Hiszpania lat 30-tych. Wiele punktów widzenia, czas marzeń, bratobójczych walk i światowy poligon idei (cz. 2)
Wojna domowa w Hiszpanii wpisywana jest chronologicznie w lata 1936-1939, daty te jednak są ściśle związane z początkiem i końcem otwartych działań militarnych dwóch stron konfliktu, ogólnie nazywanych Republiką lub Frontem Ludowym i Frankistami.
Opisując to w bardzo uproszczonym schemacie, konflikt pomiędzy „nową a starą” Hiszpanią. Jednak to uproszczenie nie oddaje w pełni charakteru i barw walczących stron. Po stronie Republikanów odnajdziemy rzeszę ochotników z całej Europy i obu Ameryk przesiąkniętych ideami demokracji wszelkiej maści.
Liberałów, republikanów, komunistów, socjalistów, anarchistów, ugrupowania często zwalczające się nawzajem – każdy z nich widział Republikę inaczej – w większości łączyła ich idea walki o możliwość utopijnych marzeń. Frankiści, których nazywa się od ich wodza (Francisco Franco Bahammonde) skupiali wokół siebie głównie konserwatystów, Kościół katolicki, większość oficerów armii, uogólniając: ludzi „starego feudalnego ładu” i zwolenników społecznego status quo. Rozpatrując zaś bardziej filozoficznie, wydarzenia hiszpańskie można opisać „konfliktem ludzi chcących marzyć, z tymi, którzy są w marzeniach w osadzeni”. Konflikt hiszpański pogłębił także podział państw europejskich oscylujących pomiędzy demokracją a totalitaryzmami. Stała się ona miejscem marketingu ideowego. Frankiści natychmiast, mimo iż byli buntowniczą stroną, otrzymali oficjalną pomoc wojskową od III Rzeszy i faszystowskich Włoch. Mimo istnienia Ligi Narodów, reakcja demokracji zachodnich ograniczyła się do dyplomatycznego wsparcia i polityki nieinterwencji, ewentualnie umożliwiania przerzutu ochotników na Półwysep Iberyjski. Republice „pomogło” ZSRR, wysyłając sprzęt wojskowy (zbyt późno, aby odmienić losy konfliktu) oraz komisarzy NKWD odpowiedzialnych na początku konfliktu za masowe rozstrzelania trockistów, anarchistów, socjalistów. W późniejszej fazie mordowano już „na podobieństwo czystek Stalinowskich”, nie patrząc na ideowe zabarwienia. Pomoc Stalina oczywiście była odpłatna i kosztowała Hiszpanię 2/3 zgromadzonego zasobu złota w Bank de Espana. Pieniądze zdeponowano w Moskwie, ślad po nich zaginął.
Oficjalnie wojna domowa kończy się zdobyciem Madrytu, po bohaterskiej obronie jego ludności . 28 marca 1939 r. nacjonalistyczne oddziały z frontu Casa de Campo wkroczyły triumfalnie do stolicy.
Sporadyczne walki z uzbrojonymi grupami armii frontu ludowego trwają jeszcze przez kilka miesięcy. Generał Franco po wygranej rebelii rządził w Hiszpanii do 1975 roku. Polityk, który znał świetnie przedwojennych dyktatorów, aktorów ważnych „scen II wojny światowej”, często zbrodniarzy – relikt feudalnej Hiszpanii – trzymał w ryzach państwo przez 36 lat w dobie rozwoju mediów i rozwoju technologii kosmicznej.
Czas jego rządów i jego ocena winna pozostać prawem obywateli hiszpańskich, którzy do tej pory podzieleni są „murem lat trzydziestych”.
W skład jednostek Frontu Ludowego często wchodziły kobiety. Dla Hiszpanów był to normalny widok, jednak budziło to zdziwienie przybywających ochotników:
Obie strony konfliktu mają na sumieniu bestialstwo w najgorszym wojennym wydaniu. Z jednej strony rzezie, urządzone, chociażby przez anarchistów, których celem byli bezbronni księża, zakonnicy i siostry zakonne. Z drugiej zaś masowe rozstrzelania, których ofiarami były dzieci, kobiety i starcy- winni obrony tego, w co wierzyli, czy też jeden z pierwszych nalotów bombowych, skierowanych przeciwko ludności cywilnej nad Guernicą.
Nienawiść i agresja, wspierana zapałem godnym himalaisty, rozdarły naród do tego stopnia, iż nawet w dniu dzisiejszym ciężko jest powiedzieć o „zabliźnieniu ran”. Konflikt hiszpański podżegany był przez zapał ochotników i maszynę propagandową światowych mocarstw. Koszmar, który dotknął tę część Europy, był także jej autorstwem. Nie można rozpatrywać i na pewno oceniać powodów partykularnych grup, chociażby Basków, Katalończyków, komunistów, monarchistów czy anarchistów. Każdy z nich wierzył w cel i dążył do jego osiągnięcia. W kwestii winy Hiszpania sądzić powinna się sama, Europa powinna natomiast pamiętać o swoich „czarnych” epizodach.