czasie II wojny światowej. Jak wiemy ze źródeł historycznych – postawa wielu z nich daleka była zarówno od wzorców bohaterstwa – i to oczywiście można zrozumieć – ale także daleka od elementarnych zasad przyzwoitości czy uczciwości – i to zrozumieć jest już bardzo trudno. Najwyraźniej jednak wyszukiwarka Google nie chce, aby czytelnicy mieli szansę spróbować skonfrontować się z tymi zagadnieniami lub choćby zaznajomić ze wspomnianymi faktami.

Problem Żydów. „Prawda nie spodoba się stronie żydowskiej”

Na koniec coś, co pokazuje i udowadnia, że wątpliwości, jakie od samego początku mamy wobec mitów o „globalnym ociepleniu”, „smogu” itp. są jak najbardziej uzasadnione. Gdyby było inaczej – nikt nie próbowałby wpływać na pozycję artykułów ujawniających całą prawdę o tym, w jaki sposób obudzono w ludziach strach przed powietrzem, piecami, kopalniami, węglem itp., nakazując przy okazji ich wymianę na droższe i mniej wydajne, dodatkowo lobbując za zamknięciem kopalń i to najlepiej w taki sposób, aby nigdy już nie można było ich odtworzyć.

UJAWNIAMY. Kto i co stoi za Alarmem Smogowym? Ekologia, czy biznes?

Raz jeszcze szczególnie polecamy zapoznanie się z przywołanymi tekstami, bo wydają się bardzo wartościowe. Po tym, gdy znalazły się na „zakazanym indeksie” globalnego giganta, ich wartość zapewne jeszcze wzrosła. Ale szczegółową ocenę pozostawiamy czytelnikom.

Autor

- dr n. hum., publicysta i komentator. Twórca niezależnych mediów. Autor analiz dotyczących PR, języka polityki i marketingu politycznego.Twitter: @MichalLange



Moto Replika