Władza chce nałożyć opłaty za wjazd do miast!
Dobra zmiana wchodzi w buty poprzedników. Na razie jeszcze nie w sprawach związanych z aferami. Tych na razie nie widać, albo, co bardziej prawdopodobne, jeszcze nie zostały ujawnione. Na razie w kwestii ograniczenia przeciętnemu Polakowi możliwości wjazdu do miast. I tych większych, i tych mniejszych.
Coraz głośniej ostatnio u projekcie ustawy, na mocy której samorządy (na te władza centralna praktycznie od zawsze cedowała podejmowanie niepopularnych, a nawet idiotycznych pomysłów.
Wspomnę tylko kolejne nowelizacje ustawy śmieciowej z ostatnim, kuriozalnym zapisem nakładającym podatek śmieciowy w praktycznie nieograniczonej wysokości na właścicieli domków letniskowych). Kwestia wjazdu samochodami do miast nie jest nowa. My pisaliśmy o tym na przykład tu:
Wymyślił fatalną „ustawę śmieciową”. Teraz chce zamykać miasta przed obywatelami
Przypomnę tylko, że był to luty 2015 roku, gdy smog rzekomo atakujący polskie miasta, miasteczka i wsie dawał znakomity pretekst do działań, które ja określam po prostu jako opresyjne wobec znakomitej większości obywateli.
Teraz, po trzech z górą latach nuż nowa władza, dobra zmiana, sięga po stare metody. W nowym, nieco tylko zmienionym wydaniu. Poprzednie władze zamierzały zakazać wjazdu do miast samochodom starszym niż na przykład ośmio – dziesięcioletnie. Dziś władza zamierza nałożyć na właścicieli starszych aut opłatę za wjazd do miasta. W „niewielkiej” wysokości. Mówi się o trzydziestu złotych dziennie. Co oznacza jakieś dziewięćset złotych miesięcznie. Akurat będzie na pokrycie przez samorządy sławnego programu „Rodzina 500 +”. I może jeszcze trochę zostanie. Ewentualną nadwyżkę proponuję przeznaczyć na pobudowanie stacji ładowania samochodów elektrycznych i oczywiście na energię, jaką te samochody zużyją. Wszak „ekologiczny” samochód elektryczny „tankować” będziemy mogli bezpłatnie.
Gdy do wspomnianych dziewięciuset złotych doliczymy możliwość poboru opłaty za postój w tak zwanej strefie płatnego parkowania w wysokości 10 zł za każdą godzinę to widzimy, jak horrendalny haracz zapłacić będą musieli Polacy za korzystanie z samochodów. Takich, na jakie posiadają. Bo w znakomitej większości tylko na takie ich stać.
Nie jesteśmy jeszcze państwem bogatym. I pewnie długo nie będziemy. Ale za to staniemy się państwem bogaczy. I tylko ich będzie można spotkać w miastach. Tylko, kto będzie na ich rzecz pracował? Państwa bardziej cywilizowane próbują rozwiązać problem zatłoczenia centrów miast. Na ich obrzeżach projektuje się (już buduje) olbrzymie parkingi. Tam można za darmo zaparkować samochód. I stamtąd można będzie, również za darmo lub za symboliczną opłatą, dostać się dobrze skomunikowaną siecią transportu publicznego do centrum. I wrócić równie wygodnie. O takich rozwiązaniach w Polsce jak dotąd raczej się nie mówi. I słusznie. Jeśli obywatela nie stać na nowy, elektryczny lub co najmniej hybrydowy samochód, niech chodzi pieszo. Lub jeździ rowerem. Dzięki temu będzie zdrowszy. Wówczas także w służbie zdrowia będziemy mogli obwieścić sukces. Nawet bez żadnej reformy.
Ten artykuł to bicie piany w stanie wojennym był problem z przemieszczaniem się ją nie miałem problemu choć meldunku nie miałem