Problem z przetargami: W efekcie toalety „zapychają się” a pracownicy mają papier ścierny zamiast toaletowego
Kolej na Śląsku w dalszym ciągu odwołuje pociągi, na lotnisku w Modlinie pas startowy rozpada się, autostrady w dalszym ciągu nie są połączone w logiczny system dróg, stadiony (przynajmniej niektóre) generują gigantyczne koszty, kolejki do lekarzy nie zmniejszają się, szkoły są zamykane, sądy są „restrukturyzowane”, (w swoim czasie pisałem o obecnie obowiązującej „definicji” tego trudnego słowa), bezrobocie rośnie. Wygląda na to, że choć zapowiadany na 21.12.2012 koniec świata nie nastąpił, na Polskę spadły „plagi egipskie”. W związku z tym mam kilka propozycji.
Usprawnienie funkcjonowania kolei
Propozycja pierwsza, kierowana do prezesa za ok. 59 tys. miesięcznie PKP. Może, zamiast wprowadzać kolejne zmiany w strukturze tego skomplikowanego przedsiębiorstwa, należy zastanowić się nad wspólnym dla kraju systemem połączeń kolejowych? Gdzie warunków nie będą dyktowały ambicje poszczególnych prezesów, prezesików, dyrektorów, dyrektorków itp.
Myślę, że można określić potrzeby przewozowe (pasażerskie i towarowe) w skali kraju. Myślę, że można określić potencjał potrzeb przewozowych (pasażerskich i towarowych) w skali kraju. Można porozumieć się z przewoźnikami i dowiedzieć się, a przynajmniej oszacować, możliwe do uzyskania wpływy ze świadczonych (oraz potencjalnie świadczonych) usług przewozowych (pasażerskich i towarowych).
Można oszacować, jakie ceny usług przewozowych są do zaakceptowania przez klientów i potencjalnych klientów PKP (w skali kraju). Dam jeden tylko przykład. Kilku znajomych dojeżdża do pracy w Gdańsku z Malborka (inni dojeżdżają np. z rejonu Kaszub). Z uwagi na kiepskie połączenia, brak punktualności itp. Ludzie ci już dawno zorganizowali się, wypinając się na państwo, publicznych przewoźników i to wszystko, co im Rzeczpospolita normalnie zorganizowana zapewnić powinna.
A więc policzmy. Średnio trzy osoby w samochodzie, sto km dziennie, średnie zużycie paliwa 6l/100km, cena paliwa – ok. 5,50 zł/l. Dwadzieścia dwa dni w miesiącu. Jeśli się nie pomyliłem, to każdy z trójki moich „bohaterów” na dojazd do pracy płaci ok. 242,-zł.
Wrócą na kolej, jeśli:
- Za miesięczny bilet zapłacą mniej, (tu od razu uwaga: trzeba tu uwzględnić koszty biletów komunikacji miejskiej w miejscu pracy i w miejscu zamieszkania. Można to wszakże rozwiązać np. poprzez udostępnianie „busików” skomunikowanych z pociągami i dowożących pasażerów PKP do określonych miejsc pracy, budów itp. Po „załatwieniu” spraw pasażerów wspomniane busiki mogłyby np. świadczyć usługi transportu sanitarnego, szkolnego itp.Wiem, że jest to rozwiązanie dość rewolucyjne, ale jeśli chcemy mieć pasażerów, to trzeba o ich pieniądze nieco się postarać),
- będą mieli minimum pewności, że każdego dnia dojadą do pracy i po pracy do domu w miarę punktualnie,
- będą dojeżdżali do pracy w warunkach, w jakich powinno się podróżować w dwudziestym pierwszym wieku.
Tylko tak oszacowanymi wpływami można posiłkować się tworząc plan budżetowy firmy. I należy to robić w skali kraju, a nie np. miasta, województwa czy powiatu. Jeśli ludzie mają być mobilni (a już są), to nie mogą jeździć w granicach jednego województwa czy powiatu. Podobną analizę można przeprowadzić dla przewozów towarowych. I za tego typu analizy można płacić różnym „ernstendjangom” czy innym „prajsłoterhausom”.
Do tak określonych wpływów, powiększonych o ewentualne dotacje z budżetu Rzeczpospolitej, należy planować wydatki w przedsiębiorstwie. Do tak określonych wpływów należy dostosować strukturę przedsiębiorstwa, którym się kieruje za jedne pięćdziesiąt dziewięć tysięcy miesięcznie.
Tylko, że wówczas może zabraknąć pieniędzy na kolegów kumpli, szwagrów teściowych, pociotków itp. A to już jest strata niepowetowana. Lepiej likwidować „kolej żelazną” jako nieopłacalną.
Przetargi – najważniejsze kryterium: najniższa cena
Propozycja druga: przyjrzyjmy się kto i dlaczego tak chętnie przyjmuje w procesie wyboru wykonawcy robót zlecanych na zamówienie publiczne jedno tylko kryterium, kryterium ceny.
Z jednej strony człowiek opracowujący Specyfikację Istotnych Warunków Zamówienia nie zna się na tym, co ma zlecić. Jest mu więc trudno tak precyzyjnie opisać przedmiot zamówienia, aby zapewnić swojemu pracodawcy właściwą jakość wykonania usługi.
Prosty przykład. W zaprzyjaźnionej firmie szukano firmy sprzątającej. Wygrała firma A, oferująca najniższą cenę. Tylko w SIWZ nie podano, jakiej jakości (np. o jakiej gramaturze) ma być papier toaletowy, dostarczany przez wybranego wykonawcę. W efekcie toalety „zapychają się”, pracownicy klną, że w toaletach mają papier ścierny zamiast toaletowego, a wszyscy są w porządku.
Z drugiej strony, przy bardziej skomplikowanych zamówieniach, do opracowywania SIWZ powinny być powoływane zespoły naprawdę dobrych fachowców, których w procesie opracowywania warunków nie można zmuszać do pośpiechu.
Ja wiem, że to będzie niepopularne, ale prace intelektualna, prace inżynierskie, prace projektowe itp. nie znoszą pośpiechu. Jeśli w procesie twórczym (na poziomie inżynierskim) wymusza się pośpiech, to nie dziwmy się, że zapadają się pasy startowe, że walą się hale targowe, że samoloty spadają i Bóg wie, co tam jeszcze.
I jeszcze jedna ważna sprawa. Wprowadzone obostrzenia dotyczące ewentualnych zapisów, nie pozwalające na wskazanie marki preferowanego producenta, to jest poważne nieporozumienie. Jeśli mam flotę samochodów określonego producenta, to kolejne samochody chcę mieć dokładnie od tego samego producenta. Pozwoli mi to na racjonalizację gospodarki częściami zamiennymi, pozwoli na unifikację tych części, pozwoli mi ograniczyć koszty szkolenia własnych serwisantów itp., itd. Ustawa mi na to nie pozwala. To niemal sabotaż!!!
Na początku działania ustawy „Prawo zamówień publicznych” zdarzali się ludzie, gotowi włączać do kryterium oceny oferty np. wyposażenie techniczne wykonawcy, jego pozycję na istniejącym rynku, sprawność serwisu czy np. przedstawiane przez potencjalnych wykonawców koszty eksploatacji. Szybko okazało się, że takie, moim zdaniem jak najbardziej słuszne i logiczne podejście do sprawy zostało „sprowadzone na ziemię”.
Niemal każde takie działanie można było podciągnąć pod „ustawianie” przetargu. A wówczas CBA, CBŚ, CIA, FBI, KGB i na dokładkę GRU. No cóż ? Można było. W efekcie mamy to, co mamy i nie wiemy, jak z tego wyjść. Na szczęście mamy sprawny parlament, znakomitych posłów. Szybko naprawią ewentualne drobne usterki w obowiązujących regulacjach prawnych. Czego wszystkim życzę.