Czy Polska jest poligonem dla wojny nowego typu? | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 4.03.2020

Czy Polska jest poligonem dla wojny nowego typu?

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że w Polsce od lat pięciu toczy się pewnego rodzaju wojna. Ponieważ nie ma armat, czołgów, nikt nie strzela i raczej nikt nie ginie, to uzmysłowienie sobie stanu wojny nie jest oczywiste.Jednakże słuchamy doniesień i analiz opowiadających o całkiem nowych typach wojen, które już się toczą, albo wkrótce będą się toczyć w całkiem inny sposób niż dotychczas, czyli jedna armia przeciwko drugiej.

Pewien obraz nowatorskich działań wojennych mieliśmy na Krymie, gdzie wojna Rosja versus Ukraina, była sprytnie zakamuflowana. Tam powstało pojęcie nowego typu żołnierzy – „zielone ludziki”. Tam działano z nieposzanowaniem jakichkolwiek traktatów i metodą faktów dokonanych. Tam też dużą rolę odegrała kooperacja przygotowanych uprzednio zdrajców, którzy niestety zawsze istnieją w każdym narodzie.

Eksperci również z pełnym przekonaniem twierdzą, że wojną nowego typu są mordercze walki toczone w Jemenie. Czyli nagle, głównie z powodu postępu technologicznego, globalnej komputeryzacji i rewolucji w komunikacji, oraz rozwoju strategii wojennych, a z drugiej strony przez wiszący nad światem miecz Damoklesa w postaci broni atomowej, wypracowano metody podboju państwa nawet bez jednego wystrzału.

Zakamuflowanym aktem wypowiedzenia wojny w Polsce były słowa lidera przegranej w wyborach neoliberalnej frakcji, Grzegorza Schetyny, wygłoszone na początku kadencji Dobrej Zmiany, na zamkniętym spotkaniu z działaczami PO, które wyciekły na zewnątrz, jako słynne hasło określające strategię walki – ULICA I ZAGRANICA. Tak właśnie rozpoczęła się polska wojna.

Wojna proxy

No właśnie… pora teraz użyć tutaj określenie jednej z tych nowoczesnych wojen – wojna proxy. Po polsku ta nazwa nie wygląda tak podniecająco egzotycznie – to po prostu wojna zastępcza.

Modelowo to taka wojna, gdzie dwie armie toczą walki nie na swoim terytorium, tylko korzystają z „gościnności” państwa trzeciego. Nawet nie muszą to być własne armie wrogów, tylko na przykład najemnicy, albo ludność miejscowa.

Taka wojna ma miejsce właśnie w Jemenie, gdzie autorami są dwie lokalne potęgi – Arabia Saudyjska i Iran. A poszerzając horyzont możemy sobie zadać pytanie, czy przypadkiem w wyższym stopniu nie jest to, podobnie jak wiele innych wojen, walka o dominację pomiędzy jedynym obecnie światowym imperium – USA, a pretendentami do tego tytułu – Rosją i Chinami.

No dobrze, ale moim zamiarem jest mówienie o Polsce. O jakiej wojnie zastępczej możemy tu myśleć. Otóż uważam, że walka pomiędzy dobrą zmianą i całym antypisem, jest właśnie proxy, bo jeden z przeciwników, właśnie antypis nie ma armat i rakiet. Nie jest więc zdolny do jakichkolwiek walk „na poważnie”.

Brak tych armat i rakiet, to bardzo słaby potencjał intelektualny, zabrużdżona historia własnych rządów i ambiwalentny stosunek do dwóch najważniejszych wartości każdego narodu: – suwerenności i dobrobytu wszystkich obywateli. To zresztą wyraźny trend światowy, wszyscy neoliberałowie tak mają. To oczywiste, że antypis chce i musi toczyć tę wojnę, bo leży to w jego własnym interesie. Posiadanie władzy daje im dostęp do osobistych korzyści. A ponieważ antypis jest pozbawiony kośćca moralnego zgodnie z bolszewickimi doktrynami, to widzieliśmy, a także możemy sobie wyobrazić jakie dewastujące były i mogą być efekty ich rządów.

Lecz sami niewiele by wskórali, bo naród ma już ich dosyć, a wojsko i policję utracili dosyć szybko mimo zakupu setek tysięcy tablic Mendelejewa i uruchomieniu portalu internetowego dla bezdomnych. Lecz po co jest dobry wujek? Nie, nie, tym razem niestety nie z Ameryki, ale dobra Tante z Berlina i wnuk ideowy dobrego wujka Soso, ukochanego przez wszystkich Ио́сиф Виссарио́нович Джугашви́ли , lub prościej – Józefa Stalina.

Nowa ideologia mająca ogarnąć świat, taki przynajmniej jest plan kilku zidiociałych bilionerów, będąca jakąś kretyńską syntezą kryptokomunizmu z neoliberalizmem, z elementami hippisowskiej wolnej miłości i prastarą miłością druidów do przyrody, nie życzy sobie odradzania się konserwatywnych wartości już właściwie leżącej na łopatkach (tak im się przynajmniej wydaje) cywilizacji łacińskiej. Bo co to było?! Kraść nie można, cudzołożyć nie można, a puknąć żonę kumpla to już zupełnie (nawet gdyby gorąco tego pragnęła) nie do przyjęcia, no i w ogóle… Gdzie wolność?! Gdzie swoboda?!

Toteż ta nieformalna „władza” naszego zakątka świata zdecydowała, że w zalążku należy zdusić wszystkich kaczystów, zanim jak karaluchy rozpełzną się po Europie. A najlepiej to całkowicie wymazać Polskę z map świata. Nic nowego. Są nawet stare mapy które można wykorzystać. Te rozbiorowe. Lecz ponieważ Austriacy to marne ratlerki dzisiaj, to po prostu – granica na Wiśle – prawy brzeg dla Rosji, lewy dla Niemiec; z oczywistym wyjątkiem, Warmia i Mazury, umiłowane Ostpreußen, też niemieckie.

Tak więc od pięciu lat mamy wojnę proxy, wojnę zastępczą, z użyciem tradycyjnej polskiej Targowicy wzmocnionej przez ruskie implanty – ludzki „podarunek“ zarówno cara Mikołaja, jak i tyrana Stalina, oraz sił zewnętrznych – brukselskiej potęgi Unii Europejskiej, jej komisarzy i parlamentarzystów, luksemburskiego Trybunału Sprawiedliwości, Weneckiej Komisji, pruskiego Berlina, oraz francuskiego Paryża, niewdzięczników, których nauczyliśmy jeść widelcem i kąpać się regularnie.

Wojna hybrydowa

Jak poligon, to poligon – wszystko trzeba wypróbować. Hybryda to coś, co składa się z różnych elementów, często niepasujących do siebie. A wojna hybrydowa to strategia wojenna łącząca działania konwencjonalne, nieregularne, cybernetyczne, terroryzm i przestępczość, w tym samym czasie i na tym samym polu bitwy, celem osiągnięcia celów politycznych.

Działania w ramach wojny hybrydowej są prowadzone na różnorodnych płaszczyznach: militarnej, politycznej, gospodarczej, społeczno-kulturowej, historycznej, psychologicznej oraz informacyjnej (dezinformacja i propaganda).

Tyle eksperci. A definicja nie dodaje, że kompozycja wojny hybrydowej może być płynna – nie mieć jednych elementów, a za to dołączać inne. Na przykład wojna może nie mieć komponentu militarnego, a mieć na przykład przeciągnięcie na swoją stronę władzy sądowniczej. Wszystko zależy od kontekstu. W państwach trzeciego świata, bądź państwach w stanie wewnętrznych rozruchów, akcja militarna jest jak najbardziej istotna. Natomiast w środku Europy, gdzie odbyły się uczciwe wybory, trudno sobie wyobrazić wojskowy atak zewnętrzny bez poważnych międzynarodowych konsekwencji. Tu takie wojny toczy się w białych rękawiczkach. Nie można już wypróbowanym bolszewickim sposobem oznajmić – przybyliśmy do was, by przynieść wam pokój – najeżdżając czołgami, transporterami, helikopterami, jak kiedyś w Budapeszcie, czy Pradze. Poza tym jaka to rozrzutność i niefrasobliwość niszczyć cenną siłę roboczą, czy sprawną infrastrukturę. Nie jesteśmy mongolskimi barbarzyńcami, prawda? W nowoczesnej wojnie hybrydowej chodzi wyłącznie o zdobycie umysłów, a nie ich materialnych nośników – ludzi.

Czy znajdzie się ktoś z poważnymi argumentami, kto zaprzeczy, że właśnie w tej chwili, począwszy od maja 2015 roku taka wojna się nie toczy? Teoretycy wojenni rozróżniają około 36-ciu typów wojen. Tutaj wystarczą mi te dwie nowe odmiany niszczenia wroga, jakim uznano Polskę i jej obecny rząd Dobrej Zmiany.
Kiedy wojna się zakończy? Kiedy się wygra, kiedy się przegra i kiedy osiągnie się porozumienie skutkujące zatrzymaniem działań wojennych.

Rola przypadku

Walkę o władzę zaczęliśmy wygrywać w maju 2015 ustanawiając Andrzeja Dudę prezydentem Rzeczpospolitej. Następnie przypieczętowaliśmy w październiku tegoż roku wygrywając wybory parlamentarne. Jednakże stwierdzenie, że władza została zdobyta było złudne.

Owszem, mogliśmy rządzić; mieliśmy prezydenta, sejm i senat, radę ministrów. Jednakże natychmiast zdobyliśmy zaciekłych i walczących wrogów. To sądy – trzeci element monteskiuszowskiego podziału władzy; to również lokalne – samorządy, szczególnie dużych miast, rozpaskudzone przyzwoleniem poprzednich rządów, zachowujące się jak udzielne księstwa; to także uniwersytety posiadające tradycyjną autonomię, a w dużym stopniu zawłaszczone przez profesorów – komunistycznych nominatów i ich posłuszną latorośl; i co najważniejsze, to media, oddane w pacht przez przegranych w wyborach, którzy, jak pamiętamy, przygotowywali się nawet do prywatyzacji TVP – telewizji publicznej, międzynarodowym koncernom, niestety, prawie w całości lewackim i antypolskim.

Całe to zwycięstwo, nadzieja narodu i idea Dobrej Zmiany zgasłaby jak świeca, gdyby 8 listopada 2016 wyborów nie wygrał Donald Trump, tylko Hillary Clinton i demokraci.

Tylko taki sojusz, małżeństwo z rozsądku, Dawida – RP, z Goliatem – USA, gwarantuje, że nadal możemy działać, rozwijać się i rosnąć w siłę. Gdyby Clinton została prezydentką, to byłby raczej koniec dla polskich przeobrażeń, a kto wie, czy nawet dla Polski i zaryzykuję – dla porządku świata. Takie połączenie kryptokomuny po obu stronach Atlantyku, na dodatek ludzi z podejrzeniami o przestępczą działalność (afera Iran – kontas), byłoby potężnym zagrożeniem dla wszystkich. To rzeczywiście mógłby być mityczny upadek cywilizacji.

Więc kolejny, taki sam apel. Panowie malkontenci i marudy życiowe – miejcie zawsze z tyłu głowy przypomnienie, że toczy się w naszym kraju wojna. Nie jest ani normalnie, ani spokojnie. Nie da się więc dokonywać wymarzonych przemian w dobrym tempie. W czasie kampanii wyborczej nie można, jak to się slangowo określa, olać idiotyzmów serwowanych non – stop przez polityków antypisu i ich zaprzyjaźnione media. Trzeba tracić czas niepotrzebnie, by na to odpowiadać, wyjaśniać i ujawniać kłamstwa. To spowalnia działania.

Trzeba też działać bardzo uważnie, bo jesteśmy bacznie obserwowani przez cały świat i najmniejszy błąd zostaje rozdmuchany do absurdalnych rozmiarów. Na dodatek wojny, które przedstawiłem, są czymś nowym. Nie ma wypracowanych taktyk i procedur, jak się bronić i jak atakować. To tylko wieczna improwizacja oparta na intuicji i zimnej kalkulacji.

Poligon doświadczalny

To, co mnie nurtuje, to odpowiedź na pytanie, czy w tej światowej grze o przyszłość uczyniono z Polski poligon doświadczalny, na którym testuje się te wszystkie „nowoczesne“ lewackie metody walki. Ze względu na swoje geostrategiczne walory, oraz wrodzoną krnąbrność, jak również uporczywe umiłowanie prawdy, co rozwala piękny obraz najnowszej historii świata, gdzie naziści zaatakowali Niemcy, Francuzi byli w czasie wojny państwem z fantastycznym i zwycięskim ruchem oporu, a Rosja Stalina swym opiekuńczym działaniem we wrześniu 1939, uratowała setki tysięcy istnień ludzkich, głównie Polaków, Rzeczpospolita jest oczywistym kandydatem, którego należy zreformować, nauczyć właściwych zasad, albo zniszczyć.

Wojnę na początku rozpoczęto z Węgrami. Ale co tam Węgry, kto by się nimi przejmował. To już Grecy byli lepsi. No, ale Polska to co innego. Wszystko można im przylepić – ksenofoby, rasiści, wielcy antysemici, skorumpowane prostaki, na dodatek kłótliwe i nie umiejący dobrze żyć z sąsiadami. Więc dalejże do roboty. Dać Kaczorom tak w kość, że im się na zawsze odechce jakiegoś sprawowania władzy.

Każdy zauważy, że niemalże identycznie dzieje się w USA po przejęciu władzy przez Donalda Trumpa. Interesujące jest to, czy to, co się tam robi i widzimy w CNN, czy Washington Post, to powielanie wzorców przetestowanych w Polsce, czy akurat odwrotnie. Chyba należałoby się zapytać pani Appelbaum, żony tego komicznego Radka (ORDER! ORDER!), która łączy obie wojenki swoją osobą.

Z drugiej strony myśl, że jesteśmy tylko poligonem, jest w pewnym sensie optymistyczna. Bo to oznacza, że wrogowie w każdej chwili mogą przerwać ćwiczenia. Zamkną kurek z euro i dolarami i wszystkie te Schetyny, Kosiniaki, Biedronie, a także Gersdorfy, czy „czarne wdowy“ Adamowicze, padną z pragnienia. Odetnie się Agorę od zachodniego cycka i te Gazety W., Onety, Soki z Buraka, Tok FMy, padną jak rażone piorunem.

Od ekoidiotów, poprzez dewiantów seksualnych i chore dziecko ze Szwecji, do całej polskiej Targowicy, wszyscy działają za kasę. Nie ma wyjątków. A gdy kasy zabraknie, będą płakać rzewnymi łże łzami pytając: – Panie, jak można wyżyć za dwa tysiące złotych?!

Autor

- publicysta. Z zawodu inżynier elektronik pracujący od 30 lat za granicą na morzu. Konserwatysta.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika