„Incydent gorzowski”. Premier – zdrajca? Nie w tym jest problem
Media mają używanie. Siedemnastoletnia panienka z Gorzowa pozwoliła sobie nazwać premiera rządu Rzeczpospolitej zdrajcą. A następnie nie przyjąć ofiarowywanego jej przez tegoż premiera bukietu kwiatów. Dziewczyna z dnia na dzień zostaje gwiazdą.
Jej krótki życiorys „analizowany” jest na wszystkie strony. „Weryfikacji” poddawana jest jej wiedza. „Dziennikarze” starają się poznać jej poglądy na wszystkie sprawy. Żeby było jeszcze bardziej „wiarygodnie”, sprawdza się postawę i poglądy jej rodziców. Za czas jakiś okaże się, że dziewczę jest „głupiutkie”, młodzieńczo naiwne, w gruncie rzeczy niewiele warte. I w zasadzie wszystko wróci do normy, reputacja premiera, w przeciwieństwie do reputacji dziewczyny, nie ucierpi.
Nie zamierzam wychwalać panny Marysi. Uważam, że nawet młodzieńcza wiara w ideały nie powinna przysłaniać elementarnych zasad grzeczności (nawet tej młodzieńczej, żywiołowej, pełnej energii, ale jednak grzeczności). W tym przypadku zdecydowanie jej zabrakło. Ale przecież jest jeszcze druga gwiazda „incydentu gorzowskiego”. Jest nią pan premier.
Pominę moje przypuszczenia, że medialna wrzawa wokół sprawy jest delikatnie inspirowana i kontrolowana z okolic kancelarii pana premiera. Ewentualne działania w tym zakresie można prowadzić na tyle subtelnie, że nikt nie będzie w stanie ich udowodnić. Jeśli wierzyć mediom i samej głównej bohaterce, jest jednak coś, czego to pan premier powinien się wstydzić.
Ponoć po powrocie do Gorzowa, po drugim spotkaniu, pan premier starał się wręczyć pannie Marysi bukiet kwiatów. Otrzymany wcześniej od jej szkolnych kolegów. No cóż. Chciałoby się rzec, „jaki zdrajca, taki premier”. Jeśli bukiet miał być wyrazem woli pojednania, swoistym znakiem pokoju przekazywanym przedstawicielce młodego, buntowniczego pokolenia, to powinno być premiera stać na kupno tego bukietu za własne, „ciężko zarobione” pieniądze.
W konkretnym przypadku zachowanie premiera uważam za mało eleganckie. I nie dziwię się, że dziewczyna nie przyjęła tych kwiatów. Ona co prawda uzasadniła swój gest także tym, że od zdrajcy nie przyjmuje kwiatów, jednak i na element elegancji uwagę zwróciła. I tu jest mój wielki podziw dla tej dziewczyny i tych wszystkich, którzy mają wpływ na jej nauczanie, wychowanie i zachowanie.
Okazuje się, że są w Polsce młodzi ludzie, którzy wiedzą, jak należy się zachować w różnych, czasem niespodziewanych sytuacjach. Mimo zaledwie siedemnastu lat, mimo, że nie byli uczeni zasad dyplomatycznego savoir-vivre. Tej wiedzy, niestety, zabrakło panu premierowi. Mały „gescheft”. „To wyjątkowo paskudne, obrzydliwe”
Wierzę głęboko, że tacy właśnie jak panna Marysia, dzisiaj jeszcze młodzi ludzie, gdy dojdą do władzy (w rządzie, w partii, w samorządzie, w firmie, w jakiejkolwiek organizacji) nie będą wykorzystywali funduszy reprezentacyjnych do kupowania własnej żonie kiecek, fundowania znajomym i przyjaciołom prezentów i obiadków za publiczne (partyjne, zakładowe, organizacyjne) pieniądze. Bo i w tej materii nasza dzisiejsza rzeczywistość wyraźnie trzeszczy.
Gwoli wyjaśnienia. Zdarza się, że np. artysta operowy otrzymany po występie bukiet kwiatów rzuca na widownię lub wręcza np. pierwszej skrzypaczce. Ale on na ten bukiet zapracował. Swoim występem. Pan premier natomiast „dał występ”. Szkoda, że zamknięty. I szkoda, że tak nieelegancko zakończony (?).
Kto najbardziej okrada nas i gospodarkę narodową. W jaki sposób okrada nas hunta wojskowa?
Gdańska postawiła sobie za cel okradać biznesmenów a bywa, że również naukowców. Ale z czego oni ich kradają? Kradną m.in. pomysły. Wypracowali także różne sposoby walki z konkurencją. Jaką konkurencją? Za konkurencję uważają oni firmy wg. których stworzyli własne – klonowane biznesy. Wbrew pozorom tego typu przypadków wcale nie jest mało, a dotyczy to zwłaszcza tych najlepiej prosperujących biznesów. Kradzione przedsiębiorstwa prowadzą nie tylko członkowie hunty ale także ich znajomi oraz rodziny. A wtórnym skutkiem kradzieży jest podobne zjawisko na rynku pracy, kiedy to zatrudnienie w takich firmach znajdują na ogół jedynie polecene przez klikę osoby.
Zjawisko to dotyczy to nie tylko zewnętrznej postaci firmy, sięga dużo głębiej – do wewnętrznej kultury, metod zarządzania, marketingu a nawet finansów i know-khow. Jak oni to robią? Można to nazwać skrytą wojną wypowiedzianą nie-swoim biznesmenom.
W jaki sposób można takiego oszusta prowadzącego nieuczciwy interes rozpoznać? Całkiem łatwo. Wszędzie on węszy, co czuć jakby, jeśli jest on w pobliżu. Czuć wtedy na sobie jakby jego wzrok, ciekawość oraz zainteresowanie, ale nie przyzna on się do tego. Wsadzi swój nos wszędzie, jego „węszenie” niekiedy czuć nawet z dużej odległości (co pozostaje w kręgu zjawisk niewyjaśnionych, ale zdarzających się dosyć często).
Ale rodzi się pytabie: jak to się dzieje, że o prywatnej firmie hunta wie aż tak wiele? Szkolą oni na swoje potrzeby (tak naprawdę nikomu niepotrzebne) szpiegów oraz zdalnych morderców. Dlatego też wystepująca u nich pokusa wykorzystania tego do osiągania własnych korzyści, a nawet do zabawy, bo nikt tego przecież nie widzi, a przekraczanie granic prawa to dla nich jak chleb powszedni.
Poza kradzieżą samych pomysłów na biznes praktykują także kradzież innych informacji, jak lista kontrahentów, odbiorców a nawet stałych klientów. Jak to się dzieje, że pozostają oni bezkarni? Za sprawą wypracowanych przez wojsko metod. Jednak na początek wystarczy im aby poznać zwykłe dane osobowe, np. kontrahentów, nr-y tel. lub jakiekolwiek dane kontaktowe. W dalszym postępowaniu to już zwykły prosty marketing.
Dla wielu osób, którzy zostali okradzieni był to złoty interes, najlepszy pomysł życia, który niepostrzeżenie czmychnął, przestał przynosić dochody niewiadomo dlaczego, a do tej pory wszystko szło wspaniale. Za to całkiem niedaleko nowa firma rozpoczęła niemal indentyczny biznes, prawie co do joty, a najlepsze jest to, że firma ta ma tych samych kontrahentów. No i doskonale prosperuje już od samego początku.
Jeśli więc ktoś utracił swój biznes w tajemniczych okolicznościach j.w., to powinien to zgłosić na policję. Nawet jeśli ma duże wątpliwości jak to się stało. Im więcej takich osób tym większe szanse na odzyskanie utraconego majątku.
Niektóre osoby wcześniej nawet nie podejrzewały w najśmielszych swoich myślach, że zostały okradzione z ich życiowych biznesów, a tajemnicze okoliczności wskazują, że mogło to właśnie tak wyglądać.
Czasami jeszcze taka okradziona firma próbuje walczyć z nieuczciwymi przedsiębiorcami o swoje interesy np. w sądzie. Ale hunta prowadzi wtedy z osobami z tej firmy prawdziwą wojnę, najczęściej skrytą, tak aby nie pozostawić po sobie dowodów. Nierzadko bywa także, że dzieci ofiary są terroryzowane przez pedofili równie tajemniczymi wypracowanymi przez huntę metodami. Tacy pedofile zwykle nigdy nie chcą się już odczepić.