Zdeprawowani dziennikarze. „Stoją za tym pieniądze”
Policja nieustępliwie rozpędza uliczne protesty przedsiębiorców w Warszawie tłumacząc to – ma się rozumieć – „względami epidemicznymi”. Tak oto potwierdza się moje podejrzenie, które powziąłem na początku tzw. „pandemii”, że wirus jest niebywale wygodnym instrumentem panowania nad społeczeństwem.
Niezależnie od skali całej tej „choroby” minister decyduje kiedy wolno nam wyjść na ulice. Prawa obywatelskie – macie jak najbardziej – ale dopiero po epidemii. A kiedy epidemia się skończy – o tym zadecyduje minister. No i jesteśmy w kompletnej „czarnej dziurze” a na dodatek cała „opozycja” przyjęła od początku narrację „pandemiczną” i chcąc dowalić rządowi, nakręcała histerię jeszcze gorliwiej niż minister Szumowski.
Wyjściem z tego błędnego koła byłyby rzetelne media, ale tu dwie strony konfliktu politycznego spacyfikowały już dawno wszystko. Opozycja korzysta z „nadgorliwości” prywatnych stacji, a telewizja publiczna przyjęła formę jaką my starsi pamiętamy z czasów PRL. Jest tylko oczywiście bardziej atrakcyjna i sprawna niż parciana telewizornia z czasów Gierka i Jaruzela. W telewizji Kurskiego nie gadają do nas drętwym językiem ubrani w mundury partyjni aparatczycy.
Obecni propagandyści nauczyli się sztuki przekazu i wynajęli zgodnie z radą Herberta do kuszenia mas „kobiety jak różowe opłatki” – jak to Magdalenę Ogórek, tudzież kilka „fantastycznych stworów z obrazów Hieronima Boscha” jak Rafał Ziemkiewicz.
Ziemkiewicz był przenikliwym publicystą, ale reguły „telewizji Kurskiego”, wedle których opozycję trzeba traktować ostrą szyderą, a o rządzie, PiS-ie i Prezydencie – można mówić tylko dobrze, a nawet tylko bardzo dobrze – są bezwzględne. I tak z dobrego publicysty został się nam ino propagandysta.
Magdalena Ogórek z kolei jest osobnym zjawiskiem. W 2011 r. kandydowała na prezydenta RP z ramienia Sojuszu Lewicy Demokratycznej – siły jak najbardziej postkomunistycznej. Jej promotorem był sam Leszek Miller, a więc z punktu widzenia każdej prawicy, a już na pewno „prawicy zjednoczonej” – wcielony komunistyczny diabeł. Dotknięcie takiego powinno eliminować z „prawicowej” telewizji panią Ogórek. Jednak jak się okazuje, nic takiego nie nastąpiło. Redaktor Ogórek nie tylko zadomowiła się w telewizji Kurskiego, ale jak się dowiadujemy jest całkiem sowicie opłacana za swoje usługi.
Do opinii publicznej dotarła informacja, że jej wynagrodzenie to 600 tys. rocznie (czyli 50 tys. miesięcznie). Nawet jeśli to nie jest ścisła informacja to gotów jestem uwierzyć, że bardzo niedaleka od prawdy. W końcu za ten rodzaj oddania sprawie PiS, który wykazuje na antenie kandydatka SLD na prezydenta i protegowana Leszka M. – trzeba płacić duże pieniądze. Im więcej oddania tym większa kasa! A redaktor Ogórek – każdy to widzi oddaje się cała – ciałem i duszą. Ciało na ekranie wygląda atrakcyjnie, a duszy na szczęście nie widać. Zresztą nie wiemy, czy ktoś kto podejmował flirt z postkomunistami z SLD nie musiał w ramach umowy zastawić duszy w depozycie partyjnym. To mogłoby wiele tłumaczyć.
W każdym razie produkcja dziennikarska byłej kandydatki SLD, w „prawicowej” telewizji jak najbardziej oddaje całą linię programową mediów – excusez le mot – publicznych. Wychwalanie każdej decyzji partii rządzącej, pełne lizusostwo wobec polityków obozu rządzącego, a jednocześnie potępienie każdego ruchu opozycji. Nie krytyka – tylko właśnie potępienie.
Taki przekaz jest po prostu nierzetelny, a media publiczne tak ukształtowane zdradziły swoją misję jaką jest służba społeczeństwu, a nie służba władzy. Zwłaszcza służba na dwu łapach.
Domyślam się, że takie zdeprawowanie dziennikarzy dokonało się za pomocą pieniędzy, co oznacza, że informacja o zarobkach Magdaleny Ogórek jest bliska prawdy. Zresztą z jej punktu widzenia wynegocjowanie takiego kontraktu było logiczne. Trzeba brać teraz, bo nie sądzę, żeby po zmianie władzy jakakolwiek redakcja przyjęła ją do pracy. Chociaż.. kto wie?