Kto próbuje rządzić Polską? | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 30.05.2019

Kto próbuje rządzić Polską?

„Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu”. „Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio”. „Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej”. „Władzę ustawodawczą sprawują Sejm i Senat, władzę wykonawczą Rzeczypospolitej Polskiej i Rada Ministrów, a władzę sądowniczą sądy i trybunały”.

Fot. Krzysztof Białoskórski

Tyle zapisy Konstytucji. A jaka jest rzeczywistość mojego kraju, który w 1989 roku odzyskał suwerenność, obalił władzę „przyniesioną na bagnetach armii radzieckiej” i dokonał bezkrwawej rewolucji ustrojowej?

Wspomnę kilka wydarzeń. Tak „ku pamięci”, może w celu wywołania chwili refleksji. Po przewrocie 1989 roku w Polsce powstały „niezależne” media. Niektóre z nich uzyskały od razu miano opiniotwórczych. Choćby ze względu na „udział w obalanie” poprzednich struktur politycznych te nowe media uzyskały także swoisty „certyfikat” uczciwości, rzetelności, obiektywizmu i prawości. Co gorsza, owego „certyfikatu” społeczeństwo nie było w stanie zweryfikować. I tylko niektóre głosy aktualnej opozycji wskazywały na przejęcie mediów przez obcy kapitał i dyspozycyjność dziennikarzy wobec nowych „właścicieli”. Bez względu na to, kto obejmował władzę – zawsze media przejmował i je naprawiał na „swoją modłę”, a więc: podporządkowywał sobie! A tymczasem …

Pewna „niezależna” gazeta pewnego dnia opublikowała nagranie rozmowy Lwa Rywina z jej redaktorem. W efekcie na politycznej scenie nastąpiła radykalna zmiana. Czy na lepsze – nie mnie oceniać. Jednak jest to pierwszy przypadek w tak zwanej „wolnej Polsce”, gdy gazeta uzyskała realny wpływ na wynik układu parlamentarnego. Do dziś pamiętamy, jaka medialna nagonka została rozpętana (może i słuszna), co robiła pierwsza w dziejach Rzeczpospolitej parlamentarna komisja śledcza, jak polowano na majątek państwa Kwaśniewskich, tropiono niewyjaśnioną do dziś aferę z laboratorium frakcjonowania osocza, czym była „afera Oleksego”. Stawiam tezę, że wówczas właśnie środowisko „dziennikarskie” poznało siłę swoich wpływów i możliwość ich wykorzystywania.

Po tym pierwszym sukcesie „czwartej władzy” nastąpił pewien okres „uspokojenia”. Być może władza, która bezgranicznie zaufała potędze gazety, która zmiotła z politycznej sceny praktycznie całą SLD z jej strukturami, wpływami itp. nie zauważyła, że każdy kij ma dwa końce.

I wybuchła kolejna afera. Tym razem z „taśmami prawdy” (Sowa i Przyjaciele). Medialna hucpa trwała nieprzerwanie całe tygodnie i w mojej ocenie walnie przyczyniła się do zmiany u steru władzy. Oczywiście doświadczenia z następnych głośnych spraw nie szły na marne. Każde kolejne działanie „dziennikarzy” było bardziej subtelne, wykorzystywało coraz bardziej złożone mechanizmy oddziaływania na wielkie grupy społeczne. Ba. Kolejne grupy pretendentów do sprawowania władzy starały się wiązać swoiste koalicje z ośrodkami medialnymi. Żeby nie szukać daleko: środowisko Radia Maryja i Naszego Dziennika wprost nie mogło się opędzić od różnych politycznych klientów, samo powoli i delikatnie tworząc swoje zaplecze polityczne. Myślę, że tak naprawdę dopiero o nim usłyszymy.

Podobnie można powiedzieć o niektórych ośrodkach telewizyjnych. Dziś niemal każdy potencjalny wyborca wie, do której grupy politycznej można „przypisać” czy to stację telewizyjną, czy gazetę, czy radio.

Ostatnio po raz kolejny rozpoczęta została medialna afera. I trwa już ładnych kilka miesięcy! Jak zapewne pamiętacie, szanowni Czytelnicy, gdy nie udało się rozwinąć „afery skoków”, przystąpiono do medialnego ataku na Jarosława Kaczyńskiego. Instrumentem godnym dziennikarskiego zainteresowania okazał się pewien austriacki biznesmen, niejaki Birgfelner. Fakt, że austriacki, mógł przydać mu uczciwości i rzetelności.

Nieprzerwany atak na rządzących trwał dobre trzy miesiące. (Może dłużej). Dziś nikt już nie pamięta, co było na taśmach, kto co powiedział a czego na taśmach nie było. Dziś „gawiedź” pamięta tylko, że „ten Kaczyński” to za uszami ma co najmniej tyle, co Donald Tusk. A może nawet więcej. Ale się nie skończył. On dopiero się rozwija.

Kilka dni temu Sekielscy opublikowali film dokumentalny na temat zjawiska pedofilii w kościele. Medialna narracja jest jednoznaczna. Kościół, i tylko kościół, jest siedliskiem zła i najgorszych przestępstw, których ofiarami są dzieci (w polskiej kulturze, mentalności, tradycji – dziecko zawsze było dobrem najwyższym, które należy chronić za wszelką cenę. W innych kulturach (religiach) bywa inaczej. Dla niektórych dziecko jest co najwyżej dobrem łatwoodnawialnym, można je więc złożyć w ofierze, by ratować dorosłego, zwłaszcza dobrze ustosunkowanego, wykształconego, zamożnego).

Biorąc pod uwagę rolę polskiego kościoła na przestrzeni wieków, zauważając szeroko rozumianych obyczajów, zanik wartości moralnych, których, jak by nie było, ostoją zawsze był właśnie kościół – jest to narracja dość niebezpieczna.

Bez względu na to, jakie motywy kierowały autorami filmu „Tylko nie mów nikomu”, wytworzona wokół niego atmosfera stanowi atak na fundamenty tradycji i kultury polskiego państwa. Zresztą wpisujący się we wcześniejsze działania, które mogą doprowadzić do osłabienia Rzeczpospolitej. Mam tu na myśli między innymi działania związane z likwidacją pomnika ks. prałata Henryka Jankowskiego, w swoim czasie proboszcza parafii Św. Brygidy w Gdańsku. Proponuję przeczytać:

Emocje rosną. Co będzie się działo w Gdańsku?

Zwracam uwagę, że „zupełnie przypadkiem” dziennikarzem, który sfilmował barbarzyński atak na pomnik prałata z Gdańska był jeden z autorów filmu mówiącego o pedofilii w kościele.

Stawiam tezę, że, świadomie lub nieświadomie, media po raz kolejny usiłują prowadzić grę mającą na celu dokonanie zmian na szczytach władzy. W dodatku mając za nic interes Polski i Polaków. Godząc się na dalsze niszczenie autorytetów, wartości, tradycji, kultury. Pod płaszczykiem pokazywania postępu, nowoczesności, demokracji. Wszystko to w chwili, gdy sytuacja światowa robi się coraz bardziej napięta, a Polska i Polacy ogłaszani są coraz częściej czarną owcą społeczności europejskiej. Aż chciałoby się zapytać: czy kolejne kampanie medialne wynikają z samodzielnych decyzji dziennikarzy reprezentujących owe media? Czy może są to działania (delikatnie lub całkiem brutalnie) inspirowane? Jeśli tak, to przez jakie siły?

Prawdziwej odpowiedzi na tak stawiane pytania na pewno nie poznamy. Przynajmniej tak długo, jak długo nie będziemy mieć z prawdziwego zdarzenia służb specjalnych. A te, jak wiadomo, zostały bardzo skutecznie zdemolowane wraz z kolejnymi zmianami ekip rządzących.

Cóż więc pozostaje nam, przeciętnym obywatelom Rzeczpospolitej? Myślę, że przede wszystkim spokój i rozwaga. I zachowanie świadomości, że w dzisiejszym, niezwykle brutalnym świecie jest wiele ośrodków, które starają się społeczeństwem manipulować. Niekiedy w bardzo trudnych do określenia celach. Nie pozostaje więc nic innego jak zachować zdrowy rozsądek. Także przy urnach wyborczych.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.



Moto Replika