Szminka pełna marzeń | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 7.03.2014

Szminka pełna marzeń

– Że też Lucyna musiała trafić na takiego gbura jak Łukasz? Skąd się takie świrusy biorą, gdzie się lęgną? – te i podobnie pytania rzucały między sobą od pewnego czasu Kasia i Ola, kiedy Lucyny nie było w mieszkaniu, lub kiedy obie były czasem razem na mieście, a wiedziały, że Lucyna jest po kolejnej kłótni z Łukaszem i że godzinami szlocha.

Szminka pełna marzeń

Siedzi wtedy w kucki na swoim tapczanie, wciskając w kolana napuchniętą i czerwoną od płaczu twarz. Jednocześnie jednak obie przyznawały, że i Lucyna nie za mądrze postępuje, jeżeli pozwala, żeby Łukasz tak nią pomiatał, ale zdawały sobie sprawę, że ona bardzo go kocha. A skoro tak jest to… Same przed sobą nawzajem wstydziły się wyjawić, że kiedy kobieta pokocha facia bez pamięci, nawet najgorszego popaprańca, to kocha go bezgranicznie. W takich sytuacjach raczej żadna nie bierze jakichkolwiek logicznych tłumaczeń pod uwagę. Po prostu świata nie widzi poza takim menem, w którym utopiła swoje uczucia, i koniec.

– Myślisz, że dzisiaj Lucyna też będzie ryczała? – Kasia zapytała z przekąsem, ale i z troską w głosie Olę, kiedy obie spotkały się przed blokiem, w którym we trzy wynajmowały mieszkanie. – Słyszałaś, jak się wczoraj z Łukaszem spięła i jak on ją gnoił! Boże! Ja bym takiego…! Ale oboje krzyczeli jak wściekli! Potem ona parę godzin siedziała u siebie skulona jak jeż i płakała.

– Raczej chyba nie będzie zalewać się łzami – odparła piskliwie niska i korpulentna Ola o bujnych blond włosach, upiętych w duży kok. – Chociaż ja po takim dupku nie wyłabym nawet minuty – stwierdziła z kwaśnym uśmiechem. – Nie zauważyłaś, że Lucynie szybko przechodzi. Nieraz w nocy, kiedy w gapią się w telewizor, chichra się w głos, mimo że tego dnia wcześniej ostro kłóciła z tym bubkiem – dodała, wchodząc za Kasią, która otworzyła kluczem drzwi klatki schodowej.

Rzeczywiście, kiedy Kasia z Olą weszły do mieszkania, zobaczyły, że Lucyna jest w dobrym nastroju. Chodziła tanecznym krokiem i nuciła jakiś kawałek wraz z Grechutą, który leciał z kompaktu. Z racji, że był wtorek – a we wtorki wracała z zajęć wcześniej – przygotowała dla nich wszystkich spaghetti. Podczas obiadu była gadatliwa i śmiejąca, choć ani słowem nie wspomniała o swoim mężczyźnie.

– To kiedy teraz spotykasz się z Łukaszem? – zapytała ją następnego dnia od niechcenia Ola.
– Pojęcia nie mam, czy on jeszcze będzie chciał się ze mną zobaczyć – westchnęła ze smutkiem Lucyna, stojąc przy zlewie w kuchni i zmywając talerze po obiedzie. – Chociaż…
– Nie uważasz, że jesteś wścibska – zganiła lekko Olę Kasia, która tak jak ona siedziała przy stole i piła herbatę.
– No, nie, ja tylko tak, z troski.
– Spoko, dziewczyny, nie sprzeczajcie się – rzekła Lucyna, odchodząc od zlewu. – Łukasz jutro lub pojutrze powinien się odezwać… Przynajmniej zwykle tak robi po naszych sprzeczkach – dodała z trudem, siadając przy stole i biorąc do ręki swoją herbatę.
– Okay, nie martw się, na pewno tak będzie – skwitowała ze sztucznym optymizmem Ola. – A jutro to już ja przygotowuję obiad. Sorry, że dzisiaj musiałaś mnie wyręczyć, ale wiesz, po zajęciach byłam u profa, u którego mam pisać pracę, więc nie dałabym rady.
– Daj spokój, przecież ty mnie też niejeden raz w tym zastąpiłaś – odparła beznamiętnie Lucyna, przyglądając się palcom lewej dłoni, które po myciu naczyń całkiem zbielały.

Minął drugi, trzeci, czwarty dzień, a Kasią z Olą widziały po Lucynie, że Łukasz się do niej nie odzywa. Lucyna bowiem w tych dniach przestała z nimi rozmawiać, mimo że i tak była małomówna. Gdy wracała z uczelni, zdejmowała wierzchnie odzienie, potem szła do swojego pokoju i zamykała się w nim. Ani Ola, ani Kasia nie widziały, żeby Lucyna w tym czasie coś jadła, nie przychodziła bowiem do kuchni rano, nie przychodziła także po południu i wieczorem. Aby to sobie jakoś wytłumaczyć, przypuszczały, że może chodzi na posiłki do mlecznego baru. Jedyną zmianą, jaką obie dziewczyny zauważyły u Lucyny, było to, że przestała malować bladoróżową pomadką usta. Dopiero gdy chyba w piątym dniu Ola przyszła sama do domu, usłyszała, że Lucyna, zamknięta w pokoju, rozmawia przez telefon. Z urywanych, nerwowych zdań, rzucanych pośpieszne, Ola wywnioskowała, że  rozmawia z Łukaszem. To zaś, co Lucyna powiedziała przy końcu rozmowy, Ola słyszała już wyraźnie, ponieważ Lucyna mówiła bardzo głośno.

– Tak… No, proszę… Nie wiedziałam… Tak…? Moja wina…? Wiesz co, chyba jesteś szurnięty…! Tak… Głupia jestem…? Tak, chcę… A więc co, jutro…? Ja chcę… Ja mimo wszystko bardzo chcę…! A więc jutro? Tak… Jeszcze zadzwonisz…! Okay, będę czekać… Tak, to pa! To pa, pa, pa…! Ja też… Przecież wiesz, że ja też…!
– No, widzisz! Mówiłam, że zadzwoni! – zawołała Ola, kiedy tylko Lucyna wyszła z pokoju, choć na dobrą sprawę nie wiedziała, kto do kogo zadzwonił. – A więc co, spotykacie się jutro…! Wybacz, że tak mówię, ale chyba jesteś ostro nakręcona, bo prawie krzyczałaś do komórki.
– Tak, ma przyjść jutro – odezwała się ze spokojem, niemal flegmatycznie Lucyna, pomijając uwagę Oli. – Ale nie wie, czy się wyrobi, bo akurat jutro ma do załatwienia pilną sprawę… A zresztą, nie wiem, czy nie ściemniał…?
– Spoko, jak mu się chce, to przyleci – rzuciła Ola, stając w drzwiach kuchni. – Nie wiesz, że faceci to psy… Słuchaj! Musisz do jutra coś ze sobą zrobić! – stwierdziła nagle.
– Czyli co? – zapytała zaskoczona Lucyna.
– Nie wiem…? Kupić nowy ciuch? Zmienić kolor włosów… A już na pewno kolor szminki, bo ten jest ohydny! Kasia i ja uważamy, że jak pomażesz usta tą pomadką, jaką teraz używasz, to wyglądasz, jakbyś miała zaraz położyć się do trumny.
– Skoro tak myślałyście, dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałyście – żachnęła się lekko Lucyna.
Ola tylko wzruszyła ramionami.

Po rozmowie z Olą, Lucyna długo zastanawiała się, co ma właściwie zrobić. Do jutra żadnej kiecki lub bluzki sobie nie kupi, bo nie ma teraz kasy, a pożyczać za bardzo nie lubi, choć Ola zasugerowała, że może jej coś swojego podsunąć. Wprawdzie mogłaby jeszcze polecieć po szminkę do drogerii, która jest ulicę dalej, ale bała się, że nie będzie w niej tego zabójczego karmazynu, jaki ma Ola. Po przemyśleniu postanowiła, że szminkę pożyczy od współlokatorki.

Wieczorem stojąc w łazience przed lustrem, patrzyła na swoją małą twarz i krótkie, rozwichrzone włosy. Wpatrując się w swoje odbicie, doszła do wniosku, że chyba dziewczyny mają rację. Buźkę ma małą jak paznokieć, cerę bladą, nieduży nos, oczy i usta, więc jak jeszcze pomaże wargi tym kolorem szminki, jaki teraz ma, może wyglądać… Może jego właśnie to doprowadza do szału i wrzeszczy na nią? Ale do szału doprowadza go byle co. Przez te trzy miesiące znajomości z Łukaszem zauważyła, że jest w stanie go wnerwić nawet jej uśmiech, który, według niego, pojawiał się na jej twarzy w nieodpowiednim momencie. Gdy Lucyna poznała, że Łukasz taki jest, bywało nieraz, że obawiała się odezwać. Zdawała sobie sprawę, że może to przez to, że on od wielu lat siedzi w dealerce i zwierzył jej się pewnego razu, iż lęka się, że go kiedyś złapią, osądzą, posadzą, a więc do jego niekontrolowanych wybuchów próbowała przywyknąć. Od dnia, w którym zaczęli ze sobą chodzić, a było to po dwóch tygodniach od momentu jak się poznali, obiecywał jej wyrwanie się z tego, lecz Lucyna wiedziała, że dotychczas siedział w tym. Prawie zawsze, kiedy  go do tego przypilała, Łukasz najpierw szeptał pokornie, że tak, tak, że niedługo, lecz gdy ona się upierała przy tym nieraz bardzo, chłopak się pienił, wrzeszczał i niemalże zabijał ją wzrokiem. Mimo że Lucyna już domyślała się, że to przytakiwanie może być picem, usiłowała wierzyć, że kiedyś tak się stanie. Pokochała bardzo tego chłopca o włosach jasnoblond, który mimo buńczuczności, miał nieśmiałe spojrzenie, a gdy spał, jego twarz wyglądała jeszcze bardzo chłopięco. Czuła też doskonale, że Łukasz, tuląc i pieszcząc ją, zapominał o Bożym świecie. Często powtarzał, że uwielbia gładkość i biel jej ciała. Stojąc więc teraz przed lustrem i wpatrując się w swoją filigranową figurę, Lucynę ogarniało szczęście na myśl, że jutro Łukasz na nią będzie patrzył. Ufała też, że karmazynowa szminka, którą pomaluje usta sprawi, że jeszcze bardziej nią się zachwyci. To prawda, że nie jest korpulentną blondynką o dużych, szmaragdowych oczach jak Ola albo wysoką szatynką o szczupłej talii i spiczastym biuście jak Kasia; jest niska, ma zbyt owalne biodra i oklapłe piersi, ale wiedziała, że ma w sobie coś, co facetów kręci. Przecież Łukasz nie był jej pierwszym mężczyzną.

Następnego dnia miała pięć godzin zajęć, które jakoś szybko jej minęły, a więc tuż przed trzynastą wróciła do domu. Zjadła coś niecoś, bo wiedziała, że dzisiaj obiad gotuje Ola, a ona pichci raczej kiepsko. Potem wskoczyła pod prysznic, wbiła się w ciasną granatową miniówę i czarną bluzeczkę, ponieważ uważała, że te kolory w tym dniu najbardziej do niej pasują, usta zaś pomalowała karmazynową szminką, pożyczoną od Oli. Jednakże przed szesnastą, na którą się umówiła z Łukaszem, on zadzwonił i powiedział, że dzisiaj nie może przyjść, gdyż musi jechać poza Warszawę w ważnej sprawie.

– Laleczko, przecież wiesz, że dzisiaj bardzo chciałem się z tobą spotkać – zaskomlał w słuchawce – ale muszę wyjechać, naprawdę muszę wyjechać!
Lucyna wiedziała już, że kiedy Łukasz mówi do niej „Laleczko”, czuje się winny.
– To jaki teraz podasz termin i miejsce? – cmoknęła od niechcenia.
– Jutro… jutro, jak tylko skończysz zajęcia, będę czekał przed wydziałem.
– A pamiętasz, o której skończę? – zapytała zadziornie.
– Tak, o czternastej czterdzieści pięć.
Lucyna westchnęła, rozbrojona pokornym tonem głosu Łukasza, że dobrze, że zgadza się i że będzie czekała.
– Myślę, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – stwierdziła Ola, kiedy dowiedziała się, że Lucyna z Łukaszem spotka się następnego dnia. – Mam brązową farbę, którą dzisiaj z myślą o tobie kupiłam. Rzucisz ją sobie na włosy i będziesz wyglądała ekstra, mówię ci.
– A to jasna czy ciemna? – zapytała z lekkim niepokojem Lucyna.
– Pewne, że jasna – odparła wesoło Ola. – Będziesz wiewiórą, ponętną wiewiórą!
– I załóż jakieś jasne ciuchy – wtrąciła się Kasia. – Bo w ciemnych, a nie daj Bóg czarnych i jeszcze przy wściekle czerwonej szmince, zrobisz się na wiedźmę.
– Okay, okay, cudowne jesteście – mówiła z uśmiechem, ale też z niejakim zażenowaniem Lucyna. – Spoko, zrobię wszystko, żeby Łukasz na mój widok zdębiał, na pewno zrobię wszystko – dodała po chwili, siląc się na pewność siebie.

Wieczorem Lucyna umyła głowę szamponem, który sprawił, że jej włosy przybrały jasnobrązowy kolor. Dziewczyna przyznała w duchu, że nawet się jej dosyć podobał. Pomyślała, iż włosy uczesze tak jak zawsze, ot tak, by był na głowie artystyczny nieład, wskoczy w ten strój, który miała dzisiaj, gdy czekała na Łukasza, pomaluje karmazynem usta, i będzie dobrze. I znowu Łukasz będzie jej, tylko jej, głupi pieniacz.

Rano, ubrana tak jak zaplanowała wieczorem, poszła na zajęcia. Nie bardzo wiedziała, jak powinna zareagować, kiedy okazało się, że prawie wszyscy z jej roku, nie wyłączając wykładowców, zauważyli tę zmianę. Jedni mówili, że wygląda nieźle, a nawet rewelacyjnie, inni wzruszali tylko ramionami, a byli też tacy, którzy nie mówili nic. Spostrzegła również, że Magda i Tatiana, dziewczyny, z którymi zazwyczaj siadywała na wykładach, teraz patrzyły na nią nienawistnie. Postanowiła, że to, co myślą sobie o niej akurat te kumpele, oleje, bo wiedziała, że one i tak traktują ją jak piąte koło u wozu. Mimo że jest kwiecień, a Lucyna siedzi z nimi już drugi semestr, ani Magda, ani Tatiana nie zaprosiły ją na żadną balangę, choć Lucyna wiedziała, że obie w ciągu tego czasu zorganizowały chyba ze trzy.

Zajęcia tego dnia Lucynie bardzo się dłużyły, co powodowało, że była na siebie trochę zła. Próbowała sobie wytłumaczyć, że mimo wszystko przy spotkaniu z Łukaszem powinna się zachowywać raczej powściągliwie, gdyż to on przed kilku dniami potraktował ją ohydnie. A zbeształ ją tylko za to, że nie miała ochoty iść z nim do kina na krwawy horror, który wybrał. Powiedział, iż jest strasznie głupią psitą, która nie zna się na filmach. Jednakże tego dnia nie potrafiła odeprzeć od siebie myśli, że na spotkanie z Łukaszem czeka, niecierpliwie czeka. Kiedy skończył się ostatni wykład, wybiegła z sali, wpadła do łazienki, a stając przed lustrem, przejechała jeszcze raz karmazynową szminką usta.

Znalazłszy się przed budynkiem wydziału, Lucyna od razu zauważyła stojącego nieopodal Łukasza. Spięła się w sobie i wolnym krokiem, niby od niechcenia podeszła do niego. Łukasz, widząc kolor jej włosów i szminki na ustach, nawet nie powiedział „cześć”, tylko warknął ze złością:
– Kogo ty z siebie zrobiłaś?
– Co, nie podobam ci się taka? – rzuciła z nerwowym śmiechem.
– Wyglądasz jak te głupie laski, które kupują ode mnie działki! – wypalił.
– Tak… A może ja taką chcę być! – rzekła Lucyna tym samym tonem.
– To idź do cyrku i rób za klowna!
– Tępy fiut! – warknęła teraz dziewczyna.
– Co…?
– Tępy fiut – powtórzyła, ale już ciszej.

Łukasz spojrzał na nią z wielkim gniewem w oczach, potem wyjął ręce z kieszeni, podszedł do niej i uderzył ją mocno w twarz, tak że upadła i na krótką chwilę straciła przytomność. Gdy się ocknęła, czuła piekący ból na policzku, a w ustach lepki i słodkawy smak krwi. Kiedy z trudem usiadła, miała wrażenie, że głowa jej pęka z bólu. Gdy się rozejrzała, zobaczyła, że Łukasz wsiąkł, po prostu przepadł,  od drzwi wydziału biegnie zaś do niej z krzykiem parę osób.

– Kim był ten mężczyzna, który przed chwilą przy pani stał? – zapytał ktoś z gapiów.

listopad – grudzień 2009

Autor

- publicysta, poeta i pisarz.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika