Przeciętny Amerykanin…
Przeciętny Amerykanin sprawia wrażenie idioty. Gdy spróbujemy to wrażenie skonfrontować z rzeczywistym stanem umysłowym „naszego sojusznika”, z reguły okazuje się, że naprawdę jest on idiotą. Stąd też konieczne „instrukcje obsługi” kubka z kawą z konieczną informacją o tym, że gorący napój jest gorący i jakie może to nieść za sobą konsekwencje.
Przeciętny Amerykanin po prostu tego nie wie. Bo też skąd? Poziom edukacji w USA, czego symbolem są słynne, wymyślonych w latach 60-tych amerykańskie testy szkolne wypełniane koniecznie ołówkiem, jest znacznie niższy niż w Polsce, choć konsekwentnie staramy się ten dystans skracać, o czym świadczy wprowadzona do polskich szkół kilkanaście lat temu (właśnie na wzór amerykański) kultura rozwiązywania testów.
W USA funkcjonuje zaledwie kilka renomowanych uczelni wyższych, na których poziom nauczania jest całkiem przyzwoity. Większość z nich jest jednak płatna. Cała reszta amerykańskich szkół i uniwersytetów to miejsca, które poziomem przypominają raczej nasze prywatne wyższe szkoły promocji, zarządzania, reklamy i politologii – słowem edukacyjna głęboka depresja.
Amerykański system edukacyjny, choć nie edukuje, to wpaja młodym Amerykanom jasne przesłanie – jesteście najlepsi, najmądrzejsi, pochodzicie z najwspanialszego na świecie kraju. Wyposażeni w taką wiedzę Amerykanie nie są zainteresowani ani Europą, ani Polską, ani tym bardziej drugą wojną światową i jej skutkami. O holokauście nigdy nie słyszeli, bo też skąd?
Nie dziwmy się zatem „naszym przyjaciołom”, że odwiedzając Polskę, myślą, że to Holandia. Oni nawet nie wiedzą, że są „naszymi sojusznikami”.