Polska „zakałą” Europy? | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 27.12.2017

Polska „zakałą” Europy?

Od wielu lat różne ośrodki dbają o to, by opinia zawarta w tytule nabrała „mocy urzędowej”. Zaczęło się jeszcze za czasów Trzeciej Rzeszy Niemieckiej, kiedy to „polscy bandyci” napadli na gliwicką radiostację”, co stało się „bezpośrednim powodem” wybuchu II wojny światowej.

O tym, że do żadnej wojny by nie doszło, gdyby Polska oddała Niemcom tak zwany „korytarz pomorski” łączący Rzeszę z Prusami Wschodnimi, nawet nie trzeba pisać. Potem było już tylko gorzej. Bo polskie ośrodki masowej informacji w najmniejszym stopniu nie potrafiły (nie chciały, nie mogły) przeciwstawić się coraz bardziej nachalnej propagandzie.

Gdy Polacy starali się w miarę normalnie żyć w ustroju, który wolności pozostawiał mniej więcej tyle, ile potrzeba do oddychania, propaganda Zachodu nastawiona była na: po pierwsze, minimalizowanie ogromu niemieckich zbrodni wojennych, w tym takich systemowo opracowanych i realizowanych działań jak likwidacja całych narodowości (cygańskiej, żydowskiej, w dalszej perspektywie także polskiej); po drugie, zagwarantowanie, że Niemcy po przegranej wojnie nie będą musiały płacić znaczących odszkodowań wynikających z roszczeń, (głównie żydowskich, ale także polskich, greckich, francuskich, rosyjskich i wielu innych); po trzecie, że nie będą zbyt starannie poszukiwani niemieccy zbrodniarze wojenni (tu nieprzejednane stanowisko wyrażali i realizowali przedstawiciele Izraela – za co chwała im) oraz po czwarte, że w ramach walki ze zbrodniczym systemem „komunistycznym” szybko i sprawnie odbudowany zostanie niemiecki przemysł i niemiecka siła wojskowa.

Gdy w Polsce nastąpiła gierkowska zmiana, na zachodzie wzmocniono akcenty antypolskie związane z co najmniej współodpowiedzialnością Polaków za ilość ofiar. Wówczas w przestrzeni medialnej pojawiać zaczęły się pierwsze „polskie obozy koncentracyjne” czy, początkowo nieśmiałe, sygnały o odpowiedzialności Polaków za majątki utracone przez Żydów na terenach powojennej Polski i włączonych do ZSRR. Równocześnie w tamtym okresie służby specjalne różnych państw zachodnich nasiliły działania mające na celu „wyrwanie” Polski z systemu wojskowego Układu Warszawskiego. Te działania przyniosły skutek w roku 1989.

Ale już w okresie od „karnawału Solidarności”, a więc przez całe dziesięciolecie, przygotowywano się do przejmowani i „kolonizowania” tego, co po komunizmie w Polsce pozostanie. W tym czasie ośrodki propagandowe państw, które dbały o swoje przyszłe interesy przyklejały Polakom łatki pijaków, nieudaczników, złodziei. Nadających się co najwyżej do pracy na zmywaku (Polacy) lub w domu schadzek (Polki). Główne kierunki propagandy, zwłaszcza niemieckiej, nie uległy zmianie.

Gdy w Polsce nastąpiły długo oczekiwane zmiany polityczne, rozpoczęła się kolejna faza akcji propagandowej. Do ratowania naszego, „zrujnowanego” przemysłu i systemu finansowego, który zbankrutował, przystąpili „najlepsi managerowie”, jakich znał świat. Pomagali im najlepsi polscy „specjaliści”. W efekcie zlikwidowano niemal cały polski przemysł, w wielu przypadkach stanowiący całkiem ciekawą konkurencję dla Zachodu (tu polecam książkę prof. Witolda Kieżuna pt. „Patologia transformacji”, dziwnie przemilczaną w mediach, gdy tymczasem powinna ona wstrząsnąć polską sceną polityczno – gospodarczą).

W tym samym czasie niektórzy przywódcy krajów zachodnich „inwestowali” (zwykle z pomocą służb specjalnych) wcale niemałe pieniądze w „polskie” różnego rodzaju ruchy polityczne, organizacje pozarządowe, fundacje, redakcje itp. Jednak o tym media również, jak dotąd, skutecznie milczą. Czy dlatego, że tak chcą właściciele, czy dlatego, że dziennikarze nie wiedzą, czy dlatego, że się obawiają – nie mnie rozstrzygać. O propagandzie, jakiej byliśmy w tym czasie poddawani, pamiętają nie tylko ludzie tak wiekowi jak ja.

W efekcie po niemal trzydziestu latach transformacji premier rządu zmuszony jest mówić o konieczności repolonizacji banków, odbudowy przemysłu, w tym tak istotnego jak stoczniowy, uszczelnienia systemu podatkowego, nałożenia obowiązku podatkowego na wielkie zagraniczne koncerny, bezlitośnie transferujące zyski z ubogiej Polski do krajów bogatego Zachodu.

Ponieważ od dwóch lat rząd polski dość stanowczo zaczyna dbać o polskie interesy, propaganda antypolska nasila się. Chciałoby się rzec: interes narodowy (niemiecki, francuski, rosyjski, żydowski) ponad wszystko. Gdy okazało się, że polski hydraulik nie jest gorszy od francuskiego, polski informatyk od niemieckiego a władzę w Polsce objął rząd Beaty Szydło – staliśmy się państwem, w którym „występuje poważne zagrożenie demokratycznych wartości wyznawanych przez Unię Europejską, nie realizujemy obowiązku pomagania wojennym uchodźcom z państw muzułmańskich, przeciwstawiamy się wszelkim działaniom mającym na celu ochronę klimatu w Europie (dodatkowo niszcząc ostatni „pierwotny” las na terenie naszego kontynentu), rośnie w Polsce faszyzm, kwitnie nazizm, rozwija się w strasznym tempie antysemityzm”.

To wszystko głoszą o nas na Zachodzie. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że bardzo często z inspiracji i przy wykorzystaniu dziennikarzy, ruchów politycznych, organizacji pozarządowych czy fundacji działających w naszym kraju. Do szczególnych osiągnięć intelektualnych tych polskich „obrońców demokracji” zaliczam stwierdzenie, że wybrany w wolnych, demokratycznych wyborach rząd polski dokonał „zamachu stanu” (niestety, nie zapamiętałem autora tej wiekopomnej myśli).

Akcja propagandowa deprecjonująca Polskę i Polaków na arenie międzynarodowej trwa w najlepsze. Zaliczam do niej całą działalność mającą na celu „dyscyplinowanie” Polski na forum Unii Europejskiej, prowadzoną między innymi przez panią Angelą Merkel i Manuela Macrona. Dla obrony interesów wielkich Niemiec i Francji przywódcy ci gotowi są zrobić dosłownie wszystko, w tym forsować niekończące się dyskusje na temat łamania demokracji w Polsce (w sytuacji, gdy przed Unią stoją naprawdę poważne problemy). I trudno ich za to winić. Ale już panowie Timmermans, Juncker czy Tusk powinni zastanowić się nad swoją rolą we władzach Europejskiej Unii. (Tu krótka, trochę osobista dygresja. Ludzie mojego pokolenia pamiętają gorące, niemal „miłosne” pocałunki wymieniane pomiędzy panami Breżniewem, Honeckerem, Gierkiem, Gomułką. Rozumiem, że czasy się zmieniają, a różne gendery nie-gendery są popularyzowane nawet wbrew społecznym oczekiwaniom. Jednak podobne widoczki nie stanowią dużej wartości estetycznej i sugerowałbym rezygnację z tego typu praktyk. Reakcje na nie polskiego społeczeństwa w latach gomułkowsko-gierkowskich powinny być wystarczającym argumentem).

Dalsza eskalacja propagandowej akcji antypolskiej na arenie Unii Europejskiej (ale nie tylko) spowoduje, że ze społeczeństwa będącego chyba najbardziej „prounijnym” staniemy się co najmniej „unijnosceptycznym”. Mam wrażenie, że nasze stanowisko wobec postawy przywódców unijnych podzielają społeczeństwa (i rządy) co najmniej kilku innych krajów (i nie mam tu na myśli wyłącznie Madziarów). Jestem przekonany, że propagandowa akcja antypolska nie skończy się szybko. Zbyt duże pieniądze włożono w „polski biznes”, zbyt dobre interesy można stracić, żeby tak łatwo z nich rezygnować. Ja wspomnę tylko o dwóch: Caracale i Nord Stream (1 i 2).

Jeśli rządy Prawa i Sprawiedliwości w miarę skutecznie zaczną uniezależniać Polskę, jeśli na arenie międzynarodowej opinia Polski w tak ważnych sprawach jak „uchodźcy”, bezpieczeństwo energetyczne Europy czy handlowe z Amerykanami zacznie przebijać się do świadomości europejskich społeczeństw jako bardziej racjonalna niż to, co prezentują „bardziej dojrzałe demokracje” może okazać się, że król jest nagi, a Europa to tak naprawdę wielka wydmuszka, która ma do zaoferowania swoim obywatelom mniej więcej to, co kiedyś , tylko na nieco wyższym poziomie. Do tego nie można dopuścić za żadną cenę.

Trzeba jak najprędzej przywołać Polaków do porządku i przypomnieć im ich miejsce w szeregu. Na razie realizowane jest to tylko w sferze propagandowej (coraz bardziej intensyfikowanej). Jakie będą następne kroki?

Pocieszające jest, że w historii to właśnie Polska i Polacy potrafili wykazywać się postawą, o której do niedawna mówiono, że jest niezłomna, rycerska. W przeciwieństwie do Francuzów Polacy mogą nie mieć pieniędzy. Ale (jako ogół społeczeństwa) ciągle jeszcze mają zasady. Wierzę, że jeszcze przez kilka pokoleń tak pozostanie. Nawet wbrew tak „wielkim” przywódcom jak np. Gerhard Schroeder.

A co zrobić powinien polski rząd? W moim przekonaniu zdecydowanie postawić na propagandę propolską. Skoro powołano do życia Polski Instytut Sztuki Filmowej, to oczekuję na filmy pokazujące na przykład bohaterską (i skuteczną) walkę Polaków pod Monte Cassino. Chciałbym, aby Anglicy dowiedzieli się nieco prawdy na temat działań polskiego wywiadu przy złamaniu „Enigmy” czy przekazaniu na zachód informacji na temat V1 i V2. Chciałbym, aby raz do roku w Polsce zorganizowano na przykład dzień pamięci o Polakach, Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Chciałbym, aby Polska przybliżała narodom świata i Witolda Pileckiego, i Maksymiliana Kolbe, i niemieckie obozy koncentracyjne zorganizowane na terenach polskich. Chciałbym, aby Europy Zachodniej poznali życiorysy polskich lotników na Zachodzie i sposób, w jaki potraktowano polskich żołnierzy, którzy na Zachodzie pozostali. Chciałbym, aby wśród ludzi w Europie Zachodniej pojawiły się informacje o partyzanckich walkach w Lasach Janowskich i o Dzieciach Zamojszczyzny. Chciałbym, aby na Zachodzie pojawiły się informacje o powstałej w Polsce Republice Pinczowskiej. Chciałbym, aby nauczyciele z Europy Zachodniej, którzy przyjeżdżają do Polski, mogli dowiedzieć się, co oznacza określenie „tajne komplety”. Chciałbym, aby ludzie na Zachodzie wiedzieli, co oznaczają określenia: zbrodnia katyńska, „sonderaktion Krakau”, Dolina Śmierci pod Fordonem i wiele, wiele innych. Chciałbym…

Na pomoc „polskich” niezależnych mediów prywatnych w realizacji tak określonych oczekiwań raczej nie liczę. Media niezależne, jak Gazeta Bałtycka, na pewno nie mają wystarczających możliwości. Ale może pod niezawodną ręką prezesa Jacka Kurskiego, zamiast programów typu „Rolnik szuka żony”, „Sprawa dla reportera”, „Na sygnale”, tureckich seriali propagandowych czy sieczki, w której „dyskutanci” przekrzykują się nawzajem wyemituje jakieś rozmowy naukowców, którzy przybliżą wskazane wyżej tematy? Ciągle wierzę, że tak może być. Jeśli nie doczekam, to Polska może naprawdę w świadomości niektórych społeczeństw pozostać „zakałą Europy”. Najbardziej zadowolony z tego stanu rzeczy będzie Władimir Putin.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.

Wyświetlono 5 komentarzy
Napisano
  1. BALCER pisze:

    Szanowny panie. Putin już jest zadowolony z aktualnej sytuacji. Lewica w latach 90 nie była tak prorosyjska jak obecna władza. Pytanie tylko czy robią to świadomie czy z głupoty. Mam 58 lat i też trochę pamiętam. Nawet komuniści chociaż starali się stworzyć wrażenie szacunku dla prawa s PiS nawet nie ukrywa że najwyższym celem jest zadowolenie prezesa.

  2. Imię... pisze:

    Dlatego szacunek dla wolnych mediów za prawdziwą opinię ! Polacy jak zwykle obudzą się po fakcie ! Teraz są zmanipulowani za ogromne pieniądze obcych którzy nie mogą pozwolć by Polska urosła w siłę i stala się samodzielna !

    • Aleksander pisze:

      Masz racje dlatego ja regularnie wspieram finansowo niezależne polskie media. To jedyna droga do polskiej wolnosci. Inaczej przepadniemy. Tak trzymać!!!!!!!

  3. Wikt pisze:

    Dobry artykuł.

  4. Mirosław pisze:

    Panie Łopiński!
    Jest Pan typowym, bezradnym, polskim kompleksiarzem! Co powinien Pan zrobić, by poprawić swoją pozycje? Może znaleźć najbardziej znamienity rynek, zrobić na jego środku kupę i krzyczeć o papier!

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika