W ten sposób przekazano najtajniejsze informacje na wschód | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 31.10.2022

W ten sposób przekazano najtajniejsze informacje na wschód

„WSI zlikwidowano, bo ekipa Kaczyńskiego nie była w stanie kontrolować tej instytucji i wpływać na jej działanie. Obawiali się, że WSI mogą̨ być w posiadaniu informacji kompromitujących polityków PiS, tych dotyczących powiązań ze światem przestępczym oraz innych, o charakterze obyczajowym. Kaczyńscy obawiali się, że ewentualne ujawnienie tych informacji może zaszkodzić partii i spowodować w perspektywie słaby wynik wyborczy, podobnie jak informacje o finansowaniu PC z FOZZ. Byli przekonani, że tajne służby, a zwłaszcza tajne służby wojskowe, kreują̨ większość „wydarzeń” w państwie. Spodziewali się w sejfach znaleźć teczki na: Kulczyka, Krauzego, Wejcherta, Solorza-Żaka, konkurencję polityczną, układy polityczne i biznesowe. To by utorowało drogę̨ do posiadania władzy absolutnej” – mówi płk Marek Napierała, ekspert fundacji Stratpoints i współautor książki „WSI Żołnierze Przeklęci”.

Minęło właśnie 16 lat od rozwiązania WSI. Dlaczego Antoni Macierewicz zdecydował się na ten ruch?
To dobrze, że zainteresował się Pan tym tematem 16 lat po tym jak rozwiązano WSI. Tego tematu nie powinno się zostawić bez wyjaśnienia, bo zbyt wiele krzywdy wyrządzono ludziom, służbom i systemowi bezpieczeństwa w 2006 roku. Dobrze, że wtedy Putinowi nie przyszło do głowy realizować swoje imperialistyczne cele w sposób bezpośredni, tak jak na Ukrainie w 2014 roku i obecnie. To nie Antoni Macierewicz rozwiązał Wojskowe Służby Informacyjne. Dokonał tego parlament na wniosek rządu uchwalając stosowną ustawę. Większość́sejmowa zagłosowała za rozwiązaniem WSI. W głosowaniu “nad przyjęciem w całości projektu ustawy o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służbie Wywiadu Wojskowego, w brzmieniu proponowanym przez Komisję Nadzwyczajną”, które odbyło się 24 maja 2006 roku, jedynym posłem PO głosującym przeciw był Bronisław Komorowski. Przeciw uchwaleniu tej ustawy był niemalże w całości Klub Lewicy. Ci którzy zagłosowali za rozwiązaniem WSI ponoszą odpowiedzialność za następstwa tego głosowania. Jestem przekonany, że za wyjątkiem kilkunastu posłów PiS, reszta nie bardzo miała pojęcie za czym głosuje i jakie to wywoła skutki. Oczywiście bez udziału ówczesnej opozycji PiS również przegłosowałby ustawę.

Macierewicz stał się jedynie wykonawcą tej ustawy. Wszystko wskazuje, że decyzja o likwidacji WSI była pomysłem samego Jarosława Kaczyńskiego. Dlaczego zlikwidowano WSI? O tym już kiedyś rozmawialiśmy, ale warto to powtarzać, by odczarować fałszywą narrację PiS. Po pierwsze, WSI zlikwidowano, bo ekipa Kaczyńskiego nie była w stanie kontrolować tej instytucji i wpływać na jej działanie. Obawiali się, że WSI mogą̨ być w posiadaniu informacji kompromitujących polityków PiS, tych dotyczących powiązań ze światem przestępczym oraz innych, o charakterze obyczajowym. Kaczyńscy obawiali się, że ewentualne ujawnienie tych informacji może zaszkodzić́ partii i spowodować́ w perspektywie słaby wynik wyborczy, podobnie jak informacje o finansowaniu PC z FOZZ. Po drugie, Kaczyńskim chodziło o zdobycie ekskluzywnej wiedzy, którą te służby według nich posiadały. Byli przekonani, że tajne służby, a zwłaszcza tajne służby wojskowe, kreują̨ większość „wydarzeń” w państwie. Spodziewali się w sejfach znaleźć teczki na: Kulczyka, Krauzego, Wejcherta, Solorza-Żaka, konkurencję polityczną, układy polityczne i biznesowe. To by utorowało drogę̨ do posiadania władzy absolutnej. Po trzecie, rozwiązanie WSI i powołanie dwóch nowych instytucji miało doprowadzić do pełnej wymiany kadry, by już̇ zawsze mieć wpływ i kontrolę. To się̨ potwierdziło później, po przejęciu władzy przez PO-PSL. W służbie pozostali pretorianie wierni PiS. Pozostali tam, przyczajeni do czasu powrotu tej partii do władzy.

Jakie były powody ujawnienia zasobów operacyjnych WSI?
Dobre pytanie, na które nie ma racjonalnego wytłumaczenia. Są tacy, którzy twierdzą, że była to bezpieczna forma przekazania najtajniejszych informacji na wschód. Ale od początku… Ustawodawca powołał Komisję Likwidacyjną WSI i Komisję Weryfikacyjną WSI. Zadaniem tej pierwszej była inwentaryzacja majątku trwałego WSI, jego podział na rzecz nowych instytucji SKW i SWW, zapewnienie Komisji Weryfikacyjnej dostępu do materiałów operacyjnych WSI, przejecie funduszu operacyjnego oraz aktywów operacyjnych.

Równolegle z Komisją Likwidacyjną działała Komisja Weryfikacyjna, z Macierewiczem, wówczas wiceministrem obrony narodowej, na czele. Miała ona się̨ zająć weryfikacją żołnierzy WSI. Efektem prac komisji był Raport z likwidacji WSI, choć na początku tak nie miało być. W ustawie była mowa tylko o komunikacie. Komunikat nie zawierałby danych niejawnych. Kilka miesięcy później od uchwalenia ustawy dającej rozwiązania WSI, Sejm RP głosami PiS, uchwalił nowelizację ustawy i wprowadził pojęcie „raport” oraz określił zakres przedmiotowy tego raportu. Pomysłodawcą zmian był Macierewicz. Gdyby nie ta zmiana legislacyjna, sprawozdanie z likwidacji WSI trafiłoby do kierownictwa państwa, a zawiadomienia o rzekomych przestępstwach skierowanoby do prokuratury. Do czasu wyroków zawarte w materiałach informacje objętoby tajemnicą śledztwa i przepisami o ochronie informacji niejawnych. Komisja osiągnęłaby ustawowe cele, którymi były rozwiązanie WSI oraz weryfikacja żołnierzy i pracowników, ale Macierewicz nie miałby możliwości upublicznienia zasobów operacyjnych wojskowych służb specjalnych. On jednak parł na ten cel.

Oprócz raportu powstał aneks, którego ujawnienia dwukrotnie domagał się̨ Macierewicz. Skutki ujawnienia zasadniczego raportu zrozumieli chyba wszyscy ówcześni i późniejsi decydenci, bo na upublicznienie aneksu nie zgodził się̨ ani Lech Kaczyński, ani Bronisław Komorowski, a nawet Andrzej Duda.

Jak zatem wytłumaczyć legislacyjne zabiegi Macierewicza o ujawnienie raportu i doprowadzenie do jego ujawnienia, a potem próby ujawnienia aneksu do tego raportu? Komu Macierewicz chciał przekazać te informacje? Na pewno nie społeczeństwu. Przeciętny obywatel nie jest zainteresowany obszerną treścią̨, wystarczą mu proste komunikaty. Obywatel, który nie zna specyfiki służb specjalnych, niewiele zrozumie z tych dokumentów. Warto wiedzieć, że w raporcie ujawniono zainteresowania wywiadu i kontrwywiadu wojskowego oraz aktywa operacyjne, wykorzystywane w okresie funkcjonowania państwa demokratycznego. To było kompletne rozbicie służby wywiadowczej i kontrwywiadowczej demokratycznego państwa. To cios zadany państwu przez organ tego państwa. Gdyby Rosjanie zaangażowali wszystkie swoje aktywa operacyjne na kierunku Polski, nie mieliby najmniejszych szans posiąść takiej wiedzy jaka im została przekazana w upublicznionym raporcie.

Posumujmy zatem te pytania z punktu widzenia prawa. WSI zlikwidował parlament RP, a raport z likwidacji WSI, zawierający najtajniejsze informacje RP ujawnił śp. Lech Kaczyński. Nie ma tutaj odpowiedzialności Macierewicza. Sprytne, prawda?

Jak Pan myśli, dlaczego raport z likwidacji WSI został przetłumaczony na język rosyjski?
Nie wiem! To kolejne nieracjonalne działanie, tym razem z inicjatywy samego likwidatora WSI i zarazem szefa SKW Antoniego Macierewicza. No, ale za zlecenie tłumaczenia czegoś, co już jest jawne nie idzie się do więzienia. Niektórzy moi znajomi twierdzą, że chodziło o precyzyjne przekazanie informacji na wschód. Ja wolałbym, żeby to była głupota, niefrasobliwość. Gdyby było to celowe działanie, to oznaczałoby, że mamy od wielu lat poważny problem w zakresie bezpieczeństwa państwa. Ekipa, która przejęła władzę w 2007 roku prawdopodobnie nie była zainteresowana wyjaśnieniem tej sytuacji. Moim zdaniem, to poważny błąd.

Jakie skutku w praktyce wywołało ujawnienia zasobów operacyjnych WSI, dla bezpieczeństwa Polski?
Jak już wcześniej wspomniałem, że w raporcie ujawniono zainteresowania wywiadu i kontrwywiadu wojskowego oraz aktywa operacyjne. Można z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że pierwsze poważne naruszenie podstawowej zasady tajności służb specjalnych w demokratycznym państwie miało miejsce właśnie w wyniku opublikowania raportu. To precedens na skalę międzynarodową, gdzie urzędnicy państwowi w majestacie prawa ujawnili najlepiej strzeżone tajemnice państwa demokratycznego. Na świecie nie zdarzyła się̨ jeszcze taka sytuacja, by urzędujący wiceminister obrony i jednocześnie szef kontrwywiadu wojskowego w oficjalnym dokumencie zdekonspirował agentów własnego państwa oraz opisał aktualne operacje wywiadowcze i kontrwywiadowcze. W normalnych warunkach takie zachowanie podlegałoby penalizacji.

W raporcie umieszczono wiele danych personalnych osób, których w wyniku przeprowadzonej nagonki medialnej spotkały konsekwencje zawodowe, a czasami nawet ostracyzm społeczny. Pozycje operacyjne w normalnych warunkach zarówno w wywiadzie jak również w kontrwywiadzie buduje się latami, a takich zniszczeń nie da się odbudować przez dziesiątki lat. Można jednoznacznie stwierdzić, że ujawnienie zasobów operacyjnych WSI pozbawiło spływu informacji istotnych z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa oraz pozbawiło wojsko ochrony kontrwywiadowczej.

Czy ujawnienie zasobów operacyjnych WSI spowodowało i wywołało zagrożenie dla bezpieczeństwa Polski?
Likwidację WSI należy rozpatrywać w kategoriach bezpieczeństwa wojska i obywateli. Niestety nie da się zmierzyć i zważyć rzeczywistego poziomu bezpieczeństwa, dlatego politycy tak łatwo nim szafują. To podobnie jak w przypadku zdolności bojowych wojska i przygotowania do konfliktu zbrojnego. Można organizować ćwiczenia sprawdzające, symulacje i stosować algorytmy, by ocenić gotowość bojową, ale tylko realne warunki wojenne są w stanie tak naprawdę zweryfikować przygotowanie. Chyba dobitnym przykładem jest dzisiejszy konflikt rosyjsko-ukraiński. Wojna obniżyła rzeczywisty stan armii, jej wyposażenie, determinację i zdolności bojowe. Zobaczyliśmy jak bardzo różni się wojsko prezentowane na defiladach od tego w rzeczywistości.

Warto pamiętać, że w tym czasie w Afganistanie przebywały nasze wojska w ramach PKW ISAF. Zapadła wówczas decyzja o rozbudowie kontyngentu i przejęciu odpowiedzialności za prowincję Ghazni. Wysiłek militarny oraz stabilizacyjny wymagał zabezpieczenia operacyjnego naszych wojsk, zarówno kontrwywiadowczego, jak i wywiadowczego. Dokładnie w tym czasie opublikowany został raport, który wniwecz obrócił działania WSI w celu zbudowania pozycji operacyjnych. Umieszczenie w raporcie treści sprawy operacyjnej krypt. „Zen” odkryło nasze zainteresowania w rejonie konfliktu, naraziło żołnierzy na niebezpieczeństwo, a budowaną przez współpracownika WSI Aleksandra Makowskiego siatkę̨ wywiadowczą na utratę życia. Tylko człowiek kompletnie nieodpowiedzialny lub szaleniec mógł podjąć́ taką decyzję.

Ze względu na nasze zaangażowanie w Afganistanie wzrósł poziom zagrożenia terrorystycznego. Wiemy, że nic szczególnego się nie stało, ale nie dlatego, że mieliśmy tak skuteczne służby specjalne, ale dlatego, że w Polsce warunki do przeprowadzenia zamachu terrorystycznego w wykonaniu cudzoziemców są utrudnione. Poza tym Polska nie należy do krajów, w których terrorystyczny wywołałby taki sam efekt medialny jak w Anglii czy Francji.

Dlaczego prawica w dalszym ciągu uważa, że WSI była organizacją przestępczą?
To nie prawica uważa, że WSI była organizacją przestępczą, tylko w PiS obowiązuje taka narracja, bo jest zgodna z linią partii i wymagana przez kierownictwo. Gdyby pan zapytał o przykłady takiego poglądu, to nikt z polityków z tego ugrupowania nie potrafiłby ich podać. Nie dlatego, że nie pamiętają, tylko dlatego, że ich nie było. Narracja przed, w trakcie i po rozwiązaniu WSI dotyczyła rzekomych układów biznesowych, komunistycznej spuścizny, infiltracji przez rosyjskie służby specjalne oraz wpływania na media i polityków. Często w mediach sprzyjających obecnej władzy pojawiały się informacje o przestępczej działalności WSI, głównie w formie insynuacji i pomówień.
Wyjątkową aktywnością̨ wykazywała się̨ Dorota Kania. Jeszcze kilkanaście lat po rozwiązaniu jako dziennikarka „Gazety Polskiej” podtrzymywała mit o wszechmogących WSI, ich wpływie na życie społeczne i gospodarcze. W 2017 roku przeprowadziła wywiad z Jarosławem Sokołowskim ps. „Masa”, byłym członkiem mafii pruszkowskiej i świadkiem koronnym, który przyczynił się̨ do osądzenia jej członków. Tematem wiodącym była współpraca pruszkowskich bossów z WSI. Sokołowski w wywiadzie tym twierdził, że nie było mocniejszej mafii niż̇ WSI, a pruszkowscy gangsterzy potrzebowali ochrony. Informował, że we współdziałaniu z WSI i gangsterem o pseudonimie „Pershing “sprzedawali śmigłowce i transportery do Syrii. Większych bzdur nie słyszałem. Jaka dziennikarka, taki wywiad. O ile postawa Sokołowskiego jest poniekąd zrozumiała, bo on ciągle chce być na pierwszych stronach gazet, o tyle dziennikarski warsztat Doroty Kani to kompletne dno. To oczywiście stek bzdur, który w najmniejszym stopniu nie znalazł odzwierciedlenia nawet w raporcie Macierewicza. Służy jedynie utrzymaniu narracji, która adresowana jest do specyficznej grupy odbiorców i za pomocą̨ której kształtowana jest świadomość wyborców PiS. Oto cała tajemnica.

Chcę z całą mocą podkreślić, że w wyniku działania Komisji Weryfikacyjnej i złożonych zawiadomień przez Antoniego Macierewicza nikt, dosłownie nikt, nie został skazany prawomocnym wyrokiem. Zdecydowana większość spraw została umorzona przez prokuraturę, reszta w sądach, głównie z powodu braku znamion przestępstwa. To wystarczający dowód na kłamliwą retorykę̨ polityków PiS. Społeczeństwu wmówiono coś, co nigdy nie znalazło materialnego potwierdzenia. Macierewicz z pełną premedytacją, podobnie jak w sprawie „zamachu smoleńskiego”, co najmniej mijał się z prawdą. Potwierdził on po raz kolejny teorię ministra propagandy III Rzeszy Josepha Goebelsa, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą.

Czy w takim razie były obiektywne powody do likwidacji WSI?
Nie było żadnych racjonalnych powodów do likwidowania WSI. Teoretycznie można było zmienić kierownictwo i zwolnić np. wszystkich, którzy rozpoczynali służbę w wywiadzie i kontrwywiadzie przed 1989 rokiem, ale to by nie gwarantowało pełnego wpływu na służbę po utracie władzy. Rozwiązanie WSI i utworzenie w to miejsce nowych służb dało PiS możliwość obsadzania stanowisk również funkcjonariuszami, a nie tylko żołnierzami. Dokonano znacznej wymiany kadry i stanowiska kierownicze obsadzono swoimi, by już zawsze mieć wpływ i kontrolę. To się̨ potwierdziło później, po przejęciu władzy przez PO-PSL. W służbie pozostali pretorianie wierni PiS. Pozostali tam, przyczajeni do czasu powrotu tej partii do władzy. Część z nich aktywnie pomagała wygrać kolejne wybory, uczestnicząc w procederze wycieku informacji, które miały świadczyć negatywnie o rządach PO i koalicjanta. Pojawiały się one w prawicowych mediach zależnych od PiS i w interpelacjach poselskich.

Spójrzmy z perspektywy czasu. Czy WSI, gwarantowały bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne Polski?
WSI zostały powołane w celu pozyskiwania, przetwarzanie i gromadzenie informacji na potrzeby Sił Zbrojnych, ministra obrony narodowej oraz zwierzchnika Sił Zbrojnych RP o wewnętrznych i zewnętrznych zagrożeniach dla niepodległości państwa i nienaruszalności jego granic. To oznacza, że były służbą resortową, stworzoną by działać z wojskiem i na korzyść wojska. Jestem przekonany, że te zadania wykonywały w sposób bardzo dobry. Wielokrotnie rozmawiałem z dowódcami wojskowych kontyngentów i za każdym razem słyszałem dobre i bardzo dobre opinie. Oczywiście zdarzały się różnego rodzaju animozje, ale miały one charakter marginalny. Sytuacja zmieniła się diametralnie po rozwiązaniu WSI. Jak już wspomniałem w służbie znaleźli się również funkcjonariusze z cywila i innych służb. W efekcie obcesowego podejścia funkcjonariuszy do wojska jako grupy zawodowej nastąpił ewidentny konflikt i izolacja tych pierwszych. To, co było łatwe dla żołnierza WSI, później SKW, stało się̨ trudne dla funkcjonariuszy. Wszędzie napotykali opór, co rodziło dysonans. Spirala nieufności, a potem wrogości automatycznie się nakręcała. Jestem przekonany, że poziom realizacji zadań spadł znacząco. Niestety ci, którzy pierwotnie objawiali się reformatorami w rzeczywistości byli nieudacznikami.

Dlaczego Antoni Macierewicz doprowadził do odejścia wyszkolonej i doświadczonej kadry Sił Zbrojnych?
Macierewicz zaraz po objęciu stanowiska ministra ON przeprowadził czystki kadrowe. W pierwszej kolejności zwolnił kadrę, do której miał osobisty uraz. Następnie wdrożył proces weryfikacyjny. Departament kadr MON przewertował teczki całej kadry, która rozpoczynała służbę w czasach uznawanych za „słusznie minione”. Ta weryfikacja stała się podstawą do zwalniania kadry. Na pierwszy ogień poszli ci, których wysyłano w ramach wyróżnień na zagraniczne uczelnie w krajach Układu Warszawskiego, później ci, którzy przynależeli do PZPR. W każdym z tych przypadków były odstępstwa. Kogo one dotyczyły? No tych, którzy potrafią pojęcie „ingracjacja” wdrożyć w życie.

Dlaczego pozbywał się kadry doświadczonej i wyszkolonej kadry – nie wiem. Wiem natomiast dlaczego doświadczona, również w misjach wojskowych, wyszkolona na zagranicznych uczelniach, kadra decydowała się sama na rezygnację ze stanowisk i odejście z zawodowej służby wojskowej. Powodów jest co najmniej kilka. Pierwszy dotyczy braku zgody wysokiej rangą żołnierzy na dewastacyjną politykę najpierw Macierewicza, a potem Błaszczaka. Przykładem takiego działania było tworzenie Wojsk Obrony Terytorialnej, które odbyło się kosztem wojsk operacyjnych. Jednostki wojskowe nie tylko ogołocono z kadry, ale także przekierowano do WOT środki materialne. Dzisiaj mamy takie sytuacje, kiedy to wojska operacyjne wypożyczają sprzęt od lepiej wyposażonych jednostek WOT.
Kolejnym powodem jest nadmierna ingerencja polityków w procesy dowodzenia. Należy odróżnić kierowanie od dowodzenia. Kierowanie, to domena ministra Obrony Narodowej, a dowodzenie, to kompetencja dowódców różnych szczebli. Politycy, szczególnie obozu rządzącego mają tendencję do mieszania pojęć i zawłaszczania kompetencji dowódców. To rodzi spory i powoduje dymisje.

Innym istotnym czynnikiem, który miał wpływ na odejścia kadry z wojska dotyczył wyhamowania procesów modernizacyjnych SZ RP oraz stagnacja procesu szkolenia, który zamiast być zbliżonym do warunków rzeczywistych, przyjmował formę aplikacyjną, opartą na trenażerach i symulatorach, spowodowaną brakiem amunicji i czasami sprzętu. Warto również przypomnieć działania Misiewicza, który swoim zachowaniem, arogancją i butą obrażał i poniżał kadrę. Myślę, że rozwijanie tego wątku nie ma sensu.

Jakie skutki wywołało zerwanie kontraktu na śmigłowce wielozadaniowe, przez Antoniego Macierewicza?
Wybór śmigłowca wielozadaniowego został zainicjowany dużo wcześniej niż władzę objęło PiS. Opieszałość poprzednich ekip rządzących doprowadziła do sytuacji, w której ostateczną decyzję podjął Macierewicz, mimo zaawansowania umowy. W październiku 2015 r. odbyły się wybory parlamentarne, po których rząd utworzyło PiS, premierem została Beata Szydło, a ministrem obrony Antoni Macierewicz. Ten drugi jeszcze przed objęciem stanowiska ministra w wywiadzie dla DGP stwierdził, że „na ten zakup się nie zgodzimy”. Skutek jest oczywisty. Nie mamy śmigłowców wielozadaniowych. Mamy za to do zapłacenia odszkodowanie. Polski podatnik zapłaci koncernowi Airbus 80 mln zł za śmigłowce, których nie kupiliśmy. Taki jest finał postępowania zakupowego, które rozpoczęło się ponad 10 lat temu.

Straty Polski w związku z zerwaniem kontraktu na śmigłowce Caracal nie ograniczają się jedynie do kwestii finansowych. Problem dotyczy także rozwoju armii, bezpieczeństwa obywateli i zaufania na arenie międzynarodowej. To ostatnie zostało znacznie nadszarpnięte. Caracale jednak wybrali Węgrzy, a Airbus zainwestuje właśnie u nich.
Dzisiaj w mediach przebija narracja o tysiącach amerykańskich czołgach typu Abrams, setkach Himarsów. To liczby, które przemawiają do odbiorcy, ale to tylko liczby. Na razie MON zawiera umowy ramowe, których charakter jest niezobowiązujący. Tymczasem nie mamy śmigłowców.

Rodzi się zatem pytanie czy potrzebne są nam czołgi, gdy nie mamy śmigłowców?
W mojej ocenie w pierwszej kolejności na uzbrojenie SZ powinny trafić śmigłowce. To sprzęt, który ma podwójne zastosowanie – zarówno w czasie konfliktu wojennego jak i w czasie pokoju, np. podczas klęsk żywiołowych. W rejony odcięte i zagrożone nie wyślemy czołgów na ratunek, ale śmigłowce polecą.

Skomentujemy przy tej okazji aferę mailową, która ostatecznie wywołała zmiany personalne w rządzie. Wszystko wskazuje, że Michał Dworczyk poniósł związane z nią konsekwencje polityczne. Kruszy się mur obrony zbudowany na narracji, że to rosyjska rozgrywka. Czy to jedyna osoba winna tej sytuacji?

SKW odebrała poświadczenia bezpieczeństwa pułkownikowi Krzysztofowi Gajowi, który przez trzy lata doradzał w sprawach wojska szefowi kancelarii premiera Michałowi Dworczykowi. SKW doszło do wniosku, że w mailach, które pułkownik wysyłał ministrowi Dworczykowi, znajdowały się tajemnice wojskowe, które nie powinny być w ten sposób przekazywane. Skoro SKW odebrała poświadczenie na podstawie treści zawartych w mailach, to służba stwierdza, że są one prawdziwe. Poświadczenie odebrano, bo ujawniona została tajemnica. To znaczy, że popełnione zostało przestępstwo. Powinna być wszczęte postępowanie karne, które wyjaśni na czyje zlecenie działał Gaj.

Przypomnijmy jednak, co działo się wcześniej. Tuż po wybuchu afery ówczesny szef KPRM Michał Dworczyk oświadczył, że w skrzynce mailowej będącej przedmiotem ataku hakerskiego nie było informacji niejawnych. Zgodnie z ustawą o ochronie informacji niejawnych klauzulę tajności nadaje osoba, która jest uprawniona do podpisania dokumentu. Czy dana informacja jest niejawna nie decyduje klauzula, lecz jej treść, o czym pan minister zapewne dobrze wie. W takiej sytuacji prokuratura w oparciu o niezależnych biegłych powinna zbadać treści zawarte w mailach pod kątem informacji niejawnych zdefiniowanych w ustawie. W przypadkach stwierdzenia naruszenia ustawy o ochronie informacji niejawnych (np. pominięcie lub zaniżenie klauzuli) powinno zostać wszczęte kontrolne postępowanie sprawdzające wobec osoby odpowiedzialnej, które może zakończyć się odebraniem dostępu do informacji niejawnych i zawiadomieniem prokuratury o popełnionym przestępstwie. Jak widzimy tak się nie dzieje. Dymisja jest oczywista, ale gdzie konsekwencje karne wobec Dworczyka?

Co sądzi Pan o niedawno opublikowanym w TVN24 programie Piotra Świerczka „Siła kłamstwa”
Przypomnijmy, że zanim ukazał się reportaż Piotra Świerczka, to w rocznicę katastrofy opublikowany został film podkomisji smoleńskiej, w którym zarzucono Rosjanom przygotowanie i przeprowadzenie zamachu na samolot prezydencki. Wiosną bieżącego roku opublikowany został raport tejże komisji. Padły poważne oskarżenia zabicia prezydenta RP i 95 polskich obywateli przez rosyjskie służby specjalne. Po raporcie do sprawy odniósł się ówczesny wicepremier do spraw bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński i premier Mateusz Morawiecki. Każdy z nich powtarzał wersją Macierewicza o rzekomym zamachu. Nawet laik mógł zauważyć manipulację faktami, selektywny dobór zdarzeń, tylko tych, które pasowały do z góry przyjętego założenia oraz pominięcie tych, które wykluczałyby ingerencję osób trzecich. Zdaniem większości członków komisji ładunek wybuchowy został podłożony podczas remontu TU-154M w Samarze. To dość zaskakująca teoria, bo do dyspozycji prezydenta pozostawały dwa samoloty o numerze bocznym 101 i 102. Dlaczego Rosjanie podłożyli ładunek tylko w jednym samolocie? Skąd wiedzieli, że kilka miesięcy później, właśnie tym samolotem uda się delegacja z prezydentem na czele do Smoleńska? Zwrócę uwagę, że samolot przed każdym lotem z VIP przechodził sprawdzenie pirotechniczne, a po każdym powrocie z remontu techniczne sprawdzenie kontrwywiadowcze, którego celem było wykrycie ewentualnych urządzeń odbiorczych lub nadawczych. Zatem jakim sposobem ładunek wybuchowy został odpalony. Czyżby były szef kontrwywiadu i późniejszy minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz nie wiedział o tak oczywistych faktach?

Wróćmy jednak do reportażu. Piotr Świerczek nie ustalał przyczyn katastrofy, bo te niemalże od początku są znane i zostały w szczegółach opisane w różnego rodzaju publikacjach. Redaktor w swoim reportażu ujawnia manipulację dowodami, selektywne podejście, wręcz kłamstwo. Na potwierdzenie „rzetelności” prac podkomisji przytacza wypowiedzi jej byłych członków, których usunięto lub w sposób manipulacyjny przedstawiono wyniki badań. Program ten jest wyłącznie potwierdzeniem obłudy towarzyszącej od początku temu ugrupowaniu politycznemu. Przykro, że dzieje się to kosztem rodzin i bliskich ofiar katastrofy.

Podatnik musiał pokryć koszty działania podkomisji smoleńskiej. Co Pan o tym sądzi?
W mediach pojawia się wiele informacji o kosztach tej hucpy. Dziennikarze i politycy przytaczają kwotę ok. 30 mln zł. To jest błąd. Koszty te są co najmniej trzykrotnie większe. W Mińsku Mazowieckim pozostaje drugi egzemplarz TU-154 o numerze bocznym 102. Samolot ten został kompletnie zniszczony z powodu tzw. badań. Sytuacja ta pokazuje kompletną bezmyślność i nieodpowiedzialność komisji, która zniszczyła sprawny i wyremontowany samolot. Jeśli nawet w Polsce nikt nie chciał nim latać, to do dziś są firmy na świecie, które je eksploatują i z powodzeniem można byłoby go sprzedać. Macierewicz tłumaczy, że musieli ten egzemplarz zniszczyć, bo Rosjanie nie oddają wraku. Pomija jednak fakt, że Rosja kilkakrotnie deklarowała, iż polscy specjaliści mają cały czas dostęp do wraku w Smoleńsku, co zresztą się działo. Nie wiadomo z jakich powodów podkomisja Macierewicza nigdy się tam nie udała.

Zmieńmy temat. Co sądzi Pan o słabej skuteczności rosyjskiego wojska? Jakie płyną z tego dla nas wnioski?
Na dotychczasową porażkę rosyjskiej armii ma wiele czynników. To efekt zaniedbań modernizacyjnych i słabej motywacji żołnierzy, którzy zderzyli się z rzeczywistością mocno odległą od propagandy. To przede wszystkim zasługa Ukraińców, którzy odrobili lekcję z 2014 roku i przyjęli skuteczną taktykę „zaatakuj i uciekaj”. To w dużej mierze również zasługa NATO i UE. Skala wsparcia technicznego i informacyjnego Ukrainy jest o wiele większa niż to co przebija się do mediów.

Precyzyjne ataki ukraińskich wojsk, w tym wyeliminowanie kilku wysokich rangą rosyjskich oficerów wskazuje, że służby specjalne Ukrainy dostarczają wojskom operacyjnym wiarygodne informacje wywiadowcze pochodzące w znacznej mierze od osobowych źródeł informacji i technicznych systemów rozpoznawczych. Dodatkowo realizowane jest wsparcie państw nie uczestniczących bezpośrednio w konflikcie, szczególnie w zakresie elektronicznego zobrazowania terenu i sytuacji operacyjnej w trenie. Suma tych informacji daje podstawy do skutecznych działań wojsk operacyjnych, realizujących zadania w małych, mobilnych grupach, często przy wykorzystaniu samochodów terenowych i osobowych.

Sukcesy ukraińskich wojsk powodują również napływ cudzoziemców chcących walczyć przeciwko rosyjskiemu agresorowi. Między innymi tworzone są pododdziały legionistów rekrutujących się z białoruskich politycznych emigrantów. Po ich stronie jest duża motywacja do walki przeciwko Rosji. Należy założyć, że w przyszłości będą oni stanowili siłowe, dobrze wyszkolone i zaprawione w boju zaplecze politycznych przeciwników Łukaszenki, zdolne do obalenia reżimu.

Dzisiaj NATO wyposaża i szkoli ukraińskie wojsko. W perspektywie, to my powinniśmy korzystać z doświadczeń ukraińskich żołnierzy, bo to oni poznali przeciwnika od podszewki, znają jego słabe i mocne strony.

Co sądzi Pan o działaniach propagandowych Rosji, których skutki również odczuwalne są w Polsce?
Przerażony jestem tym, jak wielu internautów żyje w alternatywnej rzeczywistości. Przeczytałem wiele postów, gdzie ich autorzy wskazują, że sprawcami ukraińskiej tragedii są: Żydzi, Amerykanie, często sami Ukraińcy. Czasami pojawiają się kompletnie absurdalne treści, według których ludobójstwo, grabieże czy gwałty rosyjskiej swołoczy, to wyreżyserowane sytuacje. Wykorzystywane są w tym, celu „autorytety”, teksty i filmiki podważające słuszność obrony, ośmieszające prezydenta Ukrainy, czy odwołujące się do Wołynia i Stefana Bandery. O ile rosyjska inwazja trafiła na zacięty opór militarny na Ukrainie, to propaganda rosyjska w Polsce świętuje spory sukces. Pierwotnym celem staje się nakręcanie spirali nienawiści do ukraińskich uchodźców. Sprawdza się metoda wynikająca z doktryny Gierasimowa. To wizja wojny hybrydowej prowadzonej na wszystkich frontach za pomocą najróżniejszych narzędzi i osób: hakerów, mediów, biznesmenów, przecieków informacji, a także fałszywych newsów i tradycyjnych, konwencjonalnych i asymetrycznych środków militarnych. Dzięki mediom społecznościowym możliwe są dziś działania, o których dawni radzieccy specjaliści od wojny psychologicznej mogli tylko marzyć. Doktryna Gierasimowa tworzy bazę dla tych nowych narzędzi i metod i stanowi, że działania niewojskowe nie są jedynie formą wspomagania działań wojennych, ale podstawową metodą osiągnięcia zwycięstwa. Chaos to strategia, którą posługuje się Kreml.

Niestety coraz więcej obywateli RP staje się ofiarami tej wojny. Przekazywane krótkie treści trafiają na podatny grunt, z reguły skupiony wokół środowisk tzw. narodowych. Odpowiednio spreparowana informacja powoduje, że w rozumieniu odbiorcy następuje odwrócenie ról – agresor staje się ofiarą, a ofiara agresorem. Jednocześnie poziom oddziaływania na wybranych odbiorców jest tak silny i skuteczny, że nie docierają do nich obrazy krzywdy ludzkiej, mordów, gwałtów i zniszczeń materialnych. Każdy kto jest innego zdania i je wyrazi staje się obiektem obraźliwego i poniżającego ataku. Tymczasem Putin realizuje swoją wizję i rozbija jedność społeczną od wewnątrz. Inaczej zupełnie jest z politykami. Ich „sympatie” są wynikiem zwykłej kalkulacji politycznej i często mocno odbiegaj od ich rzeczywistego spojrzenia na świat.

Jako ekspert Fundacji „Stratpoints”, której założycielem jest generał Mirosław Różański jest Pan zaangażowany w pomoc Ukrainie. Co takiego robicie?
Fundacja Stratpoints została powołana, żeby budować i wspierać ideę rozwoju naszej Ojczyzny w oparciu o silny i stabilny, szeroko rozumiany system bezpieczeństwa, a także służy wsparciu weteranów, którzy swoją postawą w ramach struktur międzynarodowych przyczynili się do przywrócenia lub poprawy bezpieczeństwa na świecie. Dotychczas zrealizowaliśmy kilkadziesiąt projektów adresowanych do weteranów i ich rodzin, w tym zagraniczne pobyty terapeutyczne.

Niemalże od początku agresji Rosji na Ukrainę zarząd fundacji i eksperci angażują się w pomoc Ukrainie. Dotychczas zaopiekowaliśmy się rodziną, która wyemigrowała do Polski, a w Ukrainie zostawiła swoich bliskich, zaangażowanych w obronę ojczyzny. Zagwarantowaliśmy jej warunki lokalowe i wsparcie finansowe. Ponadto na bieżąco organizujemy zbiórki i wysyłki wyposażenia oraz sprzętu paramilitarnego do Obwodu Dniepropietrowskiego, gdzie finalnymi odbiorcami są lokalne siły bezpieczeństwa. W ramach współpracy z innymi fundacjami pozyskaliśmy i przekazaliśmy kilkadziesiąt urządzeń elektronicznych do prowadzenia łączności oraz rozpoznania wojskowego.
Mamy świadomość, że w Ukrainie potrzeby wzrastają proporcjonalnie do czasu trwania konfliktu. Pomoc Ukrainie traktujemy jako nasz patriotyczny obowiązek, bowiem powodzenie militarne wojsk ukraińskich w sposób bezpośredni przełoży się na bezpieczeństwo naszego kraju. Zachęcamy do udziału w naszych działaniach pomocowych każdego, bez względu na różnice w opiniach i poglądach.

Nowy fundacyjny projekt zatytułowany „Autorzy Bohaterom” zakłada zintensyfikowanie działań pomocowych adresowanych do ukraińskich żołnierzy. Projekt zakłada zebranie funduszy na zaspokojenie próśb, które za pośrednictwem organizacji pomocowej powstałej na bazie związku Zawodowego Metalurgów w Kamieńsku (Obwód Dniepropietrowski) spływają do nas niemalże każdego dnia. W ramach tej idei zamierzamy pozyskać środki finansowe poprzez aukcję książek. Wielu popularnych, znanych i lubianych autorów zadeklarowało swój udział. Prognozowanym terminem finalizowania projektu jest listopad bieżącego roku. Zaletą projektu jest to, że każdy może w nim wziąć udział. Wystarczy nas obserwować na portalach społecznościowych (FB i TT) oraz wziąć udział w licytacji książek. Zapraszamy również do udziału autorów książek poprzez przekazywanie ich nam. My wiemy, jak zamienić ich wartość literacką w pomoc Ukrainie.

Czy współpracujecie z agendami rządowymi w sprawie pomocy Ukrainy?
Fundacja „Stratpoints” niestety dotychczas nie otrzymała żadnego wsparcia od władz państwowych. Z niezrozumiałych powodów zostaliśmy zaszufladkowani jako „wrogowie”. Rządzący wolą wspierać takie organizacje jak ta Bąkiewicza. Nasza fundacja ma charakter „non profit”, a każda podarowana lub podarowana i spieniężona rzecz przekazywana jest potrzebującym. Dla nas najważniejsza jest transparentność, dlatego swoją działalność pomocową publikujemy na portalach społecznościowych.

Wspomniał Pan o rodzinie ukraińskiej. Jak oni się tutaj czują?
Oni tutaj odnaleźli schronienie i spokój, niemniej jednak myślami i sercem są w swojej ojczyźnie. Nie jest to dla nich łatwy czas. Zostawili tam bliskich, przyjaciół, dom, pracę i szkołę. Przybyli do nas z rejonu Dniepropietrowska, czyli zagłębia przemysłowego Ukrainy. Rejon zamieszkały niemalże w 100% przez Ukraińców objęty został intensywnymi działaniami wojennymi. Nie ma tam rosyjskiego wojska, ale aglomeracja jest pod systematycznym ostrzałem rakiet i artylerii. Domniemanym celem Rosjan jest zniszczenie infrastruktury przemysłowej oraz osłabienie morale miejscowej ludności. Władze regionu uznały, że wszyscy, którzy nie są niezbędni powinni opuścić teren, ponieważ będą potrzebni przy odbudowie i przywracaniu normalności. Opowiedzieli nam o życiu w nieogrzewanej piwnicy i pomieszczeniach z zaciemnionymi oknami oraz o traumie jakiej doświadczyli.

Trzeba patrzeć perspektywicznie i widzieć koniec wojny. Niedawno pojawiła się propozycja ministra ON Mariusza Błaszczaka, by stworzyć międzynarodową grupę saperów w celu rozminowania Ukrainy. Jak Pan to ocenia?
Propozycja ministra Błaszczaka, by stworzyć międzynarodową grupę saperów, która pomoże rozminować Ukrainę z rosyjskich min mogłaby się wydawać sensowna, gdyby nie to, że ma ona być złożona z policjantów. Minister obrony powinien wiedzieć, że unieszkodliwianiem wojskowych materiałów wybuchowych zajmują się żołnierze wojsk inżynieryjnych (saperzy). To są żołnierze, którzy doskonale znają budowę i zasadę działania min, niewypałów i niewybuchów. Są wyszkoleni, posiadają doświadczenie oraz dysponują sprzętem. W Polsce każde znalezisko z okresu wojny, zawierające materiał wybuchowy pozostaje w kompetencjach patrolu rozminowania. Nie ujmując fachowości policyjnym pirotechnikom, ich obszar działania jest zdecydowanie odmienny. Specjaliści ci są przygotowani do likwidacji zagrożenia spowodowanego urządzeniami wybuchowymi „domowej konstrukcji”. Wygląda na to, że pan minister z nikim tego pomysłu nie konsultował i zbyt pochopnie zaufał własnej wyobraźni. Może to właśnie dobry czas by docenić środowisko rezerwistów. Można byłoby ofertę pracy skierować do byłych żołnierzy zawodowych posiadających wiedzę i uprawnienia do prac związanych z rozminowywaniem terenu. Zachętą mogłoby być wynagrodzenie z pieniędzy pozostałych w wyniku rezygnacji z zakupu mobilnych ołtarzy.

Jak dzisiaj w obliczu wojny na Ukrainie wyglądają nasze zdolności do obrony przed agresją?
Źle! Mamy prawie wszystko, ale tylko na papierze. Ustawa o obronie Ojczyzny, przypisywana Jarosławowi Kaczyńskiemu (śmiech) to zbiór życzeń. To już tak jest, że jak mamy problem, to PiS przegłosowuje ustawę lub przyjmuje uchwałę. A gdzie akty wykonawcze i środki na te cele? Kompletna partyzantka. Sporo sprzętu przekazaliśmy na Ukrainę i słusznie, ale nie mamy nowego. Rząd szafuje liczbami najnowszego amerykańskiego i koreańskiego sprzętu. Każdemu się to podoba, ale nie każdy wie, że ten sprzęt wymaga ogromnego zabezpieczenia logistycznego. Jeżeli będą czołgi amerykańskie, to nawet klucze do ich obsługi będą musiały być amerykańskie. Każdy drobiazg do naprawy czy obsługi będzie z USA. Żeby wyszkolić załogi trzeba będzie zakupić amerykańskie trenażery, amunicję itd. A jak będzie wojna, to skąd weźmiemy amunicję? Przypłynie z USA? Niech podsumowaniem będzie mail Dworczyka: „Najgorsze jest to, że niekompetencja, nieudolność, głupota, a czasem różne ciemne interesy są zawsze podlewane w MON, PGZ i u nas w polityce obrzydliwym sosem bogoojczyźnianych frazesów”.

Armia, to nie tylko żołnierze zawodowi, ale przede wszystkim rezerwiści. W roku 2009 zdecydowano się na profesjonalizację polskiej armii, a wprowadzone wówczas przepisy zawiesiły niemal wszystkie rodzaje czynnej służby wojskowej, będące źródłem gromadzenia rezerw. Przestano powoływać mężczyzn do zasadniczej służby, która każdego roku zapewniała znaczny dopływ szeregowych i podoficerów rezerwy, ale też studentów i absolwentów wyższych uczelni na przeszkolenie wojskowe.

Bałagan organizacyjny i brak rozwiązań systemowych powoduje, że byli żołnierze zawodowi, głównie starsi oficerowie nie mają przydziałów mobilizacyjnych, a wysokiej klasy specjaliści z wykształceniem wyższym technicznym np. informatycy nie mają przydziałów mobilizacyjnych w swoich specjalnościach, bo po ukończeniu 18. roku życia zostali przeniesieni do rezerwy bez odbycia zasadniczej służby wojskowej w stopniu szeregowego i od tego czasu nikt nie przeprowadził aktualizacji wykształcenia i wykonywanej profesji. Podobna sytuacja dotyczy środków transportu oraz innych środków wydzielanych w przypadku zagrożenia wojennego z gospodarki narodowej na rzecz wojska. Wszelkie dotychczasowe rozwiązania mają charakter iluzoryczny. Mimo podejmowanych prób przez ponad 20 lat nie przywrócono zdolności mobilizacyjnych państwa. Decydując się na armię zawodową nie rozwiązano problem rezerwistów. Podejmowane próby zmiany tego stanu rzeczy w postaci NSR, Legii Akademickiej, dobrowolnej służby wojskowej jak dotychczas nie przyniosły wymiernych rezultatów. W efekcie przeszkolono kilkadziesiąt tysięcy rezerwistów co ma się nijak do pojęcia powszechnej mobilizacji. Działania te należy rozpatrywać w kategoriach „protezy”. Wdrożenie projektu polegającego na utworzeniu WOT spowodowało kolejne zmniejszenie się rezerwowych zasobów osobowych, w wyniku podjęcia służby przez osoby posiadające przydziały mobilizacyjne.
Priorytetem obecnej władzy stała się dobrowolna zasadnicza służba wojskowa. Docierają do nas niepokojące informacje, że stosuje się różnego rodzaju zabiegi socjotechniczne, by wykazać się przed przełożonymi skutecznością w zakresie ilościowego przygotowania żołnierzy. Jaka jest rzeczywistość już niebawem się okaże.
Co zrobić by poprawić stan obronności RP, szczególnie w kontekście dzisiejszych zagrożeń ze stron Rosji?
Nie będę odnosił się do szczegółów, bo od tego są inni. Wiem, że rozwiązanie jest jedno. Rządzący powinni natychmiast odrzucić wszelkiego rodzaju uprzedzenia i animozje względem opozycji. Powinni usiąść do okrągłego stołu i powołać ekspertów. Plan modernizacji SZ to projekt na długie lata. Przyjdzie się z nim borykać raz obecnie rządzącym innym razem obecnej opozycji. Nie można nawzajem podrzucać sobie kukułczego jaja. Bezpieczeństwo kraju i obywateli nie powinno mieć barw politycznych. Tylko konsensus ugrupowań politycznych, podobnie jak kiedyś w sprawie wejścia Polski do NATO i może przynieść wymierne korzyści i zapobiec niepotrzebnym wydatkom. Najpierw politycy powinni określić polityczne ramy i kierunki. Na bazie tego fachowcy powiedzą im jakie są potrzeby materialne i czasowe. Nie ma gorszych rozwiązań jak dzisiejszy przedwyborczy populizm. Niestety wątpię, by tutaj przedstawiony model działania kiedykolwiek w przyszłości znalazł zainteresowanie. Od wielu lat politycy wszystkich opcji rządzących widzą wyłącznie koniec swojego nosa. Działanie prospołeczne, propaństwowe stało się reliktem przeszłości i odeszło z wieloma zacnymi politykami przełomu lat 80-tych i 90-tych.

Rozmawiał: Bronisław Waśniewski-Ciechorski

Autor

- Zastępca Redaktora Naczelnego Gazety Bałtyckiej, dziennikarz śledczy. Specjalizuje się w tematyce społeczno-prawnej. Archiwista II stopnia (kursy archiwalne w Archiwum Państwowym w Gdańsku), Członek stały Stowarzyszenia Archiwistów Polskich (prawo do prowadzenia badań historycznych), miłośnik Gdyni, członek Towarzystwa Miłośników Gdyni. Hobby – prawo. Jest członkiem Związku Harcerstwa Polskiego.

Wyświetlono 1 Komentarz
Napisano
  1. Józef pisze:

    WSI było ewidentnie sowiecką służbą, która po sławetnej transformacji ustrojowej kręciła tu własne lody (sławetne „Psy”), bo miała haki, a teraz jej niedobitki miauczą, bo się niektórzy na czas nie przewerbowali do jedynie słusznych „służb”. Nie ujmuję panu półkownikowi (sic!) kompetencji, a nawet ideowości, ale chyba podbarwia ten business, pewnie z dobrze pojętej lojalności. Nawet w tym tekście marginalnie wspomina, że ten szkodliwy dla Polski (czyli nigdzie) proces rozpoczął się przed PiS-em. Może u Urbana na obiedzie, przy Magdalence? Zaraz się rozpłaczę jak na torturach!

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>