Michał Wawrykiewicz: „Nie jesteśmy państwem praworządnym”
– Obecnie jesteśmy na takim etapie, że z systemowego punktu widzenia nie jesteśmy państwem praworządnym. Mamy teraz w Polsce, jak to dobrze kiedyś określił Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, autorytaryzm plebiscytarny – mówi mecenas Michał Wawrykiewicz, warszawski adwokat.
Czy według Pana, w 2015 roku zaszło zjawisko, które bym nazwał zamachem stanu?
Zjawisko, które moglibyśmy nazwać zamachem stanu, jednak nie w ściśle normatywnym znaczeniu, ale w takim rozumieniu publicystycznym, jest wynikiem całego ciągu zdarzeń i okoliczności, z jakimi mamy do czynienia na przestrzeni ostatniego czterech lat i kilku miesięcy. Nie stało się to z pewnością od razu, w 2015 roku, a jest wynikiem zmasowanego, jak to nazwała wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Vera Jourova – dywanowego, nalotu na polską praworządność. Precyzyjniej nazwałbym to zamachem na polski ustrój, na polską Konstytucję.
Czy według Pana największy kryzys konstytucyjny po roku 1989 ma swoje źródła w Okrągłym Stole?
Nie, zdecydowanie nie. Postawy ustrojowe III Rzeczypospolitej, określone podczas obrad Okrągłego Stołu, były ramą funkcjonowania państwa przez niemal 30 lat, do czasu przejęcia władzy przez tzw. dobrą zmianę w 2015 roku. Mimo różnych niedociągnięć i nadużyć ze strony każdej ekipy po 1989 roku, wszyscy szanowali te podstawy ustrojowe. Trzeba pamiętać, że w pracach tzw. podstolika ds. wymiaru sprawiedliwości w ramach Okrągłego Stołu, uczestniczył Jarosław Kaczyński, obecnie główny architekt i wykonawca destrukcji polskiej praworządności. Wówczas, wspólnie z całą ówczesną opozycją solidarnościową kreślił on plany polskiego ustroju opartego na trójpodziale władz i poszanowaniu niezależności sądownictwa. Wówczas został też zaprojektowany kształt Krajowej Rady Sądownictwa, niezależnej od polityków, stojącej na straży niezależności sądownictwa.
To być może największy kryzys konstytucyjny po 1989 roku ma swoje odbicie w samej procedurze uchwalenia Konstytucji z 02.04.1997 roku?
Też raczej nie. Trzeba bowiem pamiętać, że procedura uchwalania Konstytucji z 1997 roku była niezwykle demokratyczna, z poszanowaniem praw wszystkich ugrupowań, także ówczesnej opozycji pozaparlamentarnej, np. Porozumienia Centrum. Przed komisją konstytucyjną rozpatrywane było kilka projektów, wiele założeń i pomysłów ustrojowych, wysłuchane zostały organizacje prawnicze i eksperci. Panowała inna kultura parlamentarna, szanowano zdanie każdego. Nikt nie może powiedzieć, że była to konstytucja narzucona przez jedną opcję. Kryzys konstytucyjny w 2015 roku wziął się z niepohamowanej żądzy władzy, jaką przejawiał zawsze lider obecnej formacji rządzącej. Władzy skupionej w jednym ośrodku decyzyjnym, będącej przeciwieństwem zachodnioeuropejskich systemów demokratycznych. Mając samodzielną większość w parlamencie, a także będąc świadom, że jest to ostatnia szansa na realizację szalonych, autorytarnych marzeń, Kaczyński wraz z ekipą rozpoczęli atak na polski ustrój, ewidentnie wbrew Konstytucji.
Czy według Pana, w Polsce Konstytucja RP może być urzeczywistniona bez zaufania do Trybunału Konstytucyjnego RP?
Zaufanie do Trybunału i jego dawna pozycja ustrojowa, zostały zburzone doszczętnie. Bardzo trudne będzie odbudowanie zaufania do tego organu, jako niezależnego, bezstronnego i mądrego strażnika praw obywatelskich, czyli konstytucyjności uchwalanego prawa. To może nawet okazać się niemożliwe. Bardzo nad tym ubolewam, ponieważ ja pamiętam ten wielki Trybunał Konstytucyjny, z wielkimi autorytetami prawnymi, przesiąknięty mądrością i rozwagą. Nie ustrzegający się kontrowersyjnych, a nawet błędnych orzeczeń, ale jednak zawsze przestrzegający reguł, uznawany przez wszystkich. Słowem, będący świątynią prawa. Zbudowanie takiego autorytetu, takiej pozycji, trwało kilkadziesiąt lat. Zniszczenie zajęło obecnej władzy 4 lata. Mimo wszystko trzeba będzie podjąć trud odbudowywania tego gmachu przy Al. Szuch, właściwie z ruin. Na szczęście nauczyliśmy się korzystać z innych instrumentów jak rozproszona kontrola konstytucyjna, dokonywana przez sądy w indywidualnych sprawach. To będzie takim by-passem w okresie odbudowywania wiarygodności TK.
Czy w polskim ustroju, z Trybunałem Konstytucyjnym takim, jaki obecnie on jest, Konstytucja jest tylko zbiorem kartek spiętych zszywaczem?
Na szczęście nie. Właśnie dlatego, że po pierwsze sądy mają prawo stosowania tej rozproszonej kontroli, o której powiedziałem. Czyli w danej sprawie, sąd może zastosować Konstytucję wprost – na podstawie art. 8 ust. 2. I jeśli ustawa, na podstawie której ma być wydane orzeczenie, jest niezgodna z Konstytucją, sąd ma prawo odmówić jej zastosowania. To jest wielka rzecz, to jest bardzo ważny mechanizm ochronny dla obywateli w takiej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, kiedy Trybunał Konstytucyjny stał się sojusznikiem władzy i wykonawcą jej woli, a nie tym, który patrzy władzy na ręce i broni obywateli, którzy zawsze stoją na pozycji słabszej wobec państwa. Poza tym jesteśmy na szczęście częścią większych struktur, w szczególności Unii Europejskiej, ale także Rady Europy, ONZ czy NATO. Wszystkie one podzielają wartości demokratyczne w tym praworządność, czyli wartości zapisane w polskiej Konstytucji. A więc także z pozycji tych organizacji międzynarodowych możliwa jest obrona wartości konstytucyjnych, o czym przekonaliśmy się bardzo dobitnie w ostatnich 2 latach.
Co zrobić z orzeczeniami Trybunału Konstytucyjnego wydanymi w okresie 2016-2019 roku?
Są one z pewnością wadliwe. Po pierwsze z racji uczestnictwa w składach orzekających osób nieuprawnionych, to znaczy tak zwanych dublerów, którzy bezprawnie zajęli miejsca trójki sędziów TK prawidłowo wybranych w 2015 roku przez Sejm VII kadencji. Po drugie wybór Prezesa TK był dokonany z wadą prawną, czyli bez stosownej uchwały Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Trybunału. Po trzecie mieliśmy do czynienia z ewidentnym manipulowaniem, ręcznym sterowaniem doborem składów. Mam nadzieję, że kontrola prawidłowości funkcjonowania TK prędzej czy później zostanie dokonana przez TSUE, w ramach sprawdzenia realizacji zasady skutecznej ochrony sądowej. Być może sprawa znajdzie także finał Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu, wobec naruszenia art. 6 Konwencji. Z poziomu polskiej Konstytucji nie ma instrumentu kontroli wyroków TK, ale wobec oczywistego bezprawia, z jakim mamy do czynienia w tym wypadku, takim mechanizmem kontrolnym mogą okazać się narzędzia i instytucje europejskie.
Co z sędziami TK, od których Prezydent RP nie odebrał przysięgi?
Powinni być natychmiast zaprzysiężeni. Wynika to z Konstytucji, obowiązujących przepisów i wyroków Trybunału Konstytucyjnego z 2015 i 2016 roku.
Jak według Pana Mecenasa, można byłoby przywrócić TK według norm opisanych w Konstytucyjnych RP?
Częściowo już na to pytanie odpowiedziałem. Trzeba przede wszystkim doprowadzić do stanu zgodnego z prawem, to znaczy odebrać przysięgi od trójki prawidłowo wybranych sędziów, wybrać prawidłowo prezesa Trybunału oraz zweryfikować wyroki z lat 2016-2019, obarczone wadą prawną. Zadanie jest niezmiernie trudne, wymaga z pewnością odpowiedzialności i współdziałania pozostałych władz oraz rzeczywistej woli naprawy ustroju konstytucyjnego państwa. Z czysto prawnego punktu widzenia bardzo pomocne będą orzeczenia europejskich trybunałów, które mogą stać się takimi prejudykatami w dziele odbudowy niezależnego i działającego w granicach prawa Trybunału.
Jak by Pan opisał ustrój, który się w Polsce wyłania, biorąc pod uwagę naruszenia Konstytucyjne?
Obecnie jesteśmy na takim etapie, że z systemowego punktu widzenia nie jesteśmy państwem praworządnym. Mamy teraz w Polsce, jak to dobrze kiedyś określił Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, autorytaryzm plebiscytarny. Polega to na tym, że funkcjonują instytucje przewidziane w Konstytucji, ale mamy do czynienia z fasadowością, pozornością mechanizmów demokratycznych, ponieważ władza i kontrola nad wszystkim skupiona została w jednym ośrodku, jakim jest aparat polityczny partii rządzącej. Prawo przestało być respektowane, co widać po jawnym i ostentacyjnym wręcz lekceważeniu przez władzę wykonawczą i Sejm orzeczeń sądów, w tym Sądu Najwyższego, NSA i Trybunału w Luksemburgu. To sytuacja bardzo zbliżona do PRL, gdzie także mieliśmy na papierze konstytucję i organy państwa opisane jako funkcjonujące z zachowaniem zasad demokracji. A doskonale wiemy, że decyzje podejmowała partia, a konkretnie jej pierwszy sekretarz. Nadzieją dla nas, tą niezwykle ważną redutą obrony demokracji, są polscy sędziowie, na barkach których spoczywa wielka odpowiedzialność i ryzyko zarazem. Są poddawani ewidentnym naciskom i represjom, ale trzymają się dzielnie.
Czy zgodzi się Pan, że najbardziej niebezpieczne jest zlikwidowanie Trybunału Konstytucyjnego RP?
To był jak się okazało pierwszy akt całego spektaklu, jakim jest zamach na polską praworządność. Zdemontowanie niezależnego Trybunału dało rządzącym możliwość uchwalania w dowolny sposób niekonstytucyjnych i nieszanujących europejskiego porządku ustaw. Każdy następny akt, czyli podporządkowanie prokuratury, polityczny wybór KRS, przejęcie kontroli nad sądownictwem powszechnym, planowane przejęcie Sądu Najwyższego, są równie niebezpieczne. W połączeniu te wszystkie elementy układanki dają efekt bardzo groźny dla naszego państwa. Ale rzeczywiście TK było tym grzechem pierworodnym, od którego wszystko się zaczęło.
Moim zdaniem, największym zagrożeniem jest to, że w momencie dojścia do władzy partii prodemokratycznej, te partie zaniechają rozliczenie deliktów konstytucyjnych, czy podzieliłby Pan moje obawy?
Nie sądzę, aby tak było. W ostatnich czterech latach mieliśmy do czynienia i niestety mamy nadal, z niespotykaną dotąd destrukcją państwa, jego podstaw ustrojowych, poszanowania łączących nas zobowiązań międzynarodowych, a tym samym utraty wypracowanej przez lata pozycji. Jeżeli nowy prodemokratyczny rząd, który kiedyś się pojawi, nie dokona rozliczenia tych strasznych, intencjonalnych i w pełni świadomych naruszeń, to po pierwsze da sygnał na przyszłość, że konstytucję i prawo można dowolnie łamać i nie ma za to żadnych konsekwencji, a po drugie straci wszelką wiarygodność. Odbudowa praworządnego państwa wymaga uporządkowania tego zagadnienia i ukarania winnych łamania Konstytucji, przy jednoczesnym zachowaniu wszelkich procedur i zapewnieniu prawa do obrony. Poza tym uważam, że kwestia spowodowania odpowiedzialności tych, którzy naruszyli prawo, to nie tylko wola i aktywność przyszłego rządu, ale też instrumenty prawne niezależne od rządzących. Jeśli powstanie kiedyś niezależna prokuratura, to do niej będzie należeć ocena czynów dokonanych przez rządzących i ich akolitów pod kątem prawnokarnym.
Jak według Pana zapobiec zaniechaniu rozliczenia deliktów konstytucyjnych przez obecną opozycję parlamentarną, w momencie dojścia do władzy?
Konieczna jest oczywiście presja i aktywność obywateli. Muszą się tego domagać, w imię bezpieczeństwa państwa i naszej przyszłości. Nie można budować nowego, demokratycznego ładu, pozostawiając za sobą nierozliczoną wielką skalę konstytucyjnych i nie tylko przestępstw. Na takich podstawach nie można zbudować nic trwałego.
Czyli demokracja konstytucyjna wymaga od opozycji rozliczenia deliktów konstytucyjnych?
Tak, oczywiście. Nie mam najmniejszych wątpliwości.
Czy polski kryzys konstytucyjny jest swoistym testem wiarygodności dla organów Unii Europejskiej w zakresie zasad obowiązujących UE?
Oczywiście. Jest wielkim i trudnym wyzwaniem. W historii UE nie mieliśmy tak poważnego kryzysu praworządności. Nie mieliśmy sytuacji, w której władza państwa członkowskiego w sposób tak ostentacyjny i wręcz impertynencki, lekceważyłaby europejski porządek prawny. Komisja Europejska, bo to na jej barkach głównie ciąży obowiązek działania, jest postawiona przed testem wiarygodności i skuteczności. Traktat o UE bowiem mówi, że to ona jest odpowiedzialna za stanie na straży europejskich traktatów i wartości w nim zapisanych. Ostatnie kilka lat pokazało, że Komisja działa w sposób zdecydowany, choć z naszej perspektywy może wydawać się, że nie są to działania wystarczające i odpowiednio efektywne. Trzeba jednak wiedzieć, jak skomplikowanym mechanizmem jest UE i jak wiele czynników, w tym przede wszystkim politycznych, trzeba uwzględnić przy wszelkich decyzjach instytucji unijnych. Jest to niezwykle złożone instrumentarium funkcjonowania. Wiele działań podjętych przez Komisję ma charakter precedensowy, jak chociażby procedura z art. 7 Traktatu (tzw. opcja atomowa), czy skargi do TSUE dotyczące systemowego łamania europejskiej zasady skutecznej ochrony sądowej, czyli prawa każdego obywatela Unii do bezstronnego i niezawisłego sądu.
Czy zatem obecna sytuacja w naszym kraju jest także pewnego rodzaju testem wiarygodności dla TSUE i jego skuteczności?
Tak, z pewnością. Trybunał luksemburski, podobnie jak inne unijne instytucje, staje w ostatnich latach przed koniecznością zmierzenia się ze sprawami precedensowymi w jego siedemdziesięcioletniej niemal historii. Zupełnie nowa linia orzecznicza, która powoli kształtuje się na podstawie spraw dotyczących polskiej praworządności, wyznacza nowe standardy w zakresie oceny niezależności sądownictwa w całej Europie. Wzorzec kontroli jakimi są traktaty, jest nieco innym aniżeli wzorzec konstytucyjny. Dlatego TSUE nie może wkraczać ze swoją oceną we wszystkie elementy ustrojowe, które zostały w Polsce zniszczone. Trybunał jednak dąży swoimi wyrokami do nakreślenia po pierwsze wyraźnej granicy, jakiej nie można przekraczać w ramach autonomii państw członkowskich odnośnie kształtowania systemu wymiaru sprawiedliwości, a z drugiej wyznacza bardzo precyzyjne standardy oceny tego, czy dany kraj ma niezależne sądownictwo czy już tego kryterium nie spełnia. To jest taka mapa drogowa dla sądów krajowych, w tym wypadku głównie polskich, aby w ramach swoich kompetencji dokonywały takiej oceny. Na podstawie tej mamy oceny dokonał Sąd Najwyższy w uchwale połączonych trzech izb.
Czy w Polsce byłoby możliwe wprowadzenie zasady, aby rozprawy odbywały się raz w tygodniu z możliwością ich odroczenia np. o 7 dni?
To wymagałoby bardzo daleko idących zmian, przekonstruowania całego systemu sądownictwa i procedur – cywilnej i karnej. Wymagałoby bardzo istotnego dofinansowania, zapewnienia sędziom organizacyjnego, informatycznego i administracyjnego wsparcia etc. Poza tym wymagałoby zmian w zakresie uregulowań dotyczących biegłych sądowych i wielu innych. Nie mówię, że to jest niemożliwe, ale w dzisiejszych realiach bardzo mało prawdopodobne.
Kolejna propozycja ewentualnych zmian to możliwość zaskarżenia decyzji organu prowadzącego dochodzenie lub śledztwo o oddaleniu wniosków dowodowych. Odbywałoby się to poprzez zażalenia do Sądu na etapie śledztwa lub dochodzenia, w trakcie trwania postępowania. Co Pan o nim sądzi?
Z pewnością zwiększenie kontroli sądu nad poczynaniami prokuratora zawsze wpływa na zwiększenie bezpieczeństwa obywatela i ogranicza samowolę prokuratury, która w praktyce zwykle dąży do oskarżenia i nawet mimo dobrej woli może nie zauważać swoich błędów. Skrajne upolitycznienie prokuratury w ostatnich latach pokazuje jaskrawo, jak wielkie zagrożenie niesie to dla obywateli, dla ich praw i wolności. Prokuratura stała się instrumentem politycznego aparatu, całkowicie mu posłusznym i bezkarnym. Ściga bezwzględnie przeciwników władzy, a odpuszcza swoim.
Czy uważa Pan art. 46. KPK § 2 i art. 385 KPK za konstytucyjny? W skrócie chodzi o to, że prokurator nie musi być obecny na sali rozpraw w czasie toczącego się procesu.
Nie podejmę się jednoznacznej odpowiedzi jeśli chodzi o konstytucyjność, ponieważ wymagałoby to szerszego wykładu na ten temat i naświetlenia wielu okoliczności tej istotnej zmiany wprowadzonej przez obecnie rządzących do procedury karnej. Z pewnością nie oceniam jej jako korzystnej. Wręcz przeciwnie, podzielam zastrzeżenia odnośnie tego uregulowania. Chodzi w największym skrócie o to, że po dokonanej zmianie udział prokuratora nie jest obowiązkowy w sprawach, w których postępowanie przygotowawcze (które poprzedza wniesienie do sądu aktu oskarżenia) zakończyło się w formie dochodzenia, a nie śledztwa. Czyli w sprawach teoretycznie prostszych i mniej groźnych dla społeczeństwa. Brak prokuratora na sali rozpraw implikuje konieczność większej aktywności ze strony sądu szczególnie w zakresie dowodowym, a więc częściowo wchodzenia w rolę prokuratora. W ten sposób sąd pozbawiony jest roli bezstronnego arbitra, ponieważ musi w większym zakresie skupić się na realizacji zasady prawdy materialnej. Mam tu wątpliwości odnośnie realizacji konstytucyjnego prawa strony do całkowicie bezstronnego i niezawisłego sądu, zapisanej w art. 45. Brak prokuratora oznacza także, że po stronie oskarżyciela nie ma nikogo, kto mógłby zawrzeć ugodę czy cofnąć akt oskarżenia, co naruszać może podstawowe standardy ochrony praw procesowych oskarżonego.
Czy według Pana jest zgodne z Konstytucją to, że organ orzekający, jakim jest Sędzia, odczytuje akt oskarżenia? Czy jest to zgodne art. 10 i art. 173 Konstytucji RP ?
Nowe brzmienie przepisu art. 385 k.p.k., zgodnie z którym w razie braku prokuratora, sąd odczytuje akt oskarżenia, powoduje że sędzia w sposób symboliczny wkracza w rolę prokuratora. To bardzo niebezpieczne rozwiązanie, ponieważ narusza równowagę stron podczas procesu karnego oraz prawo oskarżonego do niezależnego sądu, o czym mówiłem wcześniej. To są zarówno gwarancje konstytucyjne, jak i wynikające z Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i Karty Praw Podstawowych w związku z Traktatem o Unii Europejskiej. Nie widziałbym tu natomiast na pierwszy rzut oka naruszenia akurat art. 10 i 173 Konstytucji, które mówią o trójpodziale władz i niezależności sądów. To jest raczej problem ewentualnego naruszenia tym przepisem (nowe brzmienie art. 385 k.p.k.), w związku ze zmianami art. 46 k.p.k., gwarancji sprawiedliwego procesu.
Jak Pan Mecenas, rozumie art. 10 Konstytucji RP, w świetle dzisiejszego stanu demokracji w Polsce?
Nie mam żadnych wątpliwości, że trójpodział władz jest dzisiaj systemowo naruszony i to w bardzo poważnym stopniu. Konsekwentnie prowadzone przez ustawodawcę zmiany w wymiarze sądownictwa od samego początku uderzały w gwarancje ustrojowe wynikające z art. 10 naszej Konstytucji. Obecnie władza ustawodawcza i wykonawcza mają ogromny wpływ na władzę sądowniczą, co zaburza ów trójpodział. Wpływ ten przejawia się zarówno w kontroli dopływu nowych sędziów i awansu dotychczasowych, poprzez upolitycznioną neo-KRS, jak i w podporządkowaniu ministrowi sprawiedliwości i politycznej Izbie Dyscyplinarnej procesu dyscyplinowania sędziów, co z kolei umożliwia usuwanie z systemu niewygodnych ekipie rządzącej sędziów.
W dniu 5 grudnia 2019 r. Sąd Najwyższy wydał wyrok w pierwszej z trzech spraw, w których przedstawiono Trybunałowi Sprawiedliwości UE pytania prejudycjalne dotyczące niezależności Izby Dyscyplinarnej SN i Krajowej Rady Sądownictwa. Wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w tej sprawie zapadł 19 listopada br. Oraz W dniu 8 stycznia br. Sąd Najwyższy w składzie siedmiu sędziów po rozstrzygnięciu w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych zagadnienia prawnego w sprawie o sygn. I NOZP 3/19 podjął uchwałę następującej treści:
- Sąd Najwyższy rozpoznając odwołanie od uchwały Krajowej Rady Sądownictwa w przedmiocie przedstawienia Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej kandydata do pełnienia urzędu na stanowisku sędziego, bada – w granicach podstaw odwołania – czy Krajowa Rada Sądownictwa jest organem niezależnym w świetle kryteriów określonych w wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z dnia 19 listopada 2019 r. w połączonych sprawach C-585/18, C-624/18 i C-625/18, A.K. i in. przeciwko Sąd Najwyższy, pkt. 139-144.
- Sąd Najwyższy uchyla, w granicach zaskarżenia, uchwałę Krajowej Rady Sądownictwa w przedmiocie przedstawienia Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej kandydata do pełnienia urzędu na stanowisku sędziego, jeżeli odwołujący się wykaże, że brak niezależności Krajowej Rady Sądownictwa miał wpływ na treść tej uchwały lub jeżeli – uwzględniając konstytucyjny zakaz badania skuteczności aktu ustrojowego powołania sędziego oraz wynikającego z niego stosunku ustrojowego – odwołujący się wykaże okoliczność określoną w pkt. 125, lub łącznie okoliczności wymienione w pkt. 147-151 wyroku, o którym mowa w pkt. I, wskazujące, że sąd, w składzie którego taki sędzia będzie zasiadał nie będzie niezależny i bezstronny.
Jaki te dwie ważne decyzje mają wpływ na orzeczenia w Sądach powszechnych?
Te dwa orzeczenia odzwierciedlają rozbieżność w orzecznictwie, która zaistniała po wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z 19 listopada 2019 r. Tyle, że drugie z rozstrzygnięć czyli tzw. uchwała siódemkowa Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych została podjęta właśnie przez osoby powołane na stanowiska sędziowskie w procedurze nominacyjnej przed neo-KRS, co do której były wątpliwości. A więc orzekli w swojej własnej sprawie, co jest niedopuszczalne w świetle zasady nemo iudex in causa sua. Pierwszy wyrok wydała Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, która wcześniej zadała pytanie prejudycjalne do TSUE i do której wróciła sprawa z Luksemburga z wytycznymi, tą mapą drogową, o której wcześniej mówiłem. Wyrok SN z 5 grudnia był druzgocący. Idąc bardzo dokładnie poprzez wszystkie kryteria, Sąd Najwyższy wykazał, że nowa KRS nie jest bezstronna i niezależna od władzy wykonawczej i ustawodawczej, a Izba Dyscyplinarna nie jest sądem w rozumieniu prawa UE i prawa krajowego.
Teraz może trochę prowokacyjnie, ale jednak zapytam, czy grozi nam wojna domowa w wyniku chaosu prawnego?
Mam nadzieję, że to nam nie grozi, choć sytuacja jest bardzo poważna i nie należy jej lekceważyć. Propaganda rządowa w publicznych mediach, szczucie wobec sędziów, liczne kłamstwa i manipulacja informacjami na temat sądownictwa, wszystko to nakręca bardzo napiętą atmosferę. Dzisiaj mieliśmy do czynienia z fizycznym atakiem na sędziego podczas rozprawy w Rybniku. To przerażające i niegdyś nie do pomyślenia. W zeszłym roku zamordowano Pawła Adamowicza i nikt poważny nie zaprzeczy, że miało to związek z podłożem politycznym, propagandą i mową nienawiści. Eskalacja takiego napięcia, jakie w tej chwili wytworzyło się w polskim społeczeństwie, może być nieprzewidziana i bardzo dynamiczna, a tym samym groźna.
Niektórzy mówią o tym, że w obronie polskiej demokracji możemy doczekać się nawet rozlewu krwi…
Tak jak powiedziałem, nie należy lekceważyć istniejącego napięcia. Obecna ekipa rządząca wspierana bardzo solidnie propaganda, latami pracowała nad tym, aby wykopać rów w społeczeństwie. Ten rów jest bardzo głęboki i stanowimy coś na kształt dwóch wrogich obozów. Nie potrafimy usiąść przy jednym stole i pogadać. To potworne i bardzo niebezpieczne.
Wróćmy jeszcze do zagadnień czysto prawnych, czy sędziowie Sądów powszechnych są zobowiązani stosować się do uchwał i wyroków Sądu Najwyższego RP?
Mówi Pan zapewne o uchwale połączonych trzech izb Sądu Najwyższego. Na podstawie art. 87 ustawy o SN, taka uchwała ma moc zasady prawnej. Wiąże wprost inne składy orzekające Sądu Najwyższego, a mocą autorytetu wpływa także na linię orzeczniczą sądów powszechnych. Takie uchwały są podejmowane niezwykle rzadko. Maja one na celu ujednolicenie linii orzeczniczej, ponieważ to właśnie Sąd Najwyższy, na podstawie Konstytucji, jest odpowiedzialny na nadzór judykacyjny. W przeszłości takie uchwały zawsze były respektowane przez sądy, a świat prawniczy miał do nich ogromny szacunek.
Jakie konkretnie zmiany wymiarze sprawiedliwości wprowadziłby Pan, gdyby miał Pan taką możliwości?
Prawdziwa reforma wymiaru sprawiedliwości powinna spowodować przyspieszenie procedur przed sądami, ale bez jakiejkolwiek utraty jakości sprawowanego wymiaru sprawiedliwości. Wszyscy chcielibyśmy, aby sądy pracowały sprawnie, nowocześnie i aby były bardziej otwarte dla obywateli. Do tego potrzebna jest zmiana procedur – karnej, cywilnej i sądowo-administracyjnej, informatyzacja sądów i digitalizacja akt, zwiększenie i sprofesjonalizowanie personelu administracyjnego w sądach, zmniejszenie tzw. kognicji sądów, czyli zakresu spraw, jakimi sądy się zajmują. Część obowiązków mogliby pełnić notariusze, urzędy gminy, urzędy stanu cywilnego itd. Sądy muszą zacząć lepiej komunikować się z podsądnymi, trzeba gruntownie przebudować system opinii i biegłych sądowych, a także system państwowej pomocy prawnej, trzeba wprowadzić tzw. sędziów handlowych do postępowań gospodarczych etc. etc. To temat na długą rozmowę, ale jest mnóstwo konkretnych pomysłów, jak faktycznie i prawdziwie zreformować sądownictwo, aby lepiej służyło społeczeństwu.
Jaka jest według Pana rola organizacji pozarządowych, takich jak Helsińska Fundacja Praw Człowieka, w szczególności w realnej sytuacji ograniczonego budżetu RPO?
Ogromna. Ostatnie cztery lata pokazały, że obrona praworządności nie byłaby możliwa bez niezwykle aktywnego udziału szeroko rozumianych środowisk obywatelskich. To nie tylko takie sprawdzone i ugruntowane marki wśród NGO-sów, jak Helsińska Fundacja Praw Człowieka czy Amnesty International Polska, ale także mnóstwo nowych organizacji, częstwo założonych spontanicznie na fali reakcji na niszczenie praworządności. To Obywatele RP, to Akcja Demokracja czy oczywiście KOD. To także koalicja organizacji obywatelskich ze stowarzyszeniami sędziowskimi i prokuratorskimi, czyli Komitet Obrony Sprawiedliwości KOS, który powstał w 2018 roku, w rocznicę wyborów 4 czerwca i zajmuje się organizacją obrony represjonowanych przez władzę prawników. W ramach KOSu występujemy także, wraz z mec. Sylwią Gregorczyk-Abram, w imieniu polskich sędziów przed Trybunałem Sprawiedliwości w Luksemburgu, broniąc podstawowych europejskich kryteriów w polskim wymiarze sprawiedliwości. Rzecznik Praw Obywatelskich jest także niezwykle aktywny na polu obrony niezależności sądownictwa, pomimo znacznego ograniczenia mu funduszy państwowych. Dlatego organizacje pozarządowe bardzo wspierają go i myślę, że te wspólne działania dają bardzo konkretny efekt.
Czy według Pana Helsińska Fundacja Praw Człowieka i jej działania edukacyjne ma realny sens?
Działania edukacyjne mają fundamentalne znaczenie. Edukacja na poziomie szkolnym w zakresie spraw związanych z Konstytucją, ustrojem państwa i sprawami europejskimi, została bardzo zaniedbana i wręcz zlekceważona na przestrzeni ostatnich 30 lat. Dlatego teraz tak ważne są programy edukacyjne, prowadzone przez organizacje i inicjatywy obywatelskie oraz stowarzyszenia prawnicze. Dam przykład niezwykle prężnego i efektywnego programu pod nazwą „Tydzień Konstytucyjny”, realizowanego od kilku lat przez Stowarzyszenie im. prof. Hołdy. To akcja, która odbywa się cyklicznie, co pół roku, w kilkuset szkołach w całej Polsce, w małych i dużych miastach, a także na wsiach, wszędzie. Kilkuset prawników działa całkowicie pro bono, przeszkalając za każdym razem kilkadziesiąt tysięcy dzieciaków ze szkół podstawowych i średnich. Kolejny przykład to zajęcia edukacyjne dla młodzieży na festiwalach rockowych, prowadzone przez sędziów ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”. Sens takich działań jest ogromny, bowiem za każdym razem zwiększa się zrozumienie dla problematyki praworządności w coraz szerszym gronie młodego społeczeństwa. To na pewno zaowocuje w przyszłości.
Rozmawiał: Bronisław Waśniewski-Ciechorski