Czy warto odwiedzać wróżki?
Ciekawość tego, co niezbadane i nieznane, jest domeną ludzkiego umysłu. Od zarania dziejów zadajemy sobie pytania: dlaczego istniejemy? Jaka czeka nas przyszłość? I co się z nami stanie po śmierci?
Religie próbują zaspokoić ludzką ciekawość i odpowiadają na nie bardzo barwnie i w pełnym przekonaniu o swojej nieomylności. Jednak są wśród nas osoby o pewnych nietypowych i rzadkich zdolnościach, które twierdzą, że potrafią przepowiadać przyszłość. Są to wróżki i wróżbici…
Wyglądają zwyczajnie, mieszkają pośród nas, w blokach, domach, chodzą do kościoła. Twierdzą nawet, że ich dar pochodzi od samego Boga, aby pomóc ludziom uniknąć tragicznego przeznaczenia.
Kilka dni temu miałam okazje skorzystać z usługi wróżki. Jechałam do niej z ciężkim sercem, ponieważ tak naprawdę nie wiedziałam, czego się spodziewać, a jak nietrudno się domyślić wyobraźnia brała górę. Przez telefon dostałam tylko jedną instrukcję – „Proszę przygotować kilka zdjęć bliskich osób, tylko koniecznie takich, na których widać im oczy.”
Podobno oczy są zwierciadłem duszy, więc wydało mi się to całkiem logiczne. Kiedy dotarłam na miejsce zastałam normalny, szary dom, jakich tysiące na całym świecie. Groźnie wyglądały tylko łysiejące drzewa na tle szarego, ciemniejącego już nieba. Wewnątrz czekała na mnie bardzo miła i sympatyczna blondynka w dżinsach, która od razu zaproponowała mi gorącą herbatę. Nastrojowa muzyka, kadzidełka i metalowy krzyż dość sporych rozmiarów – wprowadziły mnie w nieco stresujący nastrój. Niestety, nie potrafiłam podejść do tego na chłodno z dystansem. Z jednej strony człowiek stara się myśleć racjonalnie i powtarza sobie, że to przecież czysta psychologia, ale podniecenie przed odkryciem rąbka tajemnicy dotyczącej własnego życia jest ogromne.
Na początku, prawdopodobnie dla udowodnienia własnej wiarygodności, przytoczyła kilka faktów z mojej przeszłości. Przypomniała mi o moich niepowodzeniach i żałosnych staraniach o zdobycie wykształcenia. Udało jej się trafić w samo sedno. Następnie podałam jej zdjęcie mojej babci. Nie zaskoczyła mnie stwierdzeniem, że męczą ją wszelakie dolegliwości i możliwe, że długo nie pociągnie. Nietrudno było to wywnioskować z fotografii 78-letniej kobiety, która na dodatek ma minę jakby przytłoczyły ją wszystkie problemy świata. Z rodzicami poszło jej lepiej. Odgadła, że chcą zmienić samochód i odradziła kupowania czarnego auta, argumentując to wypadkiem i kalectwem taty. Oczywiście białej karoserii już to nie dotyczy. Uspokoiła również obawy o utratę pracy przez mamę. W zasadzie biorąc pod uwagę skalę polskiego bezrobocia – każdy drży o swoje stanowisko. Więc to też nie był żaden wyczyn.
Mój entuzjazm i podniecenie przed odkryciem czegoś nieznanego zaczął stopniowo opadać, do czasu, kiedy usłyszałam imię „Mateusz”. Widmo mojej przeszłości nagle stanęło przede mną tak wyraźnie nakreślone przez tą niepozorną blondynkę, że po całym ciele przeszedł mi dreszcz. Przecież nie mogła o tym wszystkim wiedzieć, nie miała prawa… a jednak znała wszystkie szczegóły mojej miłości, uzależnienia i koszmaru, z którym nie mogę sobie poradzić do dzisiejszego dnia. Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy obca kobieta zaczęła opowiadać moje własne tajemnice. Moja mina z pewnością ją zachęciła by kontynuować temat. Opowiedziała mi o moim przeznaczeniu, od którego powinnam uciekać.
Używając stwierdzenia, że ktoś jest nam przeznaczony, od razu wyobrażamy sobie„happy end” z amerykańskich filmów. Otóż nie zawsze tak jest. Czasem to po prostu „nasz krzyż”, jak mówią chrześcijanie, którego nie musimy nieść. Powiem więcej, mamy prawo się przed nim bronić. Wróżka powiedziała mi, że przyszłość zawsze można zmienić. Ona przedstawia to, co na daną chwilę powinno się wydarzyć, ale wszystko zależy ode mnie i od moich decyzji.
Wizyta trwała ok. 45 min. I była obfita w momenty niedowierzania, ale zdecydowanie więcej było uznania i refleksji. Nie wiem, czy jej dar jest prawdziwy, czy po prostu jest doskonałym obserwatorem i psychologiem. Nie wiem też, czy to, co od niej usłyszałam jest mnie w stanie przekonać o prawdziwości nadprzyrodzonych zdolności, tak samo, jak żadna liturgia nie przekonała mnie o istnieniu Boga. Wiem jedno. Jestem bogatsza o kolejne doświadczenie, do którego gorąco zachęcam, bo nie ma nic bardziej podnoszącego na duchu jak pewność, że ma się wpływ na własne życie.