Czy prezydent gdańska złamał prawo zasiadając we władzach miejskich spółek?
Po zamieszczeniu, także na łamach Gazety Bałtyckiej, informacji o tym, że CBA bierze „pod lupę” majątek prezydenta Gdańska, rozgorzała dyskusja na temat tego, czy wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast mogą zasiadać w organach spółek, w których udziały mają kierowane przez nich jednostki samorządowe.
Przypomnijmy, Adamowicz zasiada w radach nadzorczych Gdańskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej sp. z o.o. oraz Zarządu Morskiego Portu Gdańsk S.A.
Nasze prawo jest już na tyle skomplikowane, by przeciętny człowiek zawsze mógł być postawiony pod pręgierzem, natomiast grube ryby mogłyby spokojnie pływać w mętnej wodzie rozwodnionych przepisów.
Tak niestety jest także we wspomnianej kwestii. Sprawdziliśmy stosowne przepisy. W Ustawie z 09.03.1990 r. o samorządzie gminnym znajdują się następujące, bardzo interesujące zapisy.
Artykuł 28 mówi:
„Do wójta i jego zastępców stosuje się odpowiednio przepis art. 24e ust. 1”
Przywołany art. 24e ust. 1 stwierdza:
„Radni nie mogą podejmować dodatkowych zajęć ani otrzymywać darowizn mogących podważyć zaufanie wyborców do wykonywania mandatu zgodnie z art. 23a ust. 1.”
Wymieniony art. 23a w ust. 1 stanowi z kolei:
„Przed przystąpieniem do wykonywania mandatu radni składają ślubowanie: „Wierny Konstytucji i prawu Rzeczypospolitej Polskiej, ślubuję uroczyście obowiązki radnego sprawować godnie, rzetelnie i uczciwie, mając na względzie dobro mojej gminy i jej mieszkańców.””
Dla wątpiących jeszcze jeden zapis wspomnianej ustawy:
Art.11a ust 3: „Ilekroć w ustawie jest mowa o wójcie, należy przez to rozumieć także burmistrza oraz prezydenta miasta.”
Moim zdaniem zapisy wymagają, aby przedstawiciele władz samorządowych (organów gminy), byli „jak żona Cezara, wolni nawet od cienia podejrzeń”. (Patrz art.24e ust. 1). Sam fakt, że w przypadku prezydenta Gdańska dyskusja w tej sprawie trwa, rzuca taki cień.
Adamowicz zasiada w radach nadzorczych jako przedstawiciel miasta. Ale przecież równie dobrze mógłby robić to wydelegowany urzędnik, który nie pochodzi z demokratycznego wyboru – nie jest radnym czy prezydentem. Wówczas nie byłoby żadnych wątpliwości.
Kolejną wątpliwość, tym razem naszych Czytelników, wzbudza pobieranie przez prezydenta wynagrodzenia z tytułu zasiadania w radach nadzorczych spółek.
„(…) Moim zdaniem, jeśli Prezydent nawet zasiada w Radach Nadzorczych miejskich spółek, nie powinien on pobierać za to wynagrodzenia, bo robi to w imieniu miasta, jako przedstawiciel właściciela (którym jest miasto), a przecież jest tegoż miasta prezydentem, za co pobiera już wynagrodzenie. Po drugie, wyobraźmy sobie sytuację, że prezydent zasiada w radach nadzorczych wszystkich miejskich spółek (jest ich pewnie z kilkanaście albo kilkadziesiąt) i od każdej pobiera wynagrodzenie. Teoretycznie jest to przecież możliwe. Co wtedy? Patologia gotowa (…)” – napisała w liście do naszej redakcji pani Kazimiera, emerytowana nauczycielka. (Cytujemy tylko fragment bardzo obszernego listu).
Trudno przewidzieć co uczynią sprawdzający ten temat, trudno przewidzieć jakie będą opinie prawników. Zapewne, jak zwykle u nas, będą podzielone. Racje będą się ścierały.
Myślę jednak, że doskonałym przykładem właściwego podejścia do zagadnienia dodatkowych zarobków jest postawa prezydenta Gdyni, Wojciecha Szczurka. Mam wrażenie, że robi on wszystko, aby być właśnie jak owa „żona Cezara”. W efekcie jego poparcie w kolejnych wyborach kształtowało się od ok. 77 % w 1998 roku do ponad 87 % w roku 2010.
No cóż. Z gdańską żoną Cezara można wziąć rozwód.