Reforma edukacji. Będą zyski, czy straty? | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 6.03.2017

Reforma edukacji. Będą zyski, czy straty?

Bilans wojny 1939 – 1945 to dla Polski nie tylko sześć milionów ofiar i zmiany terytorium państwa, ale też wielkie straty wśród polskiej inteligencji. Deportacje na Wschód, emigracja na Zachód, głodujące miasta i spalone wsie, Katyń i Powstanie Warszawskie…

Dziesięć powojennych lat to dla oświaty głównie – heroiczne niejednokrotnie – wysiłki dla likwidacji analfabetyzmu. To nauka czytania i pisania dla dorosłych i realizacja obowiązku nauki na poziomie podstawowym dla młodego pokolenia. Później w „najweselszym baraku demoludów” pojawiły się  klubo-kawiarnie, znakomity teatr telewizji,  finezyjny dowcip Kabaretu Starszych Panów, bardzo tanie książki i …tysiąc szkół na Tysiąclecie. W czasach , gdy „Polska rosła w siłę a ludzie żyli dostatniej” powstał „Raport o stanie oświaty w PRL” a minister Kuberski starał się upowszechnić w Polsce wykształcenie średnie. Zniesiono obowiązek zdawania matematyki na maturze i wprowadzono prawo dziecka sześcioletniego do rocznego przygotowania przedszkolnego.

Lata osiemdziesiąte w oświacie przebiegały bez większych wstrząsów, ale też przy skąpych nakładach na infrastrukturę szkolną.

Wprowadzanie gimnazjów przez rząd Jerzego Buzka było skokiem na głęboką wodę.  Bez kół ratunkowych takich jak przygotowanie nauczycieli, czy zabezpieczenie środków na finansowanie zmian, ale już powszechnym glosowaniu na nową konstytucję, w której zapisano obowiązek nauki do osiemnastego roku życia. Wydłużono okres kształcenia ogólnego o jeden rok dla wszystkich uczniów, co przesuwało jednocześnie o rok podejmowanie decyzji o wyborze dalszej drogi edukacyjnej. Gimnazjum stało się I stopniem wykształcenia średniego, po którym następuje wybór formy kontynuacji nauki na II stopniu kształcenia średniego – ogólnokształcącego w liceach lub zawodowego w technikach albo szkołach zawodowych.

Utworzenie gimnazjów w gminach wiejskich miało na celu zmniejszenie dysproporcji w dostępie do edukacji miedzy miastem i wsią. W 2002 roku raz pierwszy w Polsce wszyscy uczniowie – ci z miasta i ci z „zapadłych” wsi –  uzyskali wykształcenie średnie porównywalne z tym, jakie otwierało drogę do dalszej edukacji ich rówieśnikom w całej niemal Unii Europejskiej. Niemal w całej UE, gdyż w krajach skandynawskich system jest dwustopniowy.

Poprawa stanu polskiej gospodarki i wstąpienie Polski do UE umożliwiły przeznaczenie na rozwój oświaty znacznych środków, tak, że do roku 2005 zniknęły na przykład szkoły z toaletami na zewnątrz, zastąpione przez nowe budynki, z wyposażeniem szkolnym na europejskim poziomie. Warto tu dodać, że wyniki egzaminów gimnazjalnych uczniów w wielu gminach wiejskich z powodzeniem mogą konkurować z wynikami uczniów z dużych miast.

W województwie pomorskim niemal w każdym powiecie ziemskim są gminy, w których wyniki edukacyjne są lepsze od wyników uzyskiwanych w miastach powiatowych. I to w zasadzie bez wspomagania korepetycjami i bez atrakcji dotyczących organizacji czasu wolnego dostępnych w mieście.  Uczniowie z terenów popegeerowskich, wydawałoby się skazani na wykluczenie, z powodzeniem rywalizują z rówieśnikami ze znacznie bogatszych miejscowości. Niegdysiejsze punkty za pochodzenie, niezależnie od oceny ich stosowania, straciły rację bytu. Mamy za sobą ponad piętnaście lat pracy nauczycieli, wymagającej samokształcenia i żmudnego poprawiania błędów; piętnaście lat uczenia się samorządów jak rozumieć czym powinien się przejawiać priorytet realizacji zadań oświatowych; mamy też zmianę aspiracji młodego pokolenia.

W Polsce jest niemal dwa i pół tysiąca gmin. Czy we wszystkich podejście do zadań oświatowych jest wzorcowe? Niewątpliwie są gminy, w których jest jeszcze wiele do poprawienia. Ale od tego jest nadzór pedagogiczny i kurator, jako przedstawiciel państwa, a przed wszystkim mieszkańcy, którzy sami sobie władzę lokalną i centralną wybierają. Czy polska oświata przetrwa operację na żywym organizmie pięciomilionowej społeczności uczniowskiej? Prawdopodobnie przetrzyma, bo mamy w większości wspaniałych nauczycieli, i setki znakomitych władz samorządowych, bo mamy uczniów o rozbudzonych już aspiracjach edukacyjnych. Tylko co to wszystko, i to w dziedzinie społecznej, w której stabilność jest znaczną wartością?

Uczniowie, nauczyciele, samorządowcy zasłużyli na to, aby przemyśleć jeszcze raz założenia strukturalne reformy i rozważyć, czy więcej przyniosą  szkód czy zysków. A kierownictwu MEN dedykuję strofę Adama Asnyka, o której pamiętaliśmy jesienią 2001 roku – i  Pani Minister i Przewodniczący Sejmowej komisji Edukacji:

„Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy,
choć macie sami doskonalsze wznieść”.

Problem w tym, że likwidacja gimnazjów, obok całej złożoności tego przedsięwzięcia, jeśli chodzi o prestiż społeczny cofa gminy wiejskie, wiejskich nauczycieli i wiejskich uczniów, a także z miast i miasteczek na poziom podstawowy. prawdziwą naukę trzeba będzie znów jechać do miasta.

Autor

- polski polityk, nauczyciel, działacz partyjny i związkowy, poseł na Sejm II, III i IV kadencji, były wiceminister edukacji.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>